Zmiany…
dodane 2011-01-22 17:10
14.01.2011
W diecezji ostatnio zapanowała gorąca atmosfera, najwyższy stopień mobilizacji. Zbliżają się zmiany na parafiach i nowe nominacje. Nie ma ich tak dużo jak w Polsce, bo biskup też nie dysponuje obszernym personelem (70 kapłanów diecezjalnych). Dowiedziałem się, że mam pracować w parafii „Piusa X”. Wezwanie zupełnie sympatyczne. Przynajmniej będę musiał sobie przypomnieć historie Kościoła i zbadać czym zasłynął papież Pius X. Pewnej niedzieli pojechałem na zwiady do nowej parafii. Przedstawiłem się proboszczowi – leciwemu już ojcu jezuicie, który się ucieszył z mojej obecności. W niedużym kościółku zebrało się trochę ludzi na mszę. Wszyscy bardzo serdecznie się do mnie odnosili; może przypuszczali już, że będę ich nowym proboszczem.
Przedwczoraj wróciłem do parafii, tym razem, żeby zobaczyć mój przyszły dom. Wiedziałem, że od roku nikt już tam nie mieszkał; proboszcz tylko dojeżdżał na mszę. Umówiłem się więc z murarzem, żeby ewentualnie zlecić mu jakieś prace remontowe. Okazało się, że dom jest w gorszym stanie niż przypuszczałem. Został zbudowany ok. 45 lat temu z tutejszego pustaka (adobe), czyli gliny zmieszanej ze słomą i suszonej na słońcu. W środku dużo wilgoci, odpadają tynki, dach przecieka. Sekretarka parafii mówi, że ostatnio ojcowie zapłacili wysoki rachunek za wodę, z której przecież nikt nie korzysta. Znakiem tego gdzieś w niewidocznym miejscu musi być przeciek w starych urządzeniach hydraulicznych. Wyszedłem dosyć przybity.
Następnego dnia umówiłem się z ojcem jezuitą, który wcześniej był odpowiedzialny za dom. Razem jeszcze raz obejrzeliśmy wszystko, łącznie z pomieszczeniami, które wcześniej były zamknięte. Ojciec mówi, że oni co roku malowali wszystko i wilgoć zawsze na nowo wychodziła ze ścian. W jedynym w miarę przyzwoitym pomieszczeniu mieszkają mrówki. Wróciłem do siebie jeszcze bardziej zmartwiony.
Dziś wreszcie udałem się na miejsce z diecezjalnym inżynierem. Przyjrzał się sprawom, zrobił zdjęcia i stwierdził, że na dłuższą metę nie ma sensu inwestować w ten dom. Trzeba zbudować nowy. Wreszcie odetchnąłem. Przynajmniej mam jasną sytuację i wiem, że przez najbliższe lata będę bezdomny.
Oczywiście sytuacja nie jest tak dramatyczna jak to opisuję powyżej dla wzruszenia serc nad niedolą życia misyjnego. W głębi ogrodu jest jeszcze jeden budynek, nowszy i z cegły. Dawniej służył dla kleryków jezuickich. Ma 13 pokoi, 4 prysznice i dach przecieka tylko w jednym miejscu. A więc głowa do góry. Teraz trzeba będzie zadbać tylko o kondycję duchową parafii. Mam nadzieję, że jest w lepszym stanie niż budynki.
Nawt kaktus zakwitnie pięknym, delikatnym kwiatem