Kościół, Na marginesie

Włącz myślenie

dodane 21:23

Zrośnięta kość jest dowodem na to, że tym człowiekiem ktoś się zaopiekował. Czyli pojawiło się to, co dziś nazywamy uczuciami wyższymi.

Na plebanii zjawili się goście. Małżeństwo z  kilkuletnim synem. Rozmawiamy w pokoju, malec bawi się w ogrodzie. W pewnym momencie wbiega niemalże płacząc. Mamo, chodź, zobacz, ptaszek wypadł z gniazda. Może tata pomoże matce.

Nie wypadł. Został wyrzucony. Ptasie matki dobrze wiedzą które pisklę ma szansę przetrwać, eliminując słabe. Pod gniazdem bocianim niemalże każdego roku można takie znaleźć. Podobnie wilki. Słabe, niezdolne do polowania, szczenię jest wyganiane ze stada. Dzik nie zatrzyma się przy drugim ze złamaną nogą. Jeleń nie pochyli się nad osobnikiem pochwyconym w sidło. Wbrew przekonaniu wielu tak zwanych ekologów w świecie zwierząt nie ma miejsca na uczucia wyższe. Jest walka o byt. Przetrwają i przedłużą gatunek najsilniejsi. Słabi muszą odpaść.

Przed kilkoma tygodniami byłem z wizytą w pewnej młodej rodzinie. Agata opowiadała o wykładzie z antropologii. Pani profesor zapytała studentów co ich zdaniem jest pierwszym dowodem na skok hominizacyjny. Czyli dowodem na to, że człekokształtna małpa stała się człowiekiem. Studenci natychmiast wystrzelili z ogniem, pierwszymi narzędziami, uprawą roli, skonstruowanym kołem. Nic z tych rzeczy, odparła pani profesor. Zrośnięta kość. To jest pierwszy i najstarszy dowód na uczłowieczenie. Zwierzęta bezlitośnie porzucają osobniki okaleczone. Ta zrośnięta kość jest dowodem na to, że tym człowiekiem ktoś się zaopiekował. Czyli pojawiło się to, co dziś nazywamy uczuciami wyższymi.

Czytam dziś kipiące od histerii komentarze i zastanawiam się, czy przypadkiem nie cofamy się do etapu sprzed skoku hominizacyjnego. Czyli do etapu sprzed uczłowieczenia.

Przy okazji myślę co czują dziś wszystkie żyjące wśród nas dzieci z wadami genetycznymi. One nie są nic nie rozumiejącymi głuptasami. Wiele z nich chodzi do zwykłych szkół, biegle posługuje się komputerem. Ba, nawet kończą studia i zajmują wysokie stanowiska. Ktoś pomyślał o burzy, jaka od kilkunastu godzin rozpętała się w ich sercach i umysłach? Ktoś pomyślał co czują dziś ich rodzice. A mam takich w parafii…

Z niepełnosprawnymi stykałem się od wczesnego dzieciństwa. Moim sąsiadem był Stefan. Pamiętam te szalone jazdy z nim na wózku. I jego entuzjazm. Heniu, z którym chodziłem do jednej klasy, był ikoną dobroci. Potem były oazy dla niepełnosprawnych. Pani Regina. Mimo ciężkiej choroby zawsze pogodna. Co pani robi – pytały dziewczyny – że ma taką ładną cerę. Nic, używam tylko szarego mydła. Małgosia świetnie organizowała życie całej grupy. Nie pozwalała, byśmy traktowali ją jako „mniej wartościową”. Kiedyś prosiła, by dziewczyny pomogły jej zjechać do potoku. Zgodziły się, ale nad samy brzegiem wózek się wywrócił. Dziewczyny w strachu, ona wniebowzięta. Poprzedniego dnia widziała jak koleżanka wpadła w tym miejscu do wody. Mogła czuć się normalną. Tez wpadła. Michałek, dziecko autystyczne uczył nas zadziwienia światem. Podobnie Andrzej. Po kilku dniach zadręczania opiekuna pytaniem kiedy przyjedzie tata był w Dolinie Chochołowskiej. Dwie godziny z otwartymi ustami, żadnego pytania. Gdy wsiedliśmy do autobusu zapytał: kiedy znów wrócimy w góry. Tak już było do końca. Przykłady mógłbym mnożyć w nieskończoność.

Muszę to napisać. Po rodzicach nikt bardziej nie nauczył mnie czym jest miłość bliźniego jak właśnie niepełnosprawni.

Ale i to musze napisać. Na początku września 1985 roku po raz pierwszy po wypadku wyszedłem, o kulach, samodzielnie z domu. Wsiadłem do autobusu i zająłem miejsce dla niepełnosprawnych. Na następnym przystanku zostałem z niego wyrzucony. Mało tego, po kilku minutach osoba, która mnie wyrzuciła ustąpiła to miejsce pijanemu. Pomyślałem ten świat jest chory. Bo w autobusie nikt nie zareagował…

Znajomy ksiądz opowiadał o olimpiadzie dla dzieci, które urodziły się z wadami genetycznymi. Bieg na sto metrów. Jeden z chłopców potknął się i upadł. Drugi zatrzymał się, zawrócił, pomógł mu wstać, wziął pod rękę i tak razem doszli do mety. Kto tu jest – pytał – upośledzony. My, czy oni?

Owszem, podobnie jak starożytny teolog, myśliciel i męczennik, Tertulian, również jestem przekonany, że „chrześcijanie nie zmieniają życia prawami, ale zmieniają prawa życiem”. Zmiana ustawy niewiele zmieni. Jeśli coś zmieni, to owe cofnięcie się do etapu sprzed skoku hominizacyjnego. Tego się boję. Mając chrześcijańska nadzieję, że jednak włączymy myślenie.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane