W górach ludzie zaskakują swoją dobrocią

dodane 17:22

 

20.08.2011

Jutro wychodzi z Koluszek piesza pielgrzymka do Częstochowy. Serdecznie pozdrawiam wszystkich pielgrzymów i zazdroszczę im tego pięknego gestu pielgrzymowania, maszerowania dla Maryi.

Jutro też jest rocznica śmierci papieża Piusa X, patrona mojej parafii. Odpust będziemy obchodzić dopiero za dwa tygodnie. W ten weekend ludzie odpoczywają po szaleństwach Wniebowzięcia z minionego tygodnia. Za tydzień w kolejce czeka święto św. Joachima, patrona sąsiedniej parafii. I dopiero za dwa tygodnie będziemy się bawić i modlić, mam nadzieję też, u Piusa X.

Natomiast dzisiaj pojechałem w góry, na wioski indiańskie. Dołączyłem do duszpasterstwa liceum sióstr dorotanek, moich sąsiadek. Każdego roku jadą z częścią uczniów do wiosek w kordylierze, na wysokość ponad 4000 m. Pomagają czterem wioskom, gdzie sponsorowały budowę szkół.

Po trzech godzinach jazdy wynajętymi autobusami, zjeżdżamy z szosy Cochabamba – Oruro, żeby dotrzeć do cichej, odizolowanej od świata górskiej doliny. Droga robi się miejscami niebezpieczna. Skupiony kierowca spokojnie nawiguje między skałą, o którą prawie się ociera i przepaścią, nad którą droga wije się po malowniczej półce. Zjeżdżamy do koryta wyschniętej rzeki; tu już prowadzi się spokojniej, bez narażania życia. Dojeżdżamy do wioski na wpół wymarłej. Przy głównym placu znajduje się kościół z adobe; mur popękany jak serce grzesznika.  Obok kościoła krzywa wieża; mogłaby konkurować z tą z Pizy.  Szkoła niewątpliwie jest centrum życia wioski. Przychodzą tu dzieci z „okolic”. Niektóre muszą maszerować 2 godziny, żeby dotrzeć na lekcje. Troje nauczycieli od poniedziałku do piątku mieszkają w szkole. Na koniec tygodnia jadą do swoich domów do miasta.

Kiedy zajeżdżamy na plac, mieszkańcy już nas oczekują. Dzieci w rządku biją brawo jak na przyjazd jakiegoś dygnitarza partyjnego. Grzecznie się witają, podaja rękę i mówią: „witamy w naszej szkole”. Siedemdziesięciu uczniów liceum szybko się zaprzyjaźnia z dziećmi. Zaczyna się zabawa, potem dystrybucja prezentów: ubrań, zabawek, przysmaków. Sołtys przywozi owieczkę, którą kupił w sąsiedniej wiosce i która za chwilę wypatroszona i poćwiartowana znajdzie się w glinianym piecu. Dzieci przytłoczone prezentami nie wiedzą jak ogarnąć swoje szczęście. Dorośli też się upominają o jakąś drobnostkę. Mistrza murarskiego cieszy zabawkowy samochód, który sobie wybrał. Wydaje się, że chce nadrobić zabawę, której w dzieciństwie pewnie był pozbawiony. Kobiety spokojne, siedzą z boku, przyglądają się wszystkiemu.

Pytam sołtysa: gdzie jest twoja żona. Pokazuje mi z duma najmłodszą pośród siedzących kum. Pytam jak się poznali. Mówi, że na jednej z zabaw, zgodnie ze starym zwyczajem, porwał swoja przyszłą małżonkę. Po trzech miesiącach wrócił z nią do domu jej ojca, prosić o rękę. Szczęśliwi teściowie, wierni tradycji, nie mogli zgodzić się od razu. Najpierw musieli zrugać młodzieńca za porwanie i dopiero po długich błaganiach oddali córkę, która prawdopodobnie była już w ciąży.

Z ciekawości zapytałem też jak często ksiądz pojawia się we wiosce. Mówią, że 15 lipca jest święto wioski, na które proboszcz zwykle przyjeżdża. Ale w tym roku niestety nie dotarł. Więc już prawie od dwóch lat w kościele nie odprawiała się msza święta. Przez dziury w dachu w porze deszczu leje się woda. Tablica pamiątkowa na ścianie podaje, że w roku 1988 kościół został odnowiony ze środków niemieckiego Adveniat. Dziś więcej życia jest na pobliskim cmentarzu, gdzie groby z adobe jak i domy, zadbane, z dużymi krzyżami świadczą o niezachwianym przywiązaniu Indian do wiary.

Baranek upiekł się doskonale. Wyciągnęli go z pieca w momencie, kiedy już odjeżdżaliśmy. Zapakowaliśmy mięso, ziemniaki i okę (rodzaj słodkiego korzonka) w duże torby plastikowe. W drodze wszyscy się częstowali, zajadali ze smakiem, resztki porzucając psom, które przy drodze zawsze czekają na jakieś ochłapy od podróżnych. 

Głowny plac wioski prowizorycznie odmalowany na biało, dzieci odświętnie ubrane stoją w szeregu. We wszystkim panuje porządek

 

Radość i zdziwienie malowały się na twarzach dorosłych i dzieci

 

Tu panuje kultura wdzięczności: dobroć za dobroć, przysługa za przysługę. Ale w odwrotnym kierunku chyba działa ten sam mechanizm: ząb za ząb

 

Widok wioski i krąg dzieci i młodzierzy bawiących się w kotka i myszkę.

 

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024