Moje życie
Porzucić kapłaństwo - refleksja w środku lasu
dodane 2007-01-13 00:26
Przyznam, że z wielkim bólem czytałem ostatni wpis księdza Artura w Oknie na Kościół. Przyznam również, że wielokrotnie musiałem zmierzyć się z pokusą, przed jaką stanął ksiądz Tomasz. Przychodziła najczęściej gdy waliły się wszystkie moje plany, niszczono rozpoczęte dzieła i wszystko trzeba było zaczynać od nowa; gdy widziałem jak promowano miernotę a spychano w zaścianek inicjatywę i wizję; gdy nagradzano rozpychających się łokciami karierowiczów a kładziono przysłowiowe kłody przed tytanami codziennej, uczciwej pracy. Wtedy buntowałem się najbardziej i właśnie wtedy pokusa była najsilniejsza. Nie zawsze też miałem na kogo liczyć, by otrzymać konieczne wsparcie. A zdarzało się, że na drodze stawali "życzliwi" ze swoimi propozycjami. - Daj sobie spokój. Załatwimy ci dobrą pracę. Nareszcie urządzisz się. Stworzymy ci warunki do wykorzystania wszystkich twoich zdolności. Tu jest konserwa. Nic już tu nie zrobisz... Tak było również przed niespełna cztery laty, gdy miałem przyjść tu, na skraj lasu...
Jak radziłem sobie z tymi myślami, pokusami, rozterkami? Jak radzę sobie z nimi dziś?
Gdy byłem jeszcze w liceum mój duchowy przewodnik i wychowawca często mi powtarzał, że Pan Bóg nie po to uczynił mnie wrażliwym na zło, bym je potępiał. Zrobił to, bym uczył się, jakim księdzem mam nie być. Bym zawsze potrafił znaleźć odpowiedź na pytanie, jakiego dobra Bóg ode mnie oczekuje. Uczył mnie, że taka postawa nazywa się pełnieniem woli Bożej.
A dziś? Dziś byłem na kolędzie w środku lasu. Trzy kilometry od szosy. Dwa domy. W jednym z nich stara pani Ciesielska. Przed siedmiu laty przeżyła w jednym dniu śmierć córki i zięcia. Utonęli na początku marca w leśnym jeziorze. Zostawili trójkę dzieci. Najmłodsze dwa miesiące później miało iść do pierwszej Komunii św. Gdy odwiedziłem ją późną jesienią powiedziała, że jej siłą była wiara, jaką karmiła się przez posługę kapłanów. Ludzi nie zawsze krystalicznych. A jednak mówiła o nich z wielką miłością. Oni dodawali jej siły i otuchy. Dzięki nim wychowała wnuki. (Ten najmłodszy w Wielki Piątek ubiegłego roku wnosił krzyż do adoracji. Kroczył przez środek świątyni, gdzie przed siedmiu laty stały trumny obojga rodziców, dumny, z głową podniesioną do góry, z oczami zapatrzonymi w krzyż. Na twarzach ludzi widać było wyraźnie wzruszenie.) Dziś już nie mówiła wiele. Osłabiona, osunęła się na krzesło w połowie "Ojcze nasz". Cały czas miała na twarzy uśmiech. Jedną rękę miała przez cały czas wsuniętą w moją dłoń, drugą wycierała z oczu łzy.
Gdy wieczorem wróciłem do domu i przeczytałem tekst księdza Artura, pomyślałem o niej. Pomyślałem, że pierwszymi po Bogu ludźmi, nadającymi sens naszemu kapłaństwu są takie właśnie babcie.
Księże Tomaszu. Modlę się o to i zarazem życzę Ci, byś mógł usiąść przy łóżku babci Ciesielskiej. Byś mógł od niej słyszeć, że jej siłą jest wiara, jaką karmiła się przez posługę kapłanów. Z całego serca życzę...