Niepokój
dodane 2011-02-23 19:53
23.02.2011
Ubiegłotygodniowe strajki taksówkarzy powoli przeradzają się w zamieszki uliczne. Zaczęło się od jednodniowego strajku przewoźników. Potem, w odpowiedzi, na ulice wyszli pasażerowie, domagając się, by nie podnoszono opłat za korzystanie z komunikacji miejskiej. Ten drugi dzień demonstracji już był bardziej gwałtowny. Ludzie zablokowali mosty, cały ruch w mieście został sparaliżowany. Szczęśliwe dzieci znowu nie poszły do szkoły. Ale taksówkarze i związkowcy transportu nie dają za wygraną. Nowy tydzień zaczął się od kolejnych protestów, co raz to bardziej gwałtownych. Sprawa ma oczywiście podłoże polityczne i chodzi nie tylko o ceny biletów. Demony niepokoju obudził sam prezydent, kiedy pod koniec ubiegłego roku ogłosił podwyżkę cen paliwa o, bagatela, 80%. Co prawda, widząc że zdesperowany naród jest gotów obalić go ze stanowiska, po kilku dniach wycofał się ze swojej decyzji. Jednak w kraju zapanował niepokój. Ludzie zaczęli wyciągać z banków swoje oszczędności, bojąc się, że prezydent zagarnie także ich pieniądze. Ceny gwałtownie wzrosły i apetytów inflacyjnych już się nie dało pohamować. Dlatego teraz polityka państwa polega na walce z każdym przejawem wzrostu cen. Podwyżka cen transportu pociągnęłaby za sobą podwyżkę wszystkich cen, a w konsekwencji również żądania podwyżki płac, czego rząd chyba boi się najbardziej. Koniec końców przeżywamy w Cochabambie coś w rodzaju narodowego laboratorium politycznego. Prezydent wie, że jeśli w Cochabambie alcalde (burmistrz) zgodzi się na podwyżki, cały kraj opanuje fala inflacji.
Obecnie siedzę w kafeterii przy Placu 14 Września. Za oknem demonstracja goni demonstrację. Każdy chce pokazać się bardziej groźny, żeby przestraszyć oponenta. Przy sąsiednim stoliku mężczyzna słysząc wybuchy petard na ulicy, podniósł się i powiedział: „guerra”, to znaczy wojna. Po czym uciekł do ubikacji. Ja tylko boję się, żeby mi nie przebili opon w moim rowerze, który stoi przed kafeterią.
Ulice zamienily sie w chodniki, a place miasta w poligon