Boże Narodzenie
dodane 2011-01-03 15:46
26.12.2010
Niektórzy mówią, że święta Bożego Narodzenia to najtrudniejszy czas dla misjonarza. Poza rodziną w tych rodzinnych chwilach, przy stole, gdzie nie ma opłatka, a za życzenia służy zdawkowe, choć serdeczne „Feliz Navidad”, dodatkowo w klimacie, który przypomina raczej żniwa, niż koniec roku. Jedynym zmysłem, który potwierdza, że to naprawdę Boże Narodzenie jest wiara. Ostatecznie okazuje się, że nie jesteśmy tacy odmienni. Na drugim krańcu świata znajduję ludzi, którzy dzielą ze mną tę samą wiarę i radość przy żłóbku betlejemskim urządzonym w kościele. Paradoksalnie w Boże Narodzenie czuję się bardziej swojsko, niż w jakikolwiek inny dzień.
W każdym boliwijskim domu buduje się małą stajenkę. Najważniejsza jest uśmiechnięta figurka niemowlaka, który kokieteryjnie podnosi nóżkę. Dzieciątko Jezus może być ubrane w ludowe, kolorowe stroje albo lepiej w białą sukienkę. Do szopki kupuje się też plastikowe sianko i figurki tradycyjnych świadków Bożego Narodzenia. Dzieciątko Jezus należy przynieść w dzień święta do kościoła, żeby ksiądz je pobłogosławił. W ciągu mszy przed ołtarzem leżą koszyki z małymi Jezusami. Ten zwyczaj zupełnie przypomina polskie koszyki ze święconka na Wielkanoc.
Zamiast wieczerzy wigilijnej, siadamy do stołu, do uroczystej i rodzinnej kolacji dopiero po pasterce. Ale żeby kolacja nie przeciągnęła się do śniadania, niektórzy parafianie nalegają na swoich proboszczów, żeby pasterka była jak najwcześniej, czasem nawet o 18 godzinie. Ponadto niektórzy księża, jako że maja rozległe parafie i nie zdąża dojechać do wszystkich wiosek i kaplic w ciągu świąt, zaczynają odprawiać Boże Narodzenie już na tydzień przed świętami.
Naoczni świadkowie mówią, że każde święta stają się okazją do pijaństwa. Nie zbadałem jeszcze tego tematu, wymaga on dużego poziomu inkulturacji. Natomiast święta na pewno są okazją do… żebrania. Wzmożony ruch kobiet i dzieci w regionalnych strojach już od kilku dni był zauważalny wokół świątyń i placów miejskich. Wydaje się, że połowa górali przyjechała do miasta. Na skrzyżowaniach ulic chłopaszki myją szyby samochodów, pod drzewami na stołeczkach siedzą pucybuty, a rezolutne dziewczynki przy akompaniamencie muzyki z magnetofonu na baterie zajmują przechodniów swoim tańcem.
Zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy w Boże Narodzenie po mszy w katedrze wyszedłem na plac, gdzie tłum matek z dziećmi zajętymi różnymi formami żebractwa, zdawał się myśleć tylko o zarobku. Jakie wspomnienie Bożego Narodzenia zostanie w pamięci tych dzieci? Mówią, że niektóre matki pożyczają dzieciaki od drugich matek, żeby było więcej rąk do żebrania, żeby wzbudzić litość przechodniów. Przy placu ustawiły się samochody, z których rozdawano gorącą czekoladę. Dzieciaki biegały od samochodu do samochodu. Dwie matki musiały się o coś pokłócić. Ale słowa były zbyt słabe, żeby wyrazić złość. Szybko wyniknęła bójka. Kobiety szarpały się za włosy. Nadbiegły dzieci, żeby stanąć w obronie swoich matek. Bezradny tłum ludzi stał i patrzył. Dopiero po chwili udało się rozdzielić indianki, które jeszcze kończyły pojedynek wykrzykując obelżywe słowa. Stałem w tym tłumie i czułem się jakbym był duchem. Zupełnie nie zauważany, ignorowany przez wszystkich. Było mi na rękę, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, mogłem spokojnie obserwować wydarzenie. Z drugiej jednak strony zdałem sobie sprawę, że mentalność żebraka zauważa drugiego człowieka dopiero, gdy ten ma coś do ofiarowania. A ja w zaistniałej sytuacji jako że nie miałem nic, byłem nikim. Ponadto jeszcze raz zdałem sobie sprawę jak wielką krzywdę wyrządza się przez nieroztropne rozdawanie pomocy: pozbawia się kogoś godności, uzależnia się go od siebie, czyni niejako niewolnikiem w małej skali.
Z braku śniegu, sanie św. Mikołaja jadą na dachu samochodu
Dzieciątko Jezus w stroju indiańskim
Dzieciątko Jezus w konwencji bokserskiej.