bez tytulu
Potwierdzenie
dodane 2008-11-18 18:47
Fragment z dzisiejszego pierwszego czytania z Apokalipsy św. Jana:
"Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!
Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nimi wieczerzał, a on ze mną."
Tak myślę o tych słowa w kontekście rekolekcji. Kiedy je wczoraj wieczorem czytałam, natychmiast skojarzyłam z tym, co powiedział w niedzielę brat Ignatius: nasz udział w tych rekolekcjach nie jest dziełem przypadku. To sam Bóg chce nas tutaj i teraz, bo ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Najpierw proponuje, by udać się na miejsce pustynne i odpocząć. Nie martwić się o nic, o wodę, o pożywienie, bo On sam nas w to zaopatruje, jak Eliasza na pustyni pod jednym z janowców. Przychodząc nie rozwala gór ani nie druzgocze skał wichurą, nie pali niszczącym ogniem. Przychodzi dyskretnie, a oznajmuje swą obecność szmerem łagodnego powiewu. Nie narzuca się, tylko delikatnie pyta: "Co ty tu robisz? Czy jesteś gotowy na spotkanie ze mną? Czy pragniesz tego na pewno?" I nawet wtedy, kiedy spostrzeże, że w końcu jakoś oswoiliśmy się z pustynią i z myślą, że On z nami tam jest, i że jak Eliasz zasłaniamy twarz przed widokiem Jego chwały, nie wchodzi siłą - puka delikatnie i czeka, by otworzyć Mu drzwi, a wtedy przychodzi czas na niespodzianki o jakich się nawet marzyło.
A tak na marginesie, pierwsze lody przełamane. Wygląda na to, że ojciec Adolphus był tak samo onieśmielony jak i ja. Ale jakoś sobie z tym poradziliśmy - to znaczy Duch Święty sobie poradził, a jak się rozkręciliśmy, to nie zauważyliśmy, jak szybko minęła ta godzina, no i przekroczyliśmy czas o całe trzydzieści minut, ale to nie ja mam pilnować zegara :D