Proza poetycka
Niepokój
dodane 2007-05-09 02:23
Autor: Artur Tojza (Vermin)
Niepokój
Czas nadleciał nad nasze domy niczym upiorny ptak, siejąc niepokój i lęk w naszych sercach. Z początku walczyłem z nim, nie chcąc zatracić swoich ideałów i wiary. Odrzucając od siebie myśli, że mogę przegrać. Zresztą nie ja jeden. Nikt z nas nie dopuszczał tej myśli do swojego serca. Bo nikt nie chciał przegrać i poddać się bez walki.
Nasz wróg niszczył nas pojedynczo, powoli, systematycznie. Ukazywał nam nasz ukryty strach, wylewając go na zewnątrz i karmiąc się nim. Aż w końcu powoli zaczął stawać się nami i przejmować kontrolę nad naszymi czynami. Powoli stawałem się pustym, wyprutym z radości ludzkim wrakiem, który myśli tylko o tym, żeby przeżyć.
Siedząc na zimnych ruinach, spojrzałem w dół na moich towarzyszy broni, którzy od tylu lat zastępowali mi rodzinę. Patrzyłem na nich i czułem strach, jaki wypełniał ich serca. Widziałem lęki, które zdominowały ich myśli. Słyszałem ból wypływający z ich oczu. Czułem to całe cierpienie, jakie z nich emanowało i powoli wsączało się w moją duszę. Miałem poczucie winy, że nie udało mi się powstrzymać tego piekła, w którym oni się teraz znajdowali.
Tylko czy mogłem naprawdę powstrzymać to, co było nieuniknione? Powstrzymać świat, w którym żyłem, przed całkowitą autodestrukcją. Kiedyś twierdziłem, iż posiadam taką moc. Ale teraz wiem, że to były tylko kłamstwa. Kłamstwa, którymi sam siebie karmiłem. Którym ufałem i w które w końcu zacząłem naprawdę wierzyć. Jednak to była tylko naiwność z mojej strony.
Po co walczyłem? Tego nie wiem, bo tu wystarczała aż nadto moja chęć życia, moja determinacja. Jedno pozwalało mi przetrwać, drugie - myśleć.
Kiedy jestem sam, pozwalam swoim marzeniom swobodnie błądzić by mieć nikłą nadzieję, że ten koszmar kiedyś się skończy. By zagłuszyć ból, jaki widzę pośród tych młodych ludzi, a który zakrada się również do mojego umysłu.
Rozmawiam sam ze sobą, bo w tym piekle pozostał mi tylko mój głos wewnętrzny. Prowadzę z nim długie debaty o wszystkim i o niczym. To pozwala zapomnieć o rzeczywistości. Rozmowa i marzenia to jedyne co pozwala ludziom z mojego świata nie dać się zwariować.
Jeśli umiemy rozmawiać, to umiemy również myśleć, tworzyć i kształtować los. Potrafimy wpływać na innych i im przekazywać naszą wiedzę. Tylko najpierw musimy chcieć to uczynić. Bo jeśli tego nie będziemy pragnęli, to cała nasza przeszłość, nasza historia i wspomnienia - znikną bezpowrotnie.
Spojrzałem ponownie na moich kompanów niedoli kulących się z zimna w i ruinach domów. Jedyne, co widziałem, to zmęczone, zniszczone przez strach i głód, wycieńczone ludzkie sylwetki, które myślały tylko o jednym: „Kiedy to się skończy, kiedy w końcu zasnę i obudzę się w lepszym świecie?” Albo już w ogóle się nie obudzę, tylko będę spał. Spał i śnił o tym, czego nie udało mi się zobaczyć, bo zostało zniszczone krwawym ogniem nienawiści. Miałem nadzieję, że pośród tych przepełnionych i niepokojem ludzi, kryje się choćby malutkie ziarnko wiary. Wiary w odbudowę świata, który utraciliśmy.
Miałem nadzieję, że nie marzą o wiecznym śnie. Chcę żeby ludzie z mojego świata zaczęli na nowo sobie ufać.
Nagły huk wystrzału zagłuszył moje myśli. Ostrzał znów się rozpoczął. Jak co rano, każdego dnia. Błędne koło.
Wszyscy wokoło mnie poderwali się i biegli w kierunku, gdzie ponownie rozpoczynała się bitwa. Ja zostałem, targany niepokojem o los tych, którzy stali się moją nową rodziną, zostałem i patrzyłem, jak walczą, a potem giną.
Wstałem, spoglądając ostatni raz wstecz tego ranka, na swoje byłe życie. Ruszyłem ku placu boju aby zabijać i ratować tych, którzy nie powinni nigdy tam się znaleźć. Ruszyłem tam, by po raz kolejny uścisnąć rękę śmierci i poczuć jej lodowaty pocałunek. Ruszyłem pełen lęku i strachu o własne życie. Ruszyłem pełen niepokoju o nowy dzień.