radosci i troski jednego strusia

W swoim żywiole

dodane 03:51

Sobota, 27 września, godz. 21: 36 (zegar blogowy oszukuje :D)

Wrzesień obfituje w różnego rodzaju inauguracje, ale dzięki Bogu, że jest już prawie koniec miesiąca i chyba koniec tych początków, ale oby na początkach się nie skończyło :D. 

Dziś miałam ostatnią z wrześniowych inauguracji.  Najpierw rozpoczęcie nowego roku akademickiego, później nowegoo roku katechetycznego - RCIA, w czwartek posługi w szpitalu i w końcu inauguracja nowego roku szkolnego w szkole polskiej.  

Po rocznej przerwie wróciłam do nauczania języka polskiego.  Wróciłam, ale do zupełnie innej rzeczywistości.  Przeskok z nauczania młodzieży szkoły średniej do nauczania klasy drugiej szkoły podstawowej.  Tak to tutaj bywa.  Schoolboard robi oszczędności, zwiększył ilość uczniów w klasie przypadających na jednego nauczyciela, a że w ub. roku zabrakło nam dwóch, by władze oświatowe zgodziły się na dwóch nauczycieli w szkole średniej, ja jako młodsza stażem tamże, odpadłam.  Na propozycję uczenia w szkole podstawowej nie bardzo chciałam się zgodzić i to nie tylko ze względów finansowych (choć różnica nie jest wcale taka mała - to, na co nauczyciele szkół średnich zapracują w jedną tylko sobotę, nauczyciele szkół podstawowych muszą pracować dwie soboty i jeszcze kawałek). 

Ale jak się człowiek belfrem urodził, to chyba i belfrem umrze, bo brakowało mi tych dzieciaków.  Kiedy dyrektorka szkoły zadzwoniła do mnie z propozycją powrotu, ale do szkoły podstawowej, bo w średniej wciąż nie ma odpowiedniej ilości chętnych, początkowo nie bardzo chciałam się zgodzić.   Myślałam, że lepiej nie angażować się nigdzie podczas tego ostatniego roku studiów i tych wyjątkowo dla mnie ciężkich przedmiotów, że lepiej siedzieć w domu.  Skusił mnie nie tyle język polski, co religia.  Nauczyciele w klasach od 1 do 8 uczą, choć już nieodpłatnie także religii.  Miałam do wyboru klasę siódmą i drugą.  Wizja przygotowywania dzieci do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej po polsku była tak kusząca, że się nie oparłam.  Zastanawiam się tylko jak to będzie z samym przygotowaniem Liturgii i próbami, bo kościół, w którym dzieci przystąpią do Komunii leży na drugim końcu Toronto, no ale to już będzie po chrzcie moich angielskich dzieciaków.

Kiedy weszłam do klasy, byłam w swoim żywiole.  Dzieciaki takie słodkie, kochane - tutaj klasa druga to tylko siedmiolatki.  Dziś miałam ich osiemnaścioro (na katecheze uczęszcza tylko piętnaścioro), ale zapisy wciąż jeszcze trwają.  Mała Klaudia przepłakała pierwszą godzinę, ale na polskim już się rozkręciła, a w czasie przerwy narysowała dla mnie laurkę, taką śliczną, z dedykacją, chociaż trudno się domyśleć, że to moje imię jest tam napisane :D, ale co tam, tu akurat liczą się intencje.

Dzieciakom bardzo spodobało się zadanie domowe z religii: poprosiłam je, by przykleiły swoje zdjęcie do obrazka, który dostały do pokolorowania -  Pana Jezusa tulącego do siebie dzieci z napisem: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie."   Na piersi Pana Jezusa jest wystarczająco miejsca na ich zdjęcie :D

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 14.05.2024

Ostatnio dodane