Boliwijczycy są bardzo grzeczni
dodane 2012-06-24 02:42
Czerwiec 2012
Czasem wydaje się ludziom w Europie, że są pępkiem świata, że poza cywilizacją zachodnią żyją same dzikusy. Tymczasem ja nie mogę się nadziwić jak duże znaczenie Boliwijczycy przywiązują do kurtuazji, jak bardzo są formalni w relacjach z drugimi. Zawsze zanim zadadzą pytanie, mówią, że chcą zadać pytanie. Kiedy zaczynają mówić, np. na zebraniach, najpierw proszą o pozwolenie, żeby zabrać głos, choć i tak już są przy głosie. Na powitanie zawsze pytają: jak się masz? i całują się jeden raz, ale tylko mężczyźni z kobietami. Uwielbiają retorykę. Treść przemowy nie może być istotna, jeżeli została podana w nieodpowiedniej formie. I są bardzo wrażliwi, aby kogoś nie urazić. Ile razy moi katecheci spierali się i aż prosili mnie, żebym rozstrzygał między nimi z powodu jakiegoś konwenansu źle zachowanego, z powodu jakiegoś sms-a, który został źle zinterpretowany. Słuchałem ich i myślałem sobie, że induktywizm metalogiczny spadkobierców idealizmu postgnoseologicznego jest dziecinną grą w porównaniu do tyrad o dobrym smaku krótkich wiadomości tekstowych w wykonaniu moich kochanych katechistów.
Niedawno zdarzyło mi się zdenerwować. Wybuchnąłem jednym z tych gniewów właściwych dla flegmatyków i skrzyczałem dwójkę katechistów. Na drugi dzień zwołali zebranie generalne i podali się do dymisji. Musiałem się upokorzyć jak cesarz w Canossie, przeprosić za gwałt, tłumaczyć, że za emocjami stały konkretne argumenty. Rytuał przeprosin został przyjęty, równowaga sił w kosmosie została przywrócona.
Skąd u Boliwijczyków taka potrzeba konwenansu? Przecież w sprawach materialnych obchodzą się często byle jedzeniem, byle mieszkaniem, byle higieną. A w relacjach międzyludzkich tak z żywymi, jak i ze zmarłymi, robią się niewolnikami formuł, które ledwie dźwigają. Chyba nie wynika to tylko z jakiejś kolonialnej etykiety, którą narzucili Hiszpanie, domagając się dla siebie dworskich honorów. Zdaje się, że rytualizm jako taki jest częścią kultury andyjskiej. W świecie andyjskim, gdzie wysokość i surowość klimatu przesycają sakralnym lękiem, wszystkie relacje międzyludzkie i ludzi z przyrodą są podporządkowane ścisłym zasadom wzajemności. Jeśli człowiek nie złoży właściwej ofiary Paciamamie, może spaść grad albo przyjść susza. Jeśli zmarłym nie da się godnego, to znaczy z pompą, pochówku, mogą przestać się nami opiekować. A ponieważ siły przyrody są postrzegane jako byty o znaczeniu duchowym, więc relacje z nimi podlegają też zasadom rytualnym. Stąd wszyscy Boliwijczycy, nie tylko Indianie zachowują się na co dzień w sposób nieco rytualny. Stosunki międzyludzkie podlegają bardzo wrażliwym prawom grzeczności, którym Europejczyk przyzwyczajony do bezpośredniości na ogół nie potrafi zadośćuczynić. Dlatego też bezceremonialna forma bycia obcokrajowca łatwo może zostać zinterpretowana jako obraza świętości, jako nadużycie rytualne, pogwałcenie prawa wzajemności i zaburzenie porządku. Stąd już niedaleko do otwartej demonizacji obcokrajowca, który jest zagrożeniem nie tylko z powodu swojego „nieokrzesania”, ale już przez sam fakt pojawienia się w scenerii Altiplano, gdzie wszelki byt balansuje na wąskiej linie między życiem i śmiercią.
Ustalenie równowagi, zadośćuczynienie zasadzie wzajemności tak absorbuje Boliwijczyków, że nie zbywa im już żadna siła do zainteresowania się światem zewnętrznym. Na przykład kultura boliwijskiego Altiplano nie posiada zaskakujących zdolności asymilacyjnych, nie jest otwarta i ciekawa nowości. Znamienne, że Boliwijczycy prawie w ogóle nie podróżują w celach turystycznych. Ani nie oddalają się zbytnio od własnego domu. Nawet swoich zmarłych lubią pochować w pobliżu domu, a najlepiej w jego fundamentach. Także przedsięwzięcie misyjne ewangelizacji Indian nigdy nie zostało uwieńczone ostatecznym sukcesem. Zawsze istniały ogniska zakamuflowanego „pogaństwa”, a ci, którzy przyjmowali wiarę kolonizatorów, robili to na swój sposób, dokonując swoistej adaptacji katolicyzmu do rodzimego światopoglądu. Dla większości ludzi Ajmara czy Keczua nie ma sprzeczności w modleniu się jednoczesnym do świętych i do przodków, do Matki Bożej i do Paciamamy. Jednym słowem, mam tu do czynienia z kulturą bardzo zrytualizowaną i dosyć zamkniętą.
Sposobem okazania czci drugiej osobie jest posypanie jej głowy śniegiem z papieru
Składanie ofiar z pokarmów i napojów jest praktyką prawie każdej rodziny.