radosci i troski jednego strusia
Prawie ferie
dodane 2007-12-08 00:02
Uff, dziś zakończyły się wreszcie zajęcia na uczelni i mogę prawie powiedzieć, że mam koniec semestru. Zostało mi jeszcze napisanie zakończenia do jednej z wymaganych prac, może do wtorku się z tym wyrobię, choć czas mam do piątku i laba aż do 7 stycznia.
Studia to jednak strasznie wyczerpujące zajęcie. Dawno temu, kiedy studiowałam jeszcze w Polsce, to było to jakoś mniej stresujące. No fakt, nie byłam aż tak obowiązkowa jak teraz. Na wykład, który zaczynał sie o 7 rano, ustaliliśmy listę dyżurów, kto kiedy zaszczyci pana profesora swoją obecnością, żeby się nie okazało, że sala wykładowa jest pusta. A teraz, nawet do głowy by mi nie przyszło, że mogłabym nie iść. Hehehe, zamiast zająć się dzierganiem skarpetek, to ja się wzięlam za naukę :D Ale dobrze mi tak, sama tego chciałam. Wygląda na to, że ja kocham żyć z młotkiem nad głową :D:D Dobrze, że przynajmniej niektórzy profesorowie są jacyś tacy ludzcy. Taki np. Father Rick, na ostatnią godzinę zajęć zaprosił nas do restauracji i fundnął nam branch - śniadanie połaczone z lunchem, z którego, niestety, musiałam wyjść wcześniej niż wszyscy, bo kolejny profesor właśnie zaczynał swój ostatni w tym semestrze występ, a trzeba przyznać, że jest super i szkoda uronić choćby jednego jego słowa. Naprawdę, sama siebie nie poznaję :D:D:D