bez tytulu
Porekolekcyjnie
dodane 2008-11-24 00:58
Przyszedł chyba czas, by podsumować mój pobyt na pustyni.
Nie mogę powiedzieć, że bardzo długo czekałam na te rekolekcje, że zniecierpliwienie spędzało mi sen z powiek, jak to nieraz bywa. Wręcz przeciwnie, od co najmniej pół roku planowałam rekolekcje ignacjańskie, wyjazdowe, dlatego tych ze względu na prawie że zbieżność czasową (tydzień po tygodniu) nie brałam pod uwagę.
Pan Bóg jenak lubi płatać figle. Planowane nie wyszły, wskoczyły nieplanowane. Pierwsza informacja o rekolekcjach pojawiła się dopiero następnego dnia po podjęciu ostatecznej decyzji o rezygnacji z wyjazdu do ośrodka rekolekcyjnego michalitów pod London. Na myślenie więc czasu nie miałam w ogóle. Zapisałam się natychmiast. Stwierdziłam tylko, że muszę jakoś się sprężyć z pisaniem pracy z bioetyki, by ta nie była toporkiem wiszącym nad moją głową. Udało się. W niedzielę przed rozpoczęciem rekolekcji praca była gotowa, choć termin oddania mijał dopiero w czwartek.
No i potem przyszedł ten niepokój, wręcz strach: po co mi właściwie te rekolekcje? Pamiętałam jeszcze ból ubiegłorocznych. Moim kierownikiem duchowym był mój stały kierownik fr. John, a tak bolało. Ale strach ustąpił zaraz na początku, kiedy brat Ignatius stwierdził, że rekolekcje nie są dziełem przypadku, że to sam Bóg zaprasza nas na pustynię, bo chce nam coś powiedzieć, chce nas czymś zaskoczyć. Uwierzyłam. Ale znów przyszedł moment wątpliwości w sensowność mojego udziału w rekolekcjach, kiedy zorientowałam się, że będziemy bazować na dokładnie tych samych tekstach biblijnych i tej samej książeczce Bodo o św. Franciszku, co w ubiegłym roku. Byłam zawiedziona. Z moich ubiegłorocznych rozmów z tymi, którzy biorą udział w rekolekcjach od 25 lat wiedziałam, że każdego roku tematyka jest inna, że jeszcze nigdy się nie powtórzyła. Sięgnęłam po swój poprzedni dzienniczek rekolekcyjny i w tym momencie przez głowę przeleciała myśl niczym błyskawica: Czy myślisz, że Pan Bóg nie ma dla ciebie nic ponad to, co dał ci w ubiegłym roku? Bez otwierania odłożyłam dzienniczek na miejsce, a same rekolekcje potwierdziły prawdziwość słów br. Ignatiusa – Pan Bóg lubi zaskakiwać, On ma ciągle dla nas jakieś niespodzianki.
Codzienna lektura wybranych fragmentów biblijnych, ich omadlanie, przemodlanie, jak kto woli to nazwać, szukanie tego, co jest w nich dla mnie tu i w tym momencie mojego życia, nie w ub. roku o tej samej porze, adoracja przed tabernakulum – ten upragniony odpoczynek, kiedy nieraz zdarzyło się nawet przyśnięcie, no i oczywiście spotkanie z kierownikiem.
Kryzys powrócił trzeciego dnia. Znów gotowa byłam wycofać się. Ale myślę, że to właśnie ten kryzys był momentem największej łaski. Zrozumiałam w jednej chwili przyczynę bólu, napięcia, chęci ucieczki.
Wczoraj podusmowując w obecności o. Adolphusa czas rekolekcji roześmiałam się, że ten czas odpoczynku nie był odpoczynkiem, o jakim się nieraz marzy. To była ciężka i chwilami bolesna harówka, ale warto było podjąć ten trud.
No i teraz dopiero zerknęłam do zapisków rekolekcyjnych sprzed roku. Pan Bóg się nie powtarza, choć utwierdza w tym, do czego już doprowadził.