Codzienność, Znaki nadziei

Bez reguł

dodane 12:08

Nie lubię tego słowa. Ewangelizacja. Wolę po staremu: głoszenie Dobrej Nowiny...

Hmm... Od dobrych paru lat mnóstwo mamy specjalistów. Od ewangelizacji. Wiemy jak to robić. Tylko nam pozwólcie. Albo - jeszcze lepiej - posłuchajcie naszych mądrych rad. Jakby ktoś zabraniał ewangelizacyjne plany realizować. Ech, doskonale wiem, że to nie takie proste. Że ludzkie serce jest niepojęte. Nawet dla ewangelizatora. Że Bóg, od którego łaski zależy ludzka wiara niekoniecznie trzyma się naszych schematów. No ale... Dziś przecież nawet to, co ewidentnie jest pouczeniem wierzących, czyli katechezą, nazywa się ewangelizacją...

Dawno, dawno temu. Był koniec stycznia - początek lutego, jakoś tak. Z miesiąc wcześniej wyszedłem ze szpitala. Po wyjęciu śrub, które przez pół roku dzielnie spinały moją połamaną kostkę. Postanowiłem spróbować. Czy nogi jeszcze (albo już) będą mnie niosły. Ruszyłem więc w góry. W schronisku  do którego drugiego dnia wędrówki przylazłem - pustki. Najwyżej parę osób. W takich okolicznościach o nawiązanie rozmowy nietrudno. Tak poznałem Anię. Następnego dnia okazało się, że zmierzamy w tę samą stronę. No to "pozmierzaliśmy" razem. Świat był biały, ale nie szaro-biały, tylko rozświetlony słońcem, więc też ukraszony błękitem nieba. O czym w drodze rozmawiać? Zeszło na temat wiary. Ania specjalnie wierząca nie była.

Ech, ileż mądrych tez wygłosiłem! Jakich eleganckich argumentów padło! Ania wydawała się chłonąć jak gąbka. Po paru godzinach, gdy już wszystko co się dało na ten ten powiedzieć zostało powiedziane okazało się, że guzik z pętelką. "Nie wiem czy mi zależy" - szczerze wyznała. Wiedziałem że to "nie wiem" miało chyba służyć tylko temu, żebym nie poczuł się urażony :) Masz ci los: już myślałem, że będę jako ten Filip nawracający dworzanina etiopskiej królowej, a tu nic z tego :) Nie pierwszy zresztą i nie ostatni raz.

Ewangelizacja przez osobistą relację? Mnie chyba się nigdy nie udało. Zero sukcesów. Może temu czy owemu, którzy wcześniej już zdecydowali, że to dobry wybór, jakoś tam pomogłem, jakoś utwierdziłem go w tym wyborze.  Ale nigdy nie udało mi się być narzędziem wzbudzenia wiary u kogoś, kto kto sam wcześniej sam nie powiedział "wierzę". Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Choć naprawdę się starałem, a przez 14 lat pracy w katechezie okazji miałem więcej niż sporo...

Wybaczcie więc, że do większości tych mądrych rad podchodzę sceptycznie. Zbyt często doświadczałem, jak prawdziwe było stwierdzenie Jezusa, że kogo nie pociągnie Ojciec nie może do Niego przyjść... Zamiast więc próbować dokonywać niemożliwego - jak jest okazja próbuję, oczywiście, wszak mam w sobie coś ze straceńca  - wolę wspierać tych, których Ojciec już pociągnął. Taka praca ogrodnika, który może posiać, może podlać, może wypielić, może podeprzeć, ale wzrostu nie da :)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024