Moje życie

Uzdrowienie przez wykorzenienie?

dodane 23:16

Zabieranie głosu w tzw. ważnych sprawach nie było nigdy moją specjalnością. Wszelako dziś dyskusja wokół kadencyjności proboszczów trochę mnie zdenerwowała. Nie dlatego, że sam jestem proboszczem. Po prostu dlatego, że dominują w niej argumenty emocjonalne a brakuje refleksji teologicznej. Dlatego na początek dwa cytaty:

 

„Proboszcz winien cieszyć się stałością i dlatego ma być mianowany na czas nieokreślony. Na czas określony biskup diecezjalny może mianować tylko wtedy, gdy zezwala na to dekret Konferencji Episkopatu” (KPK kan. 522).

 

„O wiernych, których zrodzili duchowo przez chrzest i naukę (por. 1 Kor 4,15; 1 P 1,23), mają się troszczyć jak ich ojcowie w Chrystusie. Jako żywe przykłady dla stada (por. 1 P 5,3) powinni przewodzić i służyć swojej lokalnej wspólnocie, aby mogła być ona godnie nazwana tym imieniem, którym jest oznaczany jeden i cały Lud Boży, to znaczy imieniem Kościoła Bożego” (KK 28).

 

Łatwo zauważyć, dlaczego Kodeks Prawa Kanonicznego na pierwszym miejscu stawia stałość. Proboszcz ma być dla parafii ojcem w Chrystusie. Nie na próżno objęcie parafii bywa nazywane zaślubinami. Dlatego przez wiele wieków praktykowano w Kościele święcenie prezbitera dla konkretnej wspólnoty. Mało kto pamięta, że zmiany księży to zwyczaj w Kościele zasadniczo nowy. Do 1983 roku proboszcz był praktycznie nieusuwalny, a i wikariusze nie byli przenoszeni do innych parafii tak często, jak to jest praktykowane dziś.

 

Zwolennicy kadencyjności najczęściej powołują się na konieczność uzdrowienia sytuacji w konkretnej parafii. Nikt nie stawia sobie pytania o to, co będzie z parafią, do której siłą rzeczy nie potrafiący stawić czoła duszpasterskim wyzwaniom kapłan trafi. Lekarstwem nie jest przeniesienie na inną parafię. Lekarstwem może być takie oddziaływanie na kapłana przez system formacji diecezjalnej, by zmienił swoje nawyki, myślenie, pogłębił duchowość, poznał i wdrożył się w nowe praktyki duszpasterskie, nauczył współpracować z ruchami odnowy i radą parafialną, wreszcie udzielenie mu duchowego i moralnego wsparcia, by z kryzysu wyszedł zarówno on jak i wspólnota parafialna. Jednym słowem nie rozwód, ale duchowa terapia, w którą – jeśli parafia ma być wspólnotą – muszą zaangażować się obydwie strony.

 

Poza tym należy zastanowić się czym ma być parafia. Eksperymentalnym poletkiem, na którym co kilka lat wypróbowuje się nowe pomysły, czy ogrodem, w którym cierpliwie pielęgnuje się posadzone rośliny? Sługa Boży, Ks. Franciszek Blachnicki już w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia przestrzegał, że w Polsce dość jest siewców a brakuje ogrodników.

 

Wreszcie należy bronić się przed złudnym przekonaniem, że oto po kiepskim proboszczu przyjdzie niebieski gwiazdor, jakiś duchowy super men, który wszystko postawi na nogi, rozpali całą parafię i sprawi, że stanie się ona tryskającą życiem oazą. Nawet jeśli będzie to ktoś pokroju św. Jana Vianey’a, nie zdoła tego uczynić w ciągu siedmiu lat.

 

Pozostaje jeszcze aspekt ludzki, o którym pisał w komentarzu Andrzej Macura. Ksiądz ma prawo do swojego człowieczeństwa, którego cząstką jest stabilne trwanie w konkretnej wspólnocie. Perspektywa około dwudziestu przeprowadzek, oznaczających około dwudziestu sytuacji wykorzenienia, to raczej droga do odczłowieczenia.

 

Na koniec jeszcze jeden cytat:

 

„Czwarty rodzaj mnichów to ci, których nazywają mnichami wędrownymi (gyrovagi). Przez całe życie wędrują oni po różnych okolicach, goszcząc po trzy lub cztery dni w rozmaitych klasztorach. Zawsze się włóczą, pozbawieni wszelkiej stałości, a służą tylko własnym zachciankom i rozkoszom podniebienia, pod każdym względem gorsi jeszcze od sarabaitów” (Regułą św. Benedykta 1, 10-11).

 

Nie chciałbym zostać gyrovagą wbrew własnej woli. ;)

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024

Ostatnio dodane