Uśmiech Pani Magdy
dodane 2015-03-16 21:17
Inaczej o szkole. Jak zwykle okiem zwyczajnej matki czwórki.
16.15 poniedziałek. Odbieram Bąbelka po kółku matematycznym. Z klasy wychodzi Pani Magda, pomimo ze od kilku godzin na głowę próbowało jej wejść 25 siedmiolatków , Ona jest uśmiechnięta. Bo Ona ma to w sobie, że zawsze jest uśmiechnięta. Rozmawia z kolejnymi rodzicami, słucha, dzieli się swoimi obserwacjami jak zawsze otoczona przez radosny, szczerbaty tłumek podskakujących pierwszaków.
I pomyślałam sobie że napiszę, bo jakiś taki klimat zrobił się dziwny w necie gdzieś ostatnio. Ja zawsze popierałam całą sobą prawo rodziców do wyboru czy posłać dziecko do szkoły w wieku sześciu czy siedmiu lat. Ja oczywiście i w pełni się zgadzam że o ile niektóre dzieci są dojrzałe wcześniej, już jako sześciolatki to większość nie jest i nie powinny wcześniej iść do szkoły. Moich synów posłałam w wieku lat siedmiu. Cieszę się że miałam wybór, bo uważam że zaczęli naukę w szkole w dobrym wieku i w odpowiednim czasie.
Ale nie o tym chciałam. Ja chciałam napisać, że o ile wiek rozpoczęcia nauki szkolnej jest sprawą ważną i nie ma sensu go na siłę obniżać, o tyle chciałabym żeby mniej było jakiegoś dziwnego klimatu sugerującego że dzieciom w szkole dzieje się krzywda, że niczego się tam nie uczą, i że w ogóle może szkoła jest niepotrzebna. Bo to jest bardzo krzywdzące nie tylko dla Pani Magdy. W naszych szkołach pracuje bardzo wiele mądrych, dobrych nauczycieli, którzy wkładają swój czas, swoją wiedzę, swoje talenty w to żeby nasze dzieci uczyć. Robią to, do czego się kształcili, co robić umieją fachowo i dobrze. Ja może mam szczęście, albo ogólnie pozytywne podejście do życia, bo jakoś tak się dzieje że moje dzieci w ogromnej większości trafiają na dobrych nauczycieli. Nauczycieli których ja szanuję i doceniam, bo kiedy ja robię to co ja umiem, oni zajmują się tym do czego są najlepiej przygotowani- uczą Bąble. Oraz szczerbaty tłumek ich kolegów. (niekoniecznie szczerbaty, w czwartej klasie to już raczej z początkami okresu dojrzewania:))
Moje dzieci nauczyły się w szkole dużo, i w ogromnej większości to co umieją umieją właśnie dzięki szkole. Oczywiście , mamy w tym swój udział pilnując ich odrabiania lekcji, pomagając w testach konkursowych itp., ale zdecydowanie podstawy tego daje szkoła. W szkole nie tylko się uczą- znalazły wielu przyjaciół, zebrały się ekipy do gry w piłkę, do montowania w garażu promu kosmicznego i wielu innych radosnych chwil które na pewno będą kiedyś z łezką w oku wspominać. I nawet jeśli ścina się podstawy programowe, przygniata nauczycieli kolejnymi tonami biurokracji, (skąd ja to znam.......) oni tam, na pierwszej linii frontu walczą :) Uśmiechają się po iluś godzinach do uwieszających się na ukochanej Pani siedmiolatków, towarzyszą „swoim” dzieciom w tak ważnych chwilach jak choćby I Komunia, wypuszczają je z żalem po III klasie a potem po VI- odpowiadają na trudne pytania, pomagają rozwiązywać konflikty. Czasem to oni pierwsi zauważają problemy, zdrowotne czy rozwojowe dziecka i kierują rodziców w odpowiednie miejsca.
Pamiętajmy o nich i doceńmy ich pracę. Ja w każdym razie cieszę się że moi chłopcy trafili na takich właśnie nauczycieli. Wiem, że odbierając Bąbelka z rąk Pani Magdy zawsze spotkam się z uśmiechem.