Dziś niektóre media protestują przeciw planom rządu. I wcale się nie dziwię.

Wiadomo, państwo potrzebuje pieniędzy, władza potrzebuje pieniędzy, żeby dobrze wypaść. Skąd wziąć? Wymyślono, że opodatkuje się (dodatkowo!) wpływy z reklam....

Nie sposób nie zauważyć, że to uderzenie w podstawy utrzymania większości mediów. Prywatne media, te elektroniczne, właściwie tylko z reklam żyją. Rząd im niczego nie dopłaca. Czy wolno tak uderzyć w podstawy ich utrzymania? Draństwo tym większe, gdy dotyczy np. radia i telewizji. Wiadomo, żeby nadawać, trzeba koncesji. Za którą trzeba zapłacić (o innych jeszcze opłatach na nie wiadomo co nie wspomnę). Ktoś zapłacił grube pieniądze, koncesję na określonych warunkach uzyskał, a teraz mu mówią "nie nie, bratku, musisz dopłacić". To co to jest?

Wiadomo, ze jeśli taka decyzja wejdzie w życie, część mediów upadnie. I trudno oprzeć się wrażeniu, że także o to w tym chodzi. Nie tylko o zapchanie budżetowych dziur. Wyeliminować część mediów z rynku, część zmarginalizować. Sensowne pieniądze będą miały tylko te, do których z naszych podatków i innych danin dopłaci władza, albo za którymi stoi wiadomy państwowy koncern. Powiedzieć, ze to brzydkie, to mało. To draństwo. Podejrzenia  o próbę ominięcie demokratycznych reguł są w tym wypadku jak najbardziej uzasadnione. A że chodzi o pieniądze, można też powiedzieć, ze to zwyczajny rozbój.

Nie jestem właściwie przeciwnikiem tej władzy. Życzę jej jak najlepiej. Tylko nie wyzbyłem się sumienia. Czyli rozumu, który pozwala widzieć dobro i zło. Nie z powodu identyfikacji plemiennych nie sympatyzuję ze sporą częścią dzisiejszej opozycji, ale właśnie dlatego, że zgodnie ze swoim sumieniem nie mogę ich popierać. Dziś jednak, zgodnie ze swoim sumieniem, nie mogę jednak nie poprzeć tych, w których nowa danina ma uderzyć. Tak po prostu nie wolno.