radosci i troski jednego strusia
Zima, uszka i szydlo z worka...
dodane 2008-12-26 08:44
Od kilkunastu godzin jestem w Calgary u moich dzieci, ale coz to byla za podroz. W tym roku zima w Kanadzie rozszalala sie bardzo wczesnie, od tygodnia co drugi dzien burze sniezne daja sie niezle we znaki, nic wiec dziwnego, ze czesc lotow w ogole zostalo odwolanych. Ja naleze do tych szczesliwcow, ktorzy mogli zrealizowac swoje plany podrozy, chociaz z malym poslizgiem. Pierwotne opoznienie samolotu z trzech godzin zwiekszylo sie do pieciu i pol godziny. Tak wiec noc wigilijna spedzilam czesciowo na lotnisku w Toronto, (mimo opoznienia kazali byc czas, bo a nuz ktos zdecyduje sie podstawic samolot zastepczy, jednak nic takiego sie nie zdarzylo), a czesciowo w zimnym samolocie, w ktorym nie wiadomo dlaczego, nawet kawy na rozgrzewke nie serwowano. Na miejsce przylecialam zziebnieta jak sopel. Bigos, barszczyk i inne smakolyki domowej produkcji rowniez dolecialy ze mna w calosci, ale uszka, na ktore Marek tak czekal, jak sie okazalo przy rozpakowywaniu torby, zostaly w zamrazalce w Toronto :D. Nie bede jednak bawic sie znowu klejeniem uszek, zjemy je z tygodniowym opoznieniem, bo Marta przywiezie je w Nowy Rok.
Mowiac o klejeniu, to i tak czeka mnie niezla zaprawa - chlopaki kupili 2o kg ziemniakow na pierogi. No i wyszlo szydlo z worka, po co oni mnie tak naprawde zaprosili :D:D:D:D:D:D:D:D:D