Zesłanie Ducha Świętego początkiem Kościoła św.
dodane 2014-06-08 13:56
Przeżywaliśmy niedawno tajemnicę Paschy. Trwając nadal w radości zmartwychwstania Jezusa, zbliżamy się do trzech uroczystości: Wniebowstąpienia Pańskiego, Zesłania Ducha Świętego oraz uroczystości Najświętszej Trójcy. Każda z tych uroczystości w roku liturgicznym zasługuje na uwagę. Jednak Zesłanie Ducha Świętego nabrało szczególnego znaczenia w formowaniu się, w powstawaniu Kościoła powszechnego.
Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie, którzy już wcześniej tworzyli małą wspólnotę, ukazani są jako ludzie wystraszeni, zaszczuci, pełni nieufności do swoich rodaków. Przebywali oni przeważnie razem zamykając się przed Żydami. Żydzi nie mogli się pogodzić z myślą, że są wśród nich ludzie uznający Jezusa za Syna Bożego, za osobę boską czyli za Boga, za Pana. Nie pomógł nawet fakt zmartwychwstania Jezusa oraz Jego ukazywanie się apostołom. Ale przyszedł zapowiadany moment zesłania Ducha Świętego, kiedy w miejscu, gdzie przebywali razem zaczęły dziać się rzeczy dziwne: szum jakby uderzenie gwałtownego wichru, ukazały się im też języki jakby z ognia, zaczęli także mówić obcymi językami. Po tym zjawisku Piotr odważył się wraz z innymi uczniami Chrystusa wyjść z zamkniętego pomieszczenia, z Wieczernika i publicznie przemówić do zgromadzonych w tym czasie ludzi. Wygłosił odważnie mowę o wydarzeniach zbawczych, których uczestnikiem był Jezus Chrystus. Było to pierwotne przepowiadanie, kerygmat. Dawał on również świadectwo spotkania Zmartwychwstałego i napominał zebranych. Wielu, co go słuchało, pod wpływem wygłaszanego z mocą Słowa, nawróciło się i dało się ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa. Ci co zostali ochrzczeni jednoczyli się we wspólnotach i wspólnie wielbili Boga spotykając się na modlitwie i na łamaniu chleba. Początek temu dało zesłanie na wspólnotę apostołów Ducha Świętego.
W perspektywie czasu zaobserwować można było także, że wielu ludzi spoza wspólnot pragnęło przyłączyć się do nich. Niektórzy przyjmowali chrzest z całymi rodzinami. Bardzo ważnym był okres tzw. wtajemniczenia chrześcijańskiego, który był wówczas przeżywany obowiązkowo przed chrztem św. Tak rodził się Kościół. Posłani na cały świat przez Jezusa apostołowie głosząc Dobrą Nowinę szli do ówczesnych pogan. Nie zważali na trudności, prześladowania i głosili Słowo „w porę i nie w porę”. Wielu słuchających przyjmowało Słowo i tak w nich rodziła się wiara w moc zbawczą Boga objawionego w Jezusie Chrystusie. Duch Święty sprawiał, że powstawały coraz to nowe wspólnoty (gminy), które były zaczynem dzisiejszych parafii.
A jak jest współcześnie? Np. ja przyjąłem chrzest jako niemowlę. Był to najwspanialszy prezent od rodziców. Nie słyszałem wówczas ani pierwotnego przepowiadania Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Nie przeszedłem także katechumenatu, okresu specjalnego wtajemniczenia chrześcijańskiego. W życie chrześcijańskie wprowadzali mnie rodzice. Później wiedzę o Bogu przekazywali mi katecheci w szkole. Wiara nie pogłębiana zatrzymała się u mnie na etapie pierwszej komunii, może bierzmowania. Przerodziło się to w całkowite odsunięcie się od Kościoła na długie lata. Moje życie chrześcijańskie, jak dzisiaj u wielu moich znajomych, ograniczało się tylko do zachowania tradycji. Dominował we mnie fałszywy wstyd przed publicznym wyznawaniem wiary, strach przed opinią kolegów z pracy i środowiska, w którym mieszkałem. Zanikła całkowicie bojaźń przed Bogiem. Na długie lata w moim życiu dominował grzech. Bóg jednak pierwszy odnalazł mnie. W chwilach wielkich kryzysów czułem wewnętrzne podpowiedzi, bym zaczął Go poszukiwać. Dzisiaj wiem, że był to głos Ducha Świętego. Początkowo przychodziłem na niedzielne Eucharystie. Później przyszedł czas uczestniczenia wspólnie z żoną w katechezach neokatechumenalnych. Zaowocowało to świadomym powrotem do Kościoła. Będąc w Kościele i będąc otwarty na działanie Ducha Świętego uwierzyłem, że może we mnie nastąpić przemiana. I tak się stało - Duch Święty uzdolnił mnie na co dzień żyć Słowem Bożym i Liturgią we Wspólnocie Kościoła. Trwa to już ponad 20 lat. Jestem pewien, że On udziela mi swoich darów: mądrości i rozumu, rady i męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. Problem w tym, czy chcę z nich zawsze korzystać?
Takich osób jak ja w Kościele, jest wiele. Wielu przeszło już czas osobistego nawrócenia ale wielu oczekuje jeszcze na Ewangelię, na odkrycie Ducha Świętego. Po czym obecność Ducha Świętego poznamy? Po Jego owocach. Są nimi miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie. W wielu przypadkach jeszcze owoców tych wśród nas katolików nie widać. Stąd istnieje pilna, ciągła potrzeba radosnej ewangelizacji również i nas ochrzczonych.
Papież Franciszek w pierwszej swojej Adhortacji Apostolskieja Evangelii Gaudium (Radość Ewangelii), pisze m.in. Mam nadzieję, że wszystkie wspólnoty znajdą sposób na podjęcie odpowiednich kroków, aby podążać drogą duszpasterskiego i misyjnego nawrócenia, które nie może pozostawić rzeczy w takim stanie, w jakim są. Obecnie nie potrzeba nam „zwyczajnego administrowania”. Bądźmy we wszystkich regionach ziemi w „permanentnym stanie misji”.
O powyższym przypomina nam także uroczystość Zesłania Ducha Świętego ukazując pierwszych apostołów ze św. Piotrem na czele, wychodzących odważnie z Wieczernika z misją daną im przez Chrystusa w dniu Swego wniebowstąpienia: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! [Mk 16,15].
Ta, zapoczątkowana Zesłaniem Ducha Świętego misja Kościoła, trwa i będzie trwała aż do skończenia świata.
Zbigniew Stachurski