bez tytulu
Jedna z twarzy
dodane 2008-06-03 20:58
Dzięki Jednemu z wielu AS, który ostatnio dołączył do naszej blogowej społeczności, jakoś intensywniej uświadamiam sobie obecność mojego AS przy mnie. Bo zwykle to jest tak, że jak w opałach, to wszczynam alarm, a jak już jest wszystko dobrze, to nawet nie pamiętam, żeby mu podziękować za opiekę. A on dzisiaj znów pokazał mi swoją twarz, tzn. myślę, jedną z wielu twarzy. No bo tak, raz to jest twarz Jurka, innym razem któregoś z dzieci, to znowu Emmy, Briana, Fr. John’a, Fr. Janusza, którego raczej unikam jak ognia :D czy jeszcze kogoś innego i to niekoniecznie znajomego. Tak więc wiem już na pewno, że mój anioł stróż ma wiele twarzy, jak szymon z wiersza, który wykorzystałam w swoim wielkopostnym rozważaniu „I ja w dłoni miałem młot...”
Obecna twarz mojego anioła stróża to twarz Cecylii. Cecylia jest Koreanką. Poznałam ją niecałe dwa lata temu. Mieszka niedaleko ode mnie, w rządowym bloku dla seniorów i niepełnosprawnych. Problemy z kręgosłupem przykuły ją na pewien czas do łóżka, więc przez te kilka tygodni chodziłam do niej codziennie z Panem Jezusem. Wprawdzie jej bardzo ograniczona znajomość języka angielskiego utrudniała nam nasze rozmowy, ale nie przeszkodziła, byśmy się ze sobą zaprzyjaźniły i to w bardzo krótkim czasie.
Niedawno Cecylia poddała się operacji kręgosłupa u siebie w Korei. Kiedy już stanęła na nogi i wróciła do Kanady, znów codziennie spotykałyśmy się na Mszy. Kilkanaście dni temu Cecylia nie pokazała się w kościele. Jak się później okazało, usiłując nałożyć buty przed wyjściem do kościoła (co w obecnym jej stanie nie jest wcale takie proste) upadła i przez kilka godzin nie była w stanie ruszyć się z podłogi, no i przez dwa tygodnie znów była uwięziona w domu. Tak więc znowu chodziłam do niej z Panem Jezusem, bo dla niej choćby jeden dzień bez Komunii św. to bardzo smutny dzień. Na szczęście, jest już lepiej i od ub. środy Cecylia znów uczestniczy w Eucharystii. Codziennie razem przemierzamy kawałek drogi do domu. Czasem razem idziemy na małe zakupy, a odkąd znów jest w stanie chodzić, to ona mną się opiekuje, a nie ja nią. No tak, ona, tak mało sprawna teraz, pomaga mi, jak tylko potrafi, bo dokładnie tydzień temu, szykując się do kościoła, złamałam sobie małego paluszka u nogi i z takim paluszkiem pokuśtykałam do niej z komunią św. To ona pierwsza zajęła się moim paluszkiem i opatrzyła go. Jej troska o mnie sprawiła, że poczuła się lepiej i następnego dnia odważyła się na pokonanie drogi do kościoła.
Wczoraj opowiedziałam jej o Marku, który z powodu swojego głupiego wieku doprowadza mnie nieraz do szewskiej pasji, a najbardziej tym, że ostatnio w ogóle nie jest zainteresowany chodzeniem do szkół po nauki i wymyśla najróżniejsze powody, byle się tylko wymigać od tego przykrego obowiązku.
Dziś Cecylia, jak zwykle z wielką troską zapytała o mojego paluszka, a później powiedziała, jak to codziennie modli się za mnie:
"O, God, please, help Lidia, help Lidia, please, no pain for Lidia"
Tak potrafiła mi streścić po angielsku swoją modlitwę za mnie. A wczoraj i dziś w czasie Mszy modliła się za Marka:
"O, God, please, Mark has to study, God, please, God, please."
I cóż z tego, że mój anioł stróż ledwie mówi po angielsku, ale jaki kochany jest, a jaki skuteczny :D