Codzienność
Homokomando
dodane 2022-10-04 09:43
Zrobił się wczoraj szum
Zauważyłem to słowo w twitterowych trendach. Wcześniej jakoś nie słyszałem. Może nie zwróciłem uwagi. Potem jeszcze zobaczyłem na jednym z portali informacyjnych... Głośno się o grupie zrobiło, bo jeden z jej członków oskarża drugiego o gwałt. Jak się wczytać, to wychodzi na to, że na homoseks, owszem, się umówili, ale nie na taką konkretnie jego formę; nie na grożenie bronią...
Poczytałem więc trochę. Nie, nie o homoseksie. Ogólnie - kłótni w tym środowisku. Z jednej strony biadolenia, jak to zaszkodzi środowiskom LGBT, całej lewicowej agendzie, że teraz prawicowcy będą mieli używanie. Choć akurat opinie prawicowców które widziałem o sprawie były utrzymane w tonie raczej wyważono - prześmiewczym; nikt szat nie rozdzierał. Z drugiej strony inni, którzy mówili, że dość tej patologii (mowa o gwałtach i przemocy, nie o związkach homoseksualnych), że trzeba środowisko oczyścić z "przemocowców" i takie tam. Przyznam, części słów z tego LGBT-slangu używanego do tych oskarżeń, nawet nie rozumiałem. A do tego jeszcze oskarżenia o różne działania "pozastatutowe" w tych gremiach, odwoływanie jakiejś "komisji rewizyjnej", która chciała wcześniej sprawcę zamieszania ukarać, jakieś wspominki innych rozgrywek personalnych w środowisku... Bardzo nieciekawy obraz.
Samego wydarzenia - owego gwałtu - nie zamierzam jakoś specjalnie komentować. Awantura tego typu to jednak nie pierwsza w tym środowisku. W sumie nic wielkiego, wiadomo, ludzie wszędzie są różni, zdarzają się typy spod ciemnej gwiazdy, wszędzie mogą się kłócić; nie ma sprawy. Ale wrażenie, jakie człowiek odnosi czytając takie rzeczy, tej miałkości...
Po pierwsze wrażenie, jakby się przyglądać kłótni kosmitów. Albo jeszcze celniej - jakiegoś aktywu ZMS-u (Związku Młodzieży Socjalistycznej). Odrębność tego świata w którym żyją od tego, który widzę na co dzień uderzająca... Ha, może to moja wina; może świat taki jest, taki coraz bardziej będzie, tylko ja jakiś zacofany... Po drugie... To bagno. Odrażające bagno. No bo jeśli otwarcie piszą, że seks zaczyna się od jakiegoś zastrzyku... To, o czym czasami w Kościele się mówi, że seks nie może służyć jedynie zabawie, ale musi być otwartym na życie wyrazem miłości tu znajduje swoje najmocniejsze uzasadnienie. Widać, co się dzieje, gdy seks staje się jedynie zabawą, jedynie grą; wszystko zaczyna być dozwolone. A potem - zaskakująco - ktoś, kto w grze uczestniczy nagle się obraża i twierdzi, że jego granice zostały przekroczone... Połapać się w tym wszystkim bardzo trudno. Ale tak to chyba jest, jak w seksie nie ma miłości. Mogą być kłótnie tak samo jasne dla patrzącego na to z boku, jak kłótnie z sąsiadami o miedzę....
A po trzecie... Widać tę mentalność Kalego. Dopóki bohaterowie tej historii uderzali w "prawaków", obrońców życia czy znienawidzone w tym środowisku "Ordo Iuris" wszystko jest OK; cel uświęca środki. Gdy kogoś w zabawie poniesie (być może ponosi częściej, nie wiem) zaczyna się rozdzieranie szat nad przemocą, zaczynają się różne, mało eleganckie rozgrywki, przepychanki, wykluczanie z grona i temu podobne... Mentalność plemienna w całej krasie.
W sumie warto było stracić trochę czasu i poczytać. Nic tak nie odsłania człowieka, jak to, co sam mówi i sam robi. Widać było jak na dłoni, co kryje się za szczytnymi hasłami tolerancji. Widać było z jakimi ludźmi mamy do czynienia; z narcyzami, ludźmi, którzy nie hamują się w agresji, bo przecież zawsze mają rację.