Kilka słów o Kościele w Boliwii

dodane 16:16

 

29.12.2010          

Dwa miesiące pobytu na misjach pozwoliło mi zaledwie dotknąć pewnych rzeczywistości, które składają się na obraz Kościoła w Boliwii. Nie mniej jednak, bogaty przede wszystkim doświadczeniem innych misjonarzy i osób pracujących w Boliwii, niekiedy już od dziesiątek lat, chciałbym tylko naszkicować obraz naszego Kościoła.

Jeszcze w Polsce spotykałem się z pytaniem: dlaczego Kościół w Boliwii, który liczy sobie już ok. 500 lat ciągle pozostaje Kościołem misyjnym? Dlaczego brakuje miejscowego kleru i potrzebna jest pomoc z zewnątrz? Okazuje się, że do roku 1910 było bardzo dużo duchowieństwa miejscowego. Prawie w każdej wiosce pracował ksiądz i w całym kraju nie było potrzeby misjonarzy. W ciągu kolejnych 50 lat liczba powołań nieustannie malała. Pierwsi misjonarze XX wieku dotarli do Boliwii niedługo przed Soborem Watykańskim II. Trudno dzisiaj osadzić czym spowodowany był ten kryzys. Obecnie rodzime powołania pozostają nadal niewystarczające dla potrzeb duszpasterskich. Szacuje się, że ok. 60% duchowieństwa stanowią misjonarze, rodzimy kler – 40%.

Dzisiaj poza tradycyjnym duszpasterstwem sakramentalnym w parafiach, Kościół działa również w szkolnictwie i we wszelkiego rodzaju pomocy społecznej. Ok. 25% szkolnictwa podstawowego i średniego w kraju prowadzone jest przez Kościół. W tym procent szkolnictwa zawodowego i technicznego jest dużo większy. 15% infrastruktury służby zdrowia należy do Kościoła. Jego placówki wyróżniają się wysokim stopniem świadczonych usług i korzysta w nich z pomocy medycznej ok. 20% ludności kraju. Jeśli chodzi o pomoc społeczną, to w samym departamencie Cochabamba Kościół prowadzi 182 dzieła stanowiące 80% całej pomocy społecznej, jaka na tym terenie jest udzielana. Formy pomocy społecznej są następujące: internaty dla dzieci w miastach i na wsi (mieszkanie, wyżywienie, pomoc w nauce), jadłodajnie, domy starców, ośrodki dla niepełnosprawnych, centra dla samotnych kobiet z dziećmi, ochronki dla dzieci, ośrodek dla imigrantów. Na terenie wspomnianego departamentu Kościół pomaga w sumie 26300 osobom. Państwo dokłada się do tej pomocy w bardzo niewielkim stopniu. Pieniądze na pomoc płyną z krajów „zachodnich”, od indywidualnych darczyńców, od Caritas poszczególnych krajów, a także od rządów finansujących konkretne projekty przedstawione przez Caritas swoich państw, bądź przez Caritas boliwijską. Rocznie w diecezji Cochabamba duszpasterstwo społeczne udziela pomocy za ok. 400 tysięcy dolarów. Do tego dochodzi jeszcze pomoc, jaką świadczą parafie za pieniądze, które same muszą znaleźć.

Pojęcie wzajemnej pomocy nie jest obce Boliwijczykom. Trudne warunki geograficzne zawsze mobilizowały do wspólnej pracy, szczególnie na roli. Jednak indiańskie pojęcie pomocy (ajni), czy pracy wspólnej (ajlu) pozostaje na poziomie praktycznej interesowności. Chrześcijańskie pojęcie solidarności, a tym bardziej miłości bezinteresownej wymaga więcej, stanowi nową, nieobecną w tradycyjnej kulturze wartość. Zwyczajowa pomoc opiera się na zasadzie wymiany: ja dziś pomogę tobie, bo jutro mogę potrzebować twojej pomocy. Natomiast jeśli jakieś działanie wymaga wspólnego wysiłku, wszyscy rozumieją naturalną konieczność pracy społecznej. Pojęcie pracy społecznej, mocno zakorzenione w mentalności, dzisiaj nabiera również znaczenia politycznego. Jeśli ktoś nie stawi się do wspólnej pracy albo na zebranie, musi zapłacić mandat. Znane są przypadki osób, które nabyły ziemię, wyjechały za granicę, nie mogły stawiać się na zebrania lokalnej społeczności. Ich dług w postaci niezapłaconych mandatów z czasem przerósł wartość ziemi. Te lokalne organizacje ludności, wywodzące się z tradycyjnej organizacji  plemiennej, mają duży wpływ na życie, nie można się z nich wyłamać. Jest to o tyle pożyteczne, że w wielu regionach kraju nie ma w ogóle policji albo posiada tylko znaczenie fasadowe. Wówczas cały porządek społeczny opiera się na patriarchalnym systemie samoorganizacji.

Episkopat Ameryki Łacińskiej już w latach 70 i 80 mocno podkreślał pierwszeństwo pracy dla biednych. Dla ludzi w Europie tzw. „opcja preferencyjna dla biednych” może się jawić co najwyżej jako jedna z metod duszpasterskich, czy ewangelizacyjnych Kościoła. W Ameryce autentycznie można poczuć, że ubogi jest drogą Kościoła, że Kościół nie musi mieć innych priorytetów. Walka z ubóstwem i walka o prawa ubogich niekiedy przybierała również postać polityczną. Z kolei walka polityczna niekiedy przysłaniała cele religijne i dochodziło do degeneracji pierwotnej idei w jakimś ideologicznym zafiksowaniu, które najbardziej jest znane jako „teologia wyzwolenia”. Jeden  z głównych problemów „teologii wyzwolenia” polegał na tym, że jej wyznawcy nie potrafili wyjść ze schematu marksistowskiej ideologii walki klas. Ślady  tego zaangażowania politycznego widoczne są do dziś. Rozmawiałem z klerykiem seminarium, który kilka lat temu chodził, po kryjomu, na wiece natchnione ideologią trockistowska i rzucał kamienie w obiekty utożsamiające wyzysk kapitału; najlepiej obcego kapitału.

Demony komunizmu jeszcze nie opuściły kraju. Obecny rząd nazywa się rewolucyjnym, wice-prezydent mówi o sobie, że jest komunistą i to w wydaniu najczystszej filozofii komunistycznej rodem z Francji. Pikanterii dodaje jeszcze popularna idea „dekolonizacji”. Nowa ustawa o szkolnictwie nazywa system nauczania w kraju: dekolonizacyjny i antyimperialistyczny. Jak w każdej ideologii politycznej cięgi zbierają ci, którzy w trosce o wolność dopuszczają się krytyki: środki masowego przekazu i Kościół. Ciekawe, że inne Kościoły poza katolickim, który ma największe znaczenie i cieszy się największym zaufaniem (ok. 80% ludności) zdają się zachowywać pozycję bardziej konformistyczną. Rząd co raz bardziej ogranicza pola działalności Kościoła i stara się zminimalizować jego znaczenie. Z drugiej strony nie posiada środków, żeby zapełnić lukę, jaka powstałaby, gdyby Kościół wycofał się ze swojej działalności. Obecnie, w świetle nowego prawa o edukacji, pod znakiem zapytania stają wszystkie szkoły katolickie. Ponadto lekcje religii zastąpiono przedmiotem o nazwie, która zawiera w sobie takie pojęcia jak: duchowość, etyka, kosmowizje. Rząd, który deklaruje rozdział państwa od religii zaczął kształcić własnych nauczycieli religii albo właściwiej należy powiedzieć: nauczycieli własnej religii. Będą oni przedstawiać dzieciom pierwotne wierzenia i kosmowizje indiańskie (dodam tylko, że paradoksalnie jedyne materiały, jakie znalazłem na temat wierzeń andyjskich zostały opracowane przez zgromadzenia zakonne i uniwersytety katolickie).

Rozmawiałem z księdzem odpowiedzialnym w diecezji za dzieła pomocy społecznej. Mówi: jeśli któregoś dnia rząd zwiąże nam ręce i nie będziemy mogli dzielić z ludźmi chleba, podzielimy z nimi nasz głód. I dodaje: cierpienie zawsze jest sposobem  oczyszczenia, a nawet może stać się źródłem nowej ewangelizacji.

Figury Chrystusa i świętych zawsze wyrażają głębokie cierpienie. 

 

Dwie ręce Kościoła, który naucza i pomaga (choć tu, niechcący, ręka nauczająca bardziej pzypomina tę, która rządzi).

 

W Kościele ważne są nogi, żeby dotrzeć do kogo się da.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 05.11.2024