radosci i troski jednego strusia
Powrót do domu
dodane 2009-01-09 21:21
Po piętnastu dniach nieobecności wróciłam domu. W Calgary było cudownie i tylko małżonka brakowało mi do pełnego szczęścia. Ostatni raz w komplecie byliśmy prawie dwa i pół roku temu, kiedy Przemek przyjechał na Marty ślub.
Przy pożegnaniu nie obeszło się bez łez i to nie tylko moich. Dziewczyny, to znaczy Marta i Rebeka wtórowały mi, a i chłopaki też jakoś dziwnie się zaczerwienili, dlatego tym trudniej było mi odjeżdżać. Marta, sama markotna w samolocie, pocieszała mnie jak mogła.
Ostatnie chwile w Calgary już z okna samolotu - jeszcze tylko czekamy na odlodzenie skrzydeł i wystartujemy z półtora godzinnym opóźnieniem, ale cóż to jest w porównaniu z prawie sześcioma godzinami opóźnienia z Toronto? :D
Wcale nie należę do osób, które uwielbiają gotować, ale jak widziałam, z jakim apetytem zarówno domownicy, do których od niedawna należy również brat Rebeki, jak i jego gość z Vancouver oraz grono przyjaciół Przemka i Rebeki, zajadali nasze polskie potrawy, wpadłam w trans gotowania i pieczenia i zrobiłam zapasów na jakiś czas. Mnie to by pewnie starczyło na pół roku, ale jak będzie u nich, trudno przewidzieć :D
I tak tylko w wielkim skrócie: ugotowałam 20 litrów bigosu, 50 gołabków, 573 pierogi, ok. 400 uszek, barszczyk, chruściki i szarlotkę wg własnego przepisu. A że miałam pomocników jak nigdy w domu, więc napracować to się bardzo nie napracowałam, chociaż przyrzekłam sobie, że pierogów to przez pół roku robić nie będę :D
Relacja z wyjazdu do Banff w Górach Skalistych musi poczekać trochę, (a zdjęcia są piękne, przynajmniej mnie się tak wydaje :D), bo teraz muszę przysiąść do książek i nadrobić zaległości pierwszego tygodnia zimowego semestru, a jeszcze na jutro (zamiast na następny tydzień, jak było początkowo ustalone) muszę przygotować do zatwierdzenia przez School Board zestawy pytań egzaminacyjnych do polskiej szkoły - wrrr, nie lubię zmian dokonywanych w ostatniej chwili.