radosci i troski jednego strusia
Spotkanie po latach
dodane 2007-10-07 23:56
We wrzesniowy long-weekendowy poniedzialkowy poranek rozdzwonil sie telefon: - Czy moge rozmawiac z pania Lidia? – odezwal sie dziwnie znajomy glos w sluchawce.- Przy telefonie – odparlam, a po chwili juz prawie wrzeszczalam:- Lodzia, znowu mnie odnalazlas! Ty masz zdrowie!
To byla Lodzia z Nowego Jorku (to ta, ktora w dniu 11 wrzesnia znajdowala sie na 82 pietrze WTC – jej historie mozna bylo znalezc nie tak dawno w naszym portalu, a takze w Niedzieli z 9 wrzesnia oraz w ksiazce Janusza Rautszko: “Wiecej niz byc” i “Wiecej niz byc. Podscriptum” ), kolezanka z ogolniaka, z V Liceum Siostr Niepokalanek. Pisze znowu, bo podobny telefon od niej otrzymalam piec lat temu i praktycznie bylysmy w kontakcie prawie caly czas, no, powiedzmy do ubieglego roku. Tyle tylko ze ja w tym roku zmienilam numer telefonu (gdyby to byl sam numer, nie byloby problemu, maszyna automatycznie podalaby nowy), ale zmienilam takze kompanie telefoniczna, tak wiec nie egzystuje jeszcze w zadnej ksiazce telefonicznej. Ale to jest wlasnie cala Lodzia, zajrzy do mysiej dziury. No i wlasnie zajrzala na strone polskiej szkoly, gdzie oczywiscie wisi moj stary numer. Poniewaz sa tam tez numery innych nauczycieli, tak wiec taka okrezna droga Lodzia dotarla wreszcie do mnie powiadamiajac mnie, te ktora wlasnie przed czterema dniami wrocila z Polski, ze mam sie szykowac na jubileuszowy zjazd naszej klasy. No coz, musialam sie obejsc smakiem, bo jak sie uczy i cudze dzieci i samemu bawi sie w studenta, to w trakcie roku szkolnego nie mozna sobie jezdzic na takie zjazdy, zwlaszcza jesli w gre wchodzi osiem tysiecy km i bajonskie sumy za bilet lotniczy. Poplotkowalysmy, powspominalysmy, co chwila pytajac: “a pamietasz, a przypominasz sobie?”, itd…
Najwieksza bombe Lodzia zostawila na koniec:- Wiesz – mowi – wreszcie odnalazlam Basie. Basia byla jedyna z klasy, do ktorej nie udalo sie jej dotrzec przed poprzednim zjazdem klasowym, piec lat temu. Wiedzialysmy juz, ze mieszka w Kanadzie i to prawodopodobnie w okolicach Toronto (takze jest nas tutaj az trzy: Basia, Grazyna i ja), ale nic poza tym nie bylo wiadomo. Niestrudzona Lodka i tym razem zajrzala do mysiej dziury i dzieki temu mogla przekazac mi nr telefonu do Basi. To byla dopiero radocha.
Z Basia, choc tylko przez krotki czas (bo dluzej nikt poza nami dwiema wytrzymac tego spokojnie nie mogl) siedzialysmy w jednej lawce, ale przyjazn przetrwala dluzej. I po tylu latach spotkalysmy sie w koncu u mnie w domu. Ilez to bylo radosci, wspominania. Ale nie tylko. Dzielilysmy sie rowniez tym, czego doswiadczamy teraz. Trudno bylo sie rozstac. Nawet nasi synowie, prawie rowiesnicy, przypadli sobie do gustu i szybko znalezli wspolny temat. Wczoraj ja pojechalam do Basi i we dwojke duchowo laczylysmy sie z reszta dziewczyn. Dzis rano (no w Polsce to juz byla prawie 15) zadzwonilam do klasztoru i przy dzwiekach piosenek zespolu Pojednania (do ktorego nalezalo az piec dziewczyn z mojej klasy, w tym Lodzia i Grazyna) dochodzacych z sali gimnastycznej przez chwile rozmawialam z S. Ewa, mistrzynia internatu. Ucieszyla sie moim telefonem, nawet nie miala problemu z wyobrazeniem sobie, jak wygladam teraz, po tych wszystkich latach od matury, bo Lodzia zabrala ze soba zdjecia Basi i moje z naszego pierwszego spotkania. Na koniec pozwolila mi na moment wskoczyc w moj granatowy mundurek z kolnierzykiem marynarskim, kiedy przez telefon “ucalowala” mnie w czolko i “nakrelila” na nim krzyzyk tak, jak to robila przez trzy lata, podczas sprawowania funkcji mistrzyni w internacie (bo w pierwszym roku mistrzynia byla siostra Gizela). Udalo mi sie tez zlapac Terese, ktora jako jedna z nielicznych zostala dluzej. Teresa, swoim zwyczajem w jednej minucie zdala mi relacje ze zjazdu i tylko zaostrzyla apetyt na nastepny zjazd za piec lat. Teraz bede madrzejsza, juz dzis zaczne sie do niego przygotowywac, bo tym razem bedzie organizowany w miesiacach wakacyjnych.
Jutro w Kanadzie obchodzone jest Swieto Dziekczynienia. I dobrze, bo jest tyle rzeczy, za ktore nalezy sie Bogu dziekczynienie: za wczoraj, za dzis i za to, co jeszcze niewiadome – za jutro. Laudato Si omni Signore – za wszystkie dary skladamy dzieki, bo wszystko mamy, Boze, z Twej reki!