Powrót...
dodane 2011-12-08 15:06
06.12.2011
Z Cochabamby do Warszawy trzeba lecieć czterema samolotami. To znaczy, że rzeczywiście jest to koniec świata: Cochabamba, czy Warszawa?Siedzę na lotnisku w San Paulo, czekam na samolot. Jest to jedno z tych lotnisk, które misjonarze z Boliwii znają bardzo dobrze. Zawsze lecąc do kraju, lub wracając, zależy od tego z jaką linią podróżują, muszą tu odsiedzieć parę godzin. Brazylia za wszelką cenę chce być gościnna, zatrzymuje podróżnych na siłę, jak nachalny gospodarz. Nie mam nawet ochoty iść do miasta. Powiedzmy, określenie „iść do miasta” to taka metafora. Miasto, którego końca nie widać. Samolot chyba już pół godziny przed lądowaniem wleciał nad tereny zabudowane. Tak przytłaczający ogrom rzeczy odbiera im cały urok, jakby odbiera im wyjątkowość, indywidualizm. Przyjeżdżając z Boliwii, gdzie na terenie 3 razy większym od Polski żyje niespełna 10 milionów osób, kraje jak Brazylia wydają się zjawiskiem z innego świata. A więc San Paulo będę znał tylko od strony stempelka w paszporcie. W informacji turystycznej mówię, że mam 5 godzin czasu. Pan mi odpowiada, że to za mało, żeby zdążyć zajechać do centrum San Paulo i wrócić.