Prowincja Carangas
dodane 2012-05-06 03:42
02-03. 05. 2012
Po przeżyciach w Oruro pojechałem na dwa dni w głąb Altiplano. Z miejscowości Patacamaya, między La Paz i Oruro, odchodzi droga w kierunku Chile. Do granicy jest jeszcze ok. 170 km. Droga wiedzie niemalże przez pustkowia. Od czasu do czasu ktoś wysiada z busika. Kierowca zdejmuje z dachu rower pasażera i szczęśliwy człowieczek jedzie do swojej osady, gdzie ludzie zajmują się prawie wyłącznie wypasaniem lam, alpak i owiec. Po drodze przyświeca nam niemal cały czas lodowy szczyt Sajamy, góry, która ma 6500 m. n.p.m. Już od dawna marzyłem o tym, żeby zmierzyć się z Sajamą, majestatycznym szczytem wulkaniczny w Kordylierze Wschodniej. Zanim zachorowałem na kręgosłup, miałem już przygotowane plany, żeby się na nią wspinać. Dziś przyjeżdżam, żeby chociaż tylko popatrzeć.
Razem z siostrą Gabrysią, która mi towarzyszy wysiadamy w miejscowości Curahuara de Carangas. Małe senne miasteczko z niezwykle przebudzonym proboszczem. Parafia ma 400 lat. Plebania dopiero w budowie. Kościół jest arcydziełem. Na zewnątrz, jak wszystkie kościoły w tym regionie, pomalowany wapnem na biało. Co roku trzeba odnawiać malowanie, bo inaczej deszcz odkrywa brązową glinę adobe, z którego zbudowane są mury. Dach pokryty trawą, która porasta Altiplano i którą jedzą też lamy. Obok kościoła potężna wieża z dzwonami, a niektóre dzwony mają pęknięte serce. Ten kościół jest nazywany Kaplicą Sykstyńską Altiplano. Pamiętam w Peru też zwiedzałem kiedyś kościół, któremu nadawano ten sam tytuł Kaplicy Sykstyńskiej. Ale tam zajeżdżały wszystkie grupy turystyczne, tutaj jest cisza i spokój, aż mam wrażenie, że jestem pierwszy, który odkrywa sekrety misji francuskich dominikanów, którzy budowali kościół wśród Indian Carangas przed 400-tu laty. Wnętrze kościoła pokryte jest całe malowidłami o treści biblijnej. Wchodząc, najpierw człowiek widzi sąd ostateczny. Chrystus sędzia góruje nad całą sceną, gdzie anioł odważa każdą duszę. Dusze ciężkie wpadają do paszczy Lewiatana. Dusze lekkie, wstępują przed tron Boży. Malowidło przypomina te same sceny sądu ostatecznego wymalowane na ścianach kościółków na Mołdawii rumuńskiej. Te same kolory, ta sama kompozycja, to samo przesłanie. Różnica tylko w tym, że malowidła z Carangas wykonali Indianie pod kierunkiem misjonarzy. W ołtarzu głównym znajduję obraz nawiedzenia św. Elżbiety i obrzezania Jezusa. Ten obraz został wykonany z większą pieczołowitością, znać rękę wprawionego malarza, doskonały warsztat. Gdyby nie był namalowany na ścianie, przypuszczałbym, że został przywieziony z Europy. Przypomina jeszcze malarstwo średniowieczne. Skojarzył mi się z doskonałym pędzlem van Eycka, którego „Pokłon Barankowi” podziwiałem kiedyś w Gandawie, w Belgii.
Z Curhuara proboszcz zabrał nas na wycieczkę w stronę Sajamy. Dojechaliśmy do kilku kościółków, które ostatnio zostały odremontowane staraniem księdza i z pomocą ambasady amerykańskiej. Były to jedne z tych najpiękniejszych miejsc na świecie, gdzie w majestat przyrody wpisuje się piękno duchowe utrwalone w architekturze sakralnej. Wioska o tej samej nazwie co góra – Sajama, na wysokości prawie 4500 m. w każdym Europejskim kraju byłaby mekką turystów. Dziś jest zupełnie pusta. Na wjeździe do parku narodowego nie ma żadnego strażnika. We wiosce panuje półmrok. Cień Sajamy, która jest tutaj na wyciągnięcie ręki, zasłania światło słońca. Popielawy kolor wulkanicznej ziemi kontrastuje z nieskalaną bielą lodowców, które pokrywają też inne góry w oddali, w stronę granicy z Chile. W małym sklepiku kupiłem od Indianki stare, ręcznie tkane i farbowane aguayo. Indianka poczęstowała nas napojem i ciastem. Dalej pojechaliśmy w stronę gejzerów.
Horyzont XIX-to wiecznej Łodzi musiał przypominać pole gejzerów, które zobaczyliśmy. Nieskończona liczba otworów w ziemi wyrzucała wodę i parę, których ciepło pochodzi z wnętrza ziemi. Wydaje się jakby diabeł gotował sobie zupę. Woda rozpuszcza skałę, wypływa i spada do strumyka, który nieustannie jest ciepły. Ciekawe czy Indianie mieli jakieś wierzenia co do tych gejzerów. O górach wierzyli, że są miejscem zamieszkania duchów, miejscem świętym. Na wzgórzach, które miały szczególne znaczenie duchowe budowali swoje miejsca kultu, które misjonarze zamieniali potem na kościoły, kaplice, czy choćby stacje drogi krzyżowej. A gejzery… budzą respekt, przypominają, że jestem w centrum aktywności wulkanicznej. Na szczycie innego sześciotysięcznika, nieopodal widać na szczycie wycięcie krateru. W minionym tygodniu mówiono o lekkim trzęsieniu ziemi na linii 700km wybrzeża chilijskiego. W Cochabambie odczuliśmy dość silny wstrząs, który spowodował lekką panikę. Wszyscy wybiegli z domów i biur. Ponoć w bankach ludzie w strachu porzucili pieniądze.
Wróciliśmy spokojnie do domu, tankując jeszcze paliwo na stacji, która pozostaje zupełnie nieświadoma swojego prawdopodobnego tytułu najwyżej położonej na świecie stacji benzynowej. Wysokościomierz wskazywał 4500 m.
Piękno Sajamy jest uwodzicielskie
Ziemia jest istotą żywą, bo wyrzuca gazy
Senna wioska u stóp wulkanu. Ulice od tysięcy lat pokrywa popielasta ziemia
Sąd ostateczny, Chrystus sędzia i paszcza Lewiatana
Odpust w odległej górskiej osadzie