Codzienność
Teraz już wiem na pewno
dodane 2014-12-04 18:37
To dobra wieść. Przed miesiącem, dwoma, pewny być jeszcze nie mogłem.
Fale bólu, które zalały moje serce powoli gdzieś poznikały. Tylko czasami wracają. Gdzieś raz na dzień, kiedy oglądam owoce tamtych dawnych decyzji. Szefa i tych, których uważałem jeśli nie przyjaciół, to dobrych znajomych. Ale to już nie boli. Raczej budzi gniew. Z nim też będę sobie musiał jakoś poradzić, ale to już powinno być łatwiejsze. Zwłaszcza że nieudolność i lenistwo tych, którzy uważali, że od nich zaczyna się nowa era, stają się coraz bardziej widoczne. Już nie ma powodu, bym w tej kwestii miał jeszcze jakieś wątpliwości. To dalej ulgę....
Zastanawiam się oczywiście jak ci ludzie godzą swoje porządne chrześcijaństwo z takim postępowaniem ale może nie wiem wszystkiego i źle oceniam ich postawę. Choć akurat dziś słyszałem, jak jeden z nich domagał się, żeby mu inni przygotowali to, co powinien zrobić sam. To takie w jego stylu: pokazać innym co mają zrobić, a samemu palcem nie ruszyć, bo się nie umie (czytaj nie che, bo to za dużo pracy). W każdym razie to ich rzecz.
To nie jest jednak tak, ze wszystko wróciło do starej normy. Nie. Jestem już dziś innym człowiekiem. Ostatnie... no, już prawie cztery lata, wycisnęły na mnie swoje piętno. Nie jestem aniołem, wiem. Jednocześnie coraz bardzie brzydzi mnie rozmijanie się życia z deklaracjami. O ile rozumiałem i nadal rozumiem ludzką słabość, o tyle nie mogę się pogodzić z tym fałszywym samozadowoleniem, którego tyle teraz wokół siebie widzę. Co zrobić... Nie ja jestem tym, który powinien upominać. Za bardzo byłem w tym wszystkim stroną. Ale przydałoby się, by ktoś pomógł tym ludziom otworzyć oczy...
Nieodmiennie doskwiera mi też to życiowe skrępowanie przez ludzi mi bliskich. Możesz wszystko, ale pod warunkiem, że ja ci pozwolę. Kompletnie bez sensu. Nigdy nikogo nie krępowałem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Sam jestem krępowany na co drugim kroku. No cóż... Muszę jakoś zachować wolność serca. Wtedy będzie mi lżej...
Jest już ciemno. Po dniach mroźnych przyszło znów ocieplenie. Cięgle jednak wracam myślami do tego zimowego wieczoru, kiedy z poobdzieranymi do krwi piętami zszedłem do pewnej cichej sudeckiej wioski. Między momentem dojścia do drogi a samą wioską było z jakieś piętnaście minut. Chwilę trwało, zanim w końcu znalazłem nocleg. A może trzeba było tam, na skraju tego lasu, po prostu zabiwakować? Albo lepiej, zostać na górze?
Pamiętam taką noc. Noc okraszoną odbijającym się w śniegu blaskiem księżyca i gwiazd. Zakutany w śpiwór i tropik od namiotu położyłem się na twardym śniegu. Jakże inaczej z perspektywy tamtych chwil wyglądał świat. I wszystkie jego sprawy.