Emocje w Oruro

dodane 03:26

30.04.2012

Udało mi się wyrwać z parafii na kilka dni odpoczynku. Pojechałem najpierw do Oruro, ufny w niezawodną gościnność sióstr dominikanek. Pierwszego maja nie poszliśmy na pochód, bo w Boliwii ostatnio pochody zamieniły się w gwałtowne demonstracje i blokowanie dróg. Co rzadkie, na ulice wyszli lekarze, żądając 6-cio godzinnego dnia pracy. W prezencie na dzień pracy rząd postanowił potraktować demonstrantów gazami chemicznymi, tłumacząc, że staje w obronie praw reszty ludności. Przecież obecnie nie można iść ani do lekarza, bo lekarze na ulicy, ani do pracy, bo transport zablokowany. A więc zamiast iść na tradycyjny pochód, poszliśmy na odpust do kościoła pod wezwaniem „Jezusa robotnika”. Eucharystię sprawował biskup, Polak. Na zakończenie mszy odniósł się do sytuacji ostrego protestu, jaki od 8 dni prowadzi grupa ludzi przeciwko jego osobie. Okazuje się, że duch buntu skierował się nie tylko przeciw polityce rządu, ale również przeciwko biskupowi. Całe zamieszanie spowodowało usunięcie pewnego szanowanego kapłana z funkcji rektora sanktuarium. Wierni zaczęli organizować procesje protestacyjne, pikiety pod kurią biskupią, a wreszcie kilka osób zdecydowało się na strajk głodowy, żądając przywrócenia rektora i przyjazdu nuncjusza apostolskiego do miasta. Wieczorem z ciekawości poszliśmy z jedną siostrą pod kurię. Kilkanaście osób z plakatami wymuszało na kierowcach przejeżdżających samochodów, żeby zatrąbili „przeciwko niesprawiedliwości”. Race wystrzeliwane w niebo rozpalały ducha walki. Samochód z megafonem na dachu krążył ulicami nawołując do poparcia powrotu dawnego rektora do sanktuarium. Między okrzykami niezadowolenia odmawiano „Zdrowaś Maryjo”.

Nienasyceni emocji, poszliśmy jeszcze do miejsca, gdzie był prowadzony strajk głodowy. W siedzibie Komitetu Społecznego („Comité Civic”) okna oplakatowane treściami przeciwko niesprawiedliwości, niezgodzie, pysze, których źródłem jest biskup. Na piętrze w sali 4 materace, obraz Matki Bożej i kobiety czekające w napięciu wiadomości ze spotkania między biskupem i kapłanami - zakonnikami z sanktuarium. Na szczęście jestem z Cochabamby, więc nie muszę zabierać stanowiska w sporze. Nikt mnie też nie podejrzewa, że jestem wysłany przez biskupa na zwiady. Po pewnym czasie przychodzi ksiądz, którego dymisja stała się powodem całego zamieszania. Razem z nim jeszcze więcej osób, które go popierają. Wreszcie pojawiają się też mężczyźni, bo jak dotąd sprawa wyglądała na typowo „babską” aferę. Sala się wypełnia i ludzie stoją jeszcze na korytarzu i na schodach. Leciwy już kapłan, Włoch, chwilkę modli się przed obrazkiem Matki Bożej, siada i zaczyna mówić. Przedstawia postanowienia z zebrania z biskupem. Zapowiada, że wkrótce wyjedzie z miasta, że prosi, by zaprzestano strajku, by spróbowano jeszcze raz nawiązać dialog z biskupem. Ale mówi też, że choć nie popiera protestu, będzie respektował decyzje ludzi, bo on sam zawsze ich uczył szacunku i respektu dla drugiego. Ludzie nie myślą zaprzestać protestu. Wręcz przeciwnie, kolejne godziny dyskusji rozpalają jeszcze ducha złości przeciwko biskupowi. Ktoś mówi: „Ksiądz jest dla mnie jak anioł, zwracając się do byłego rektora sanktuarium, ja nie pozwolę, żeby anioł odszedł, a został zły”. Ktoś inny argumentuje, że można zwolnić księdza z obowiązku proboszcza, ale dlaczego nakazywać mu wyjazd do innego kraju? Mówi, ja mam w domu babcię i nie wyrzucę jej z mieszkania, dlatego że mi się nie podoba; działanie biskupa jest nieludzkie. Wszyscy zarzucają biskupowi brak pokory, wydalenie z diecezji najlepszych księży i domagają się, żeby samego biskupa wydalono z miasta, z kraju i z kontynentu. Do tego dochodzą argumenty nieco ideologiczne: ...bo skończyły się już czasy kolonii. Dziś już nikt nam nie może narzucać mieczem co mamy robić. Możemy się nie zgadzać z decyzjami hierarchii, my jesteśmy Kościołem i zabieramy się do dzieła oczyszczenia Kościoła ze zła. Żyjemy w czasie zmian („tiempo de cambios” – naczelne hasło obecnego rządu, szafowane razem z hasłami: dekolonizacji, antyimperializmu, odnowy państwa i rządu Indian), dlaczego musimy godzić się na taką pionowość Kościoła, my też mamy władzę i możemy usunąć biskupa z diecezji. Kapłan, Włoch już nic nie mówi. A ludzie idą dalej: nie pozwolimy faryzeuszom jeszcze raz ukrzyżować Chrystusa. Przypomina mi się opowiadanie Dostojewskiego o „Wielkim Inkwizytorze”. Chrystus milczy, kiedy Inkwizytor skazuje go na śmierć jeszcze raz…, bo jest niewygodny. W pewnym momencie ktoś proponuje, żebym ja został miediatorem w sporze z biskupem. Na szczęście większość się nie zgadza i postanawiają jednak szukać pomocy u nuncjusza.

Wyszedłem przybity z tego mitingu. Na przeciwnym rogu ulic dostrzegłem klub nocny, który nazywał się „Katharsis”. Klub był pusty. Katharsis dopiero musi przyjść. Póki co ludzie nastawieni bojowo zapowiadają, że będą się krzyżować przed kurią biskupią, że sprowadzą górników i górnicy wywiozą biskupa na taczce, kiedy będzie sprawował mszę w katedrze. Na usprawiedliwienie samych siebie mówią: Boliwia to nie Polska, my tutaj możemy to zrobić.

"Jeśli nie podoba ci się kłamstwo, zatrąb" - agitowali protestujący pod kurią biskupią

 

Strajk głodowy świeckich Kościoła w Oruro. Proszę nie naśladować!

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 05.11.2024