Codzienność, Narzekania
Nieszczęśni faryzeusze
dodane 2017-07-06 14:20
W pewnym sensie ich obraz namalowany w Ewangeliach jest fascynujący. Gorliwcy, których ideały przerosły. Bo.. No właśnie. Czego im brakowało?
Zawsze fascynowało mnie to rozdarcie widoczne w postawie faryzeuszy: z jednej strony wielka gorliwość, z drugiej - rażąca bezbożność. To nie jest tak, że Jezus wszystkich faryzeuszy tylko i wyłącznie gani. Mówiąc swoim uczniom, ze ich sprawiedliwość ma być większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszy uznaje, że jest w nich sporo tej sprawiedliwości. No to czemu ich gani? Czego im brakowało?
Myślę, że, po pierwsze, mieli niewłaściwie poustawiane priorytety. Widzieli jakąś zasadę, ale nie rozumieli jej podstaw. Widzieli źdźbła, nie widzieli belki. To tak jakby mechanik samochodowy (i blacharz w jednej osobie) zabierał się za wymianę rozbitego reflektora nie zauważając, że najpierw trzeba wymienić całą potłuczoną blachę i naprawić niedziałającą skrzynię biegów. Po drugie nie dostrzegając tych podstaw nie mieli szans, by do nich dostosować swoje życie. Woleli ślizgać się po powierzchni. A po trzecie, byli okropnie zadufani w sobie; pewni, że kto jak kto, ale oni są jak najbardziej w porządku i niewiele im brakuje do ideału.
Obłuda? To chyba nie do końca tak. Żeby zasłużyć na miano obłudnika (w pewnym miejscu Jezus też tak faryzeuszy nazywa), potrzeba jeszcze pewnej dozy cynizmu: ganię coś u innych, sam robię podobnie; ganię coś u wroga, za to samo przyjacielowi złego słowa nie powiem. Faryzeizm nie ma w sobie tego cynizmu. Więcej w nim autentycznego pogubienia. I niemożności dostrzeżenia co jest podstawą, co dodatkiem. Albo zobaczenia, że głoszone przeze mnie zasady mają też zastosowanie w moim życiu....
No cóż.. Wiadomo, że nie piszę tego, by pastwić się nad ludźmi, którzy dawno odeszli już w niepamięć. Niepokoi mnie, jak często podobne postawy wracają w dzisiejszych czasach. Wolność słowa! Ale nie dla tych, którzy myślą inaczej niż ja. Tolerancja! Ale tylko wobec tych, którzy w niczym mi nie przeszkadzają. Tak, to raczej domena budowniczych nowej ery.
Chrześcijanie mają inaczej. Miłość bliźniego! O ile bliźni jest dla mnie miły albo jest na tyle daleko, że nie muszę się w relacje z nim angażować. Zrozumieć człowieka! Oczywiście najlepiej przygodnie spotkanego gościa, nie tego, z którym na co dzień mam do czynienia. Szacunek do bliźniego! A ci, którzy nie potrafią tego szacunku okazywać - won w buraki. Prawda! Oczywiście tylko wtedy, gdy nie godzi w jakiś mój interes. Opcja na rzecz ubogich! Oczywiście ja się do nich zaliczam i oczekuję hojnego wsparcia. Służba! Jak ktoś źle mi służy, to po łapach mu. Jesteśmy braćmi! Widocznie niektórzy od macochy. Dialog! To znaczy pilne nadstawianie uszu na to co mówię.
I tak można jeszcze długo...
Tak, jestem chyba trochę zmęczony. Męczą mnie wskazywanie palcem winnych takiego czy innego grzechu, przy jednoczesnej ślepocie na własne braki. Na to stawianie wymagań innym przy jednoczesnym... No, nawet nie braku chęci do dźwigania tego ciężaru, ale szczeremu zdumieniu, że ja? Że jest jakiś ciężar, który ja, a nie inni powinien podnieść...