Wycieczka na prowincję
dodane 2011-05-30 04:44
20.05.2011
W małej grupce, w towarzystwie katechistów i siostry zakonnej, wybrałem się na wycieczkę. Z miasta droga pięła się do góry, w kierunku żyznej kotliny, która przez wieki była spichlerzem dla całego boliwijskiego Altiplano. Małe miasteczka w kotlinie bardzo się bogaciły i nabierały też znaczenia politycznego. Jedno z tych miast zapisało się w dziewietnastowiecznej historii Boliwii jako stolica kraju, przynajmniej przez pewien krótki czas. Prezydent Melgarejo pochodził z Tarata. Zdobył władzę w szturmie na pałac prezydencki w La Paz, zabijając swojego poprzednika i ogłaszając się, z balkonu pałacu, nowym prezydentem. Towarzyszył mu oddział ok. 2000 żołnierzy. W tamtych czasach władzę zdobywało się orężem. Zresztą aż do roku 1982 w Boliwii rządził reżim wojskowy. Melgarejo po sześciu latach prezydencji obalił inny wojskowy z oddziałem, bagatela, 2500 żołnierzy. Jednak trzeba przyznać, że sześć lat nieprzerwanych rządów to jak na Boliwię zupełnie rekordowy okres. Nie były rzadkością zmiany rządów co rok, co dwa lata. Rekordowo błyskawiczny rząd utrzymał się tylko przez miesiąc.
Prezydent Melgarejo pochodził z Tarata i dekretem prezydenckim przeniósł siedzibę rządu z La Paz do swojego rodzinnego miasteczka, gdzie czuł się bezpieczniej. W późniejszych czasach Tarata, podobnie jak inne miasta w dolinie straciła dużo na znaczeniu. Dla turysty załamanie się prosperity miasta ma, paradoksalnie, bardzo pozytywne znaczenie. W Tarata wydaje się, że życie zatrzymało się w XIX w. Zabudowania w stylu kolonialnym nie zostały zastąpione późniejszymi, bardziej nowoczesnymi budynkami. Całe miasto jest jak wyjęte z baśni. Pałac prezydencki i przed nim piaszczyste ulice, domki z adobe przykryte dachówką, a dachówka porośnięta kaktusami. W pośrodku miasteczka szeroka ulica, która w porze deszczu zamienia się w rzekę. Nad ulicą most kamienny, który w porze suchej wydaje się jednym z wielu kaprysów prezydenta Melgarejo. Do tych kaprysów należy na przykład legendarne odstąpienie Brazylii fragmentu kraju o powierzchni 300 tysięcy km2, co prawie się równa z powierzchnia Polski. Brazylijczycy mieli powiedzieć prezydentowi, ż e to tylko szerokość jednego palca na mapie. Cóż to jest jeden palec ziemi? Melgarejo miał odstąpić tę ziemię w zamian za białego konia. Nieporadny prezydent odstąpił ziemię także Chilijczykom, a koncesje na wydobycie bogatych złóż sprzedawał za drobne sumy, którymi ratował doraźne potrzeby budżetu.
Niedawno w przypływie patriotyzmu, w Tarata, na wjeździe do miasteczka zbudowano pomnik jedynemu synowi miasta – prezydentowi. Pomnik powstał na samym środku drogi tak, że jezdnie rozdwajają się, żeby okrążyć monument. Świeżo po wybudowaniu pomnika pijani kierowcy przyzwyczajeni do wracania do domu prosta drogą, musieli porzucać swoje rozbite pojazdy u stóp pomnika prezydenta. Biedny Melgarejo nawet po śmierci jest przyczyną nieszczęść Boliwii.
Z Tarata pojechaliśmy także do Arani. Znajduje się tam jeden z najstarszych kościołów w Boliwii. Słynie figurą Matki Bożej, zwanej Piękną (Bella). W bocznym ołtarzu znajduje się replika cudownej figury, replika która pielgrzymuje po domach, trochę tak jak w Polsce obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Ponieważ ta figura „chodzi” od domu do domu, nałożono je różowe klapki. Ciekawe co by powiedzieli oo. Paulini gdyby tak MB Częstochowskiej doprawić różowe sandałki. W Arani byliśmy też świadkami pogrzebu dziecka. Śmiertelność dzieci w Boliwii jest jedna z najwyższych na świecie. Odwiedziliśmy także lokalne więzienie; ale tylko na chwilę.
Czaszka prezydenta Melgarejo wystawiona w gablocie w kościele
Matka Boża pielgrzymująca
Pogrzeb dziecka
Zaproszenie na obiad