Parroquia San Pio X

dodane 21:30

 

20.03.2011

Powoli zaczynam przyzwyczajać się do hiszpańskiego jako języka pierwszoplanowego. Staram się nawet liczyć i modlić po hiszpańsku, bo mówią, że te dwie czynności najtrudniej jest przestawić na obcy język. Także w myślach co raz częściej używam hiszpańskiego. Znajomi z Francji skarżą się, że nie umiem już pisać po francusku. Mam nadzieję, że w Polsce mi nie wypomną tego samego. Mimo tego cały czas popełniam poważne, choć czasem zabawne błędy. Dziś w ogłoszeniach na mszy zamiast powiedzieć, że uczniowie liceum nas zawstydzili (zbierając pokaźną sumę pieniędzy na poszkodowanych z La Paz), powiedziałem, że powinni się wstydzić. Ostatecznie to ja wyszedłem ze wstydem.

Niedziela w parafii to dosyć wyczerpujący, choć wdzięczny dzień. Na porannej mszy o 7.00 jest sporo ludzi, ale nie wypełniają kościoła. Na mszę o 8h30 przychodzą dzieci przygotowujące się do I komunii św. i młodzież do bierzmowania. Kościół się wypełnia po brzegi i brakuje miejsca. Po mszy ok. 150 dzieci i 90 młodzieży mają katechezy przygotowujące do sakramentów. Ponad 30 katechetów pracuje z nimi w małych grupach. Wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia widzisz ściśniętych uczniów i ich uśmiechnięte główki, które może pierwszy raz słyszą o świętych rzeczach. Po godzinie katechezy robimy spotkanie organizacyjne albo formacyjne dla samych katechetów. Na msze o 19 przychodzi garstka ludzi; w dodatku połowa z nich się spóźnia i wchodzi dopiero około kazania. A w niedzielne popołudnia gram w piłkę w parafialnym klubie.

Ostatnio zaskoczeniem było dla mnie, kiedy zorientowałem się, że nie tylko dzieci, ale również katechiści nie wiedzą, jak przygotować drogę krzyżową w kościele. Nigdy nie brali w tym udziału. W Wielki Piątek owszem jest spektakularna droga krzyżowa z „prawdziwym” Panem Jezusem, który na szczycie pobliskiego wzgórza zawiśnie na krzyżu. Ale co piątek w kościele na drodze krzyżowej tylko staruszki.

Zacząłem w poście mówić o potrzebie spowiedzi. W kościele nie ma konfesjonału, u ludzi nie ma potrzeby spowiedzi, a w sercach nie ma chyba poczucia grzechu. Chociaż dzieci na kazaniu ładnie wymieniają podstawowe grzechy i cnoty. W liceum, które znajduje się obok kościoła robię dla uczniów krótkie nabożeństwa pokutne i widzę ich przejęcie. Po celebracji przychodzą i spowiadają się.

W pobożności ludzi jest coś magicznego. Nie ma poczucia obowiązku niedzielnej mszy świętej. Za to czasem przychodzą prosić o mszę w tygodniu. Na ogół z racji 9 dni od śmierci bliskiej osoby albo z racji 1 miesiąca, czy 3 miesięcy i wreszcie na koniec roku od śmierci. Te daty są święte. Msza powinna być odprawiona dokładnie w dniu upływu danego terminu. Rodzina przychodzi do kościoła, są sami. Wtedy mają chyba poczucie, że cała łaska Boża spłynie tylko na nich. Przynoszą zdjęcie zmarłego, czasem jego kości. Dziś na przykład ze zdziwieniem zauważyłem, że pod ołtarzem znajduje się mała trumienka. Pytam w zakrystii mojego wikariusza, ks. Williego, o co chodzi. Czy wykopali zmarłego, czy go nigdy nie pochowali? Padre Willi spokojnie mi tłumaczy, że czasem ludzie nie mają pieniędzy na pochówek, że na cmentarzu można pochować zmarłego tylko na 5 lat, nie ma grobów wieczystych. I dodaje padre Willi, że on swoich rodziców też trzyma w domu. Nie miałem już więcej pytań.

Kończąc już opowiadanie o mojej parafii, chciałem zachęcić drogich czytelników do skromnego gestu jałmużny. Nie umieramy z głodu i nie siedzimy przy świeczkach, ale gdyby ktoś w Polsce odmówił sobie paczki papierosów i przekazał pieniądze dla parafii Piusa X, to ja za te pieniądze mógłbym kupić np. sadzonkę bananowca, palmę, granata albo cytrynę. Czy nie było by pięknie mieć swoja palmę w Boliwii? Rzeczywiście chcę kupić trochę roślin, żeby zakryć długi brzydki mur, który wyznacza granice posesji kościoła. Poza tym potrzebujemy konfesjonał, szafę do zakrystii, siatkę i piłkę do siatkówki (mamy boisko), kosę do koszenia wysokiej trawy (po deszczach wszystko zarosło). To są te drobne rzeczy, w których można pomóc, o grubych nie wspominam. Myślę też o dzieciach z osiedla przy cmentarzu, którym brakuje chyba wszystkiego, a przede wszystkim rodziców, a przynajmniej kochających rodziców. Chcemy zorganizować im jakąś słodką katechezę. Pomagają im też siostry dorotanki z parafii. Wśród parafian mam też kolonię tzw. kleferów, czyli wąchających klej. Zamieszkują oni pobliskie wzgórze (tam gdzie pójdziemy z drogą krzyżową w Wielki Piątek), gdzie zakazano mi chodzić samemu. Czasami przychodzą do nas w charakterze małych złodziejaszków. Pewien człowiek z garnkiem na głowie pojawia się też przy stosach śmieci, które rosną prawie na każdym rogu ulicy, aż do czasu przyjazdu śmieciarki. Ten człowiek potrafi wyciągać torebki po mleku i dopijać resztki. Świadomość, że to jest człowiek pozostaje dla mnie jak wyrzut sumienia. Nie wiem, czy można cokolwiek dla niego zrobić.

Dla chętnych podaję nr konta w Polsce: 28 1140 2004 0000 3802 4355 1626. Wojciech Błaszczyk, ul. Obywatelska 63m7. 93-558 Łódź.

Plebania

 

Na tyłach plebani chcę posadzić roślinki zwdłuż tego muru po lewej stronie

 

Mlodzież tańczy w kościele

 

Aktyw parafialny

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 05.11.2024