Agata
dodane 2016-10-03 22:57
Historie "z przedmieścia" które czasem opowiadam zawsze są prawdziwe. Zawsze są to opowiadania o ludziach których spotkałam i którzy wiele dobra wnieśli w moje życie. O ludziach, za których dziękuję Panu Bogu, choć czasem było to tylko jedno spotkanie. Te osoby mają zwykle inaczej na imię, ale jakie to ma znaczenie.... dziś chcę podziękować za Ciebie, Agatko....
Agatka jest młoda i ładna, ma 28 lat. Piękna buzia, długie rzęsy, bujne włosy. I coś szczególnego w spojrzeniu, jakieś ciepło i dobroć. Agatka wyszła rok temu za mąż. Tego dnia przyszła podzielić się swoją radością- jest w drugim miesiącu ciąży. Będą mieli wyczekane dziecko. Pierwszy wnuczek dla jej rodziców. Promienieje szczęściem. Omawiamy zwykłe sprawy zdrowotne, pokazuje mi wyniki badań. Cały czas uśmiechnięta, radosna. Cieszę się razem z nią.
Kolejny raz spotykam Agatkę trzy miesiące później. Widać już brzuszek. Tym razem jednak jej spojrzenie jest inne. Jest poważna, skupiona, widzę cień smutku. Gdzieś łza w kąciku oka. Wie już, że nosi pod sercem chłopczyka. Jednak jej synek nie jest zdrowy. W badaniu usg widoczna jest przepuklina oponowo rdzeniowa- wada wrodzona. Może zaczynać się wodogłowie. Nic nie mówię, patrzę- czekam co powie ona. A ona szuka informacji o możliwościach leczenia wady maleństwa jeszcze przed urodzeniem. Słyszała, że są ośrodki które takie leczenie podejmują. Podnosi głowę- "ani przez moment nie braliśmy pod uwagę innej opcji". Wiem o czym mówi. Między wierszami domyślam się że "inna opcja"- zakończenie życia jej dziecka z powodu jego niepełnosprawności- została gdzieś, przez kogoś zaproponowana. I dumnie odrzucona przez tą piękną młodą matkę i jej męża. Agatka jest młoda, ale w tej chwili bardzo dojrzała. "Wie pani, przepuklina jest wysoko. On może nawet nie siedzieć. Jeśli byłaby możliwość, zdecydowalibyśmy się go zoperować". Szukamy, pytamy, dzwonimy. Razem. Znajdujemy klinikę. Agata z mężem jadą tam na konsultację.
Ciąg dalszy opowieści poznaję kolejne trzy miesiące później. Agatka opowiada. Maluszek został zoperowany w 27 tygodniu ciąży. Czekali świadomie na czas, w którym gdyby jednak zabieg wywołał przedwczesny poród, chłopczyk miałby szanse przeżyć. Tak właśnie się stało. Maleńki Kubuś urodził się tydzień później, jako 28- tygodniowy wcześniak. "Ruszał nóżkami"- mówi Agata- ruszał, i to mocno. Kubuś żył miesiąc. Zmarł z powodu powikłań wcześniactwa, które niestety dotykają wiele tak maleńkich dzieci. Przez miesiąc swojego życia poznali go dobrze rodzice, matka kangurowała go na swojej piersi. Był karmiony przez sondę jej pokarmem. Byli przy nim dziadkowie. Został ochrzczony, miał chrzestnych rodziców. Są pamiątkowe zdjęcia, są malusie czapeczki i skarpetusie. "Tej nocy kiedy umarł, byłam przy nim. Wiedziałam że coś się dzieje, był taki słabiutki. Bardzo go kochałam. Wiem, że jest szczęśliwy w niebie i że kiedyś go zobaczę. Wiem, że decydując się na operację chcieliśmy jego dobra, chcieliśmy dać mu szansę na sprawność. Pan Bóg zdecydował inaczej. Chcemy mieć więcej dzieci, ale Kubuś zawsze będzie naszym pierwszym synkiem. Zachowałam jego zdjęcia jak skarb"