Urodzony o świcie
dodane 2013-11-14 09:19
Bąbel urodził się o 5.10. Dopiero później dowiedzieliśmy się że jego imię, Łukasz, znaczy właśnie i dokładnie "urodzony o świcie". Od tamtego dnia, od świtu zaczęła się nasza praca jako rodziców i nasze dorastanie do roli rodziców. Bo nikt nie rodzi się rodzicem, każdy musi się tego nauczyć. Popełnić niejeden błąd po drodze. I tak jak młodzi rodzice muszą zmierzyć się z tematem karmienia, kolek, zasypiania, trochę później z nauką nocniczka, pójściem do przedszkola- tak pewnego dnia zauważą że ten mały smyk sięga już tacie do ramienia, buty nosi prawie tak duże jak mama i dorasta.
Bąbel niedługo skończy 10 lat. Przestał już być małym dzieckiem. Jest w domu najstarszy, więc to wyjście z bycia maluchem
przypadło mu naturalnie i pewnie trochę wcześniej niż dzieciom najmłodszym. I o początku dorastania w trudnym świecie chciałam
napisać dzisiaj.
Kiedy ja miałam 10 lat, był to jeszcze okres komunistyczny. Dzieci w większości równo nic nie miały:) chodziły w jednakowych
tenisówkach i z jednakowymi tornistrami. A w zimie w "relaksach":). W domach był zwykle jeden nieduży telewizor, zresztą dla
dzieci była tylko dobranocka i teleranek w niedzielę:). Nikt nie miał komputera, nikt nie słyszał o komórce. Mieliśmy rowery:)
byle jakie ale jeździliśmy na nich bardzo dużo. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem i na świeżym powietrzu. Życie wyglądało inaczej
Teraz dużo się mówi o snobiźmie już u małych dzieci. Dzieci popisują się przed sobą nawzajem komputerami, komórkami, firmowymi
ubraniami, wyjazdami zagranicznymi. O ile w przedszkolu, przynajmniej naszym, jeszcze kompletnie tego nie widać, i wszyscy
w dresikach i kapciach bawią się wspólnie, w szkole już jest trochę inaczej. Czasem zauważam, że rodzice u których wcale
się nie przelewa w domu i muszą żyć oszczędnie, zrezygnują z wielu rzeczy żeby dziecko koniecznie "miało". To dziecko, które
w klasie szpanuje że ma dwa laptopy i najnowszy model komórki czasem wcale niekoniecznie pochodzi z rodziny o dużym dochodzie.
Poprostu chyba coś jest nie tak z hierarchią wydatków, a może rodzice nie potrafią odmówić, a może wydaje im się że
skrzywdzą dziecko jeśli nie będzie miało czegoś co ma inny kolega. A przecież chyba nie o to nam chodzi, żeby dziecko swoje
poczucie wartości budowało na zakupach. I to nie za własne pieniądze.
Przeczytałam kiedyś takie mądre zdanie, że dziecko szkolne, które umie już liczyć, rozumie wartość poszczególnych kwot pieniedzy
powinno być uczestnikiem rodzinnych zakupów. Kupując niedawno coś ze sprzętu AGD wciągnęłam w to Bąbla. Najpierw wytłumaczyłam
do czego ta rzecz służy i dlaczego zdecydowałam się ją kupić. Potem razem usiedliśmy na internecie żeby porównać ceny. Wytłumaczyłam
że o ile zużycie prądu jest dla mnie istotne i biorę pod uwagę przy porównaniu, a tyle wygląd drzwiczek już kompletnie nie ma znaczenia.
Uczyłam go starannie porównywać oferty i nie kupować pierwszej rzeczy jaką znajdzie. W efekcie znaleźliśmy odpowiednią dla nas
rzecz w przystępnej cenie. Chciałam też żeby zrozumiał że pewne przedmioty jak np zmywarka czy suszarka do prania służa całej
rodzinie, oszczędzają nasz czas, ale takiej samej kwoty nie wydalibyśmy tylko dla własnej przyjemności.
Pojawił się oczywiście w naszym domu temat własnego komputera, czy nowego modelu komórki. Uznaliśmy że żadne z naszych dzieci w wieku szkoły podstawowej nie potrzebuje mieć własnego komputera z czym Bąbel się pogodził. Pozwoliliśmy na naprawę i ulepszenie starego
komputera z którego korzystają dzieci, ale z zastrzeżeniem że nadal pozostaje on własnością i pod pełną kontrolą rodziców.
Kiedyś wioząc kolegów Bąbla na zajęcia, usłyszałam jak jeden z nich chwali się że kupi sobie niedługo najnowszy model takiej
a takiej komórki w czterocyfrowej cenie. Zadałam mu pytanie czy aż tak drogi telefon jest mu koniecznie potrzebny i czy nie będzie
się obawiał o jego zniszczenie albo kradzież. Zapadła cisza, chłopiec wyraźnie racjonalnych argumentów wogóle nie rozważał.
Tematem o którym warto pomyśleć też wcześniej, jest kwestia prezentów komunijnych. To od rodziców zależy, czy goście będą
je uzgadniać z nimi. Jeżeli dziecko na Komunię dostaje w prezencie telewizor LCD (co pomijając wszystko uważam za ogromną przesadę finansową) a rodzice są przeciwni żeby miało swój telewizor w pokoju, może dojść do niezręcznej sytuacji. W mojej rodzinie na szczęście
nie ma zwyczaju wydawania na prezent dla 9-latka połowy miesięcznej pensji i cieszę się z tego. Bąbel nie czuje się gorszy
przez to że nie ma telewizora:) . Myślę że wszystko da się zrobić, jeśli się o tym rozmawia. Nauczmy dzieci racjonalnie
argumentować, i zadawać sobie pytanie "czy to jest mi potrzebne, czy będzie to służyć mojemu dobru?". Nie wstydźmy się
powiedzieć "rodzice w tym miesiącu mają mniej pieniędzy, bo musieliśmy kupić drewno na zimę albo była naparwa samochodu i nie możesz dostać na to czy tamto". To nie jest wstyd, to jest normalna nauka codziennego życia. Dziecko powinno rozumieć, jak dużo pracy i wyrzeczeń kosztuje zapewnienie rodzinie utrzymania, wiedzieć że o pracę nie jest łatwo, że wielu ludzi ma zarobki nie starczające na życie. Tłumaczmy , że
jeśli opłacamy ci dodatkowe zajęcia np z języka obcego, wymagamy żebyś na nie dobrze się przygotowywał i z nich maksymalnie korzystał.
Nie odmawiajmy zakupu dodatkowego podręcznika czy lektury szkolnej, ale wymagajmy korzystania z nich. Ubierajmy dziecko skromnie,
czysto i schludnie, ale bez przesady i bez wyróżniania się w klasie. Nawet jeśli nas stać, nie uczmy popisywania się firmowym
ubraniem. W klasie mojego synka na lekcje w-f obowiązują zwykłe, najprostsze białe podkoszulki, takie jakie można dostać za
kilka złotych w hurtowniach. I bardzo dobrze, wszyscy mają mniej więcej jednakowe. Uczmy że są okazje (uroczystość, akademia szkolna,
duże święto itp) gdzie powinno się ubrać elegancko, gdzie chłopiec zakłada koszulę i krawat a dziewczynka odświętną bluzeczkę
czy sukienkę, ale na codzień preferujmy wygodny, skromny stój u dziecka. Znam dzieci z naprawdę zamożnych rodzin, które chodzą do szkoły bardzo prosto choć schludnie ubrane i nigdy się strojem nie wyróżniają- myślę że świadczy to o rozsądku ich rodziców.
Innym tematem który pojawi się w każdym domu kiedy dziecko zaczyna dorastać są pytania o kwestie intymne, o seks, o
przysłowiowe "skąd się biorą dzieci". Nie wolno nam jako rodzicom uciekać od tego tematu, bo dziecko więcej nie zapyta
a wiedzę będzie czerpało od kolegów albo z internetu. Byłam zaskoczona kiedy ksiądz przed pierwszą Komunią poruszył w klasie
Bąbla temat pornografii. Myślałam że może to za wcześnie... myliłam się i to bardzo! Ponieważ Bąbel jest nauczony rozmawiać
z nami o wszystkim i wie że zawsze chętnie rozmawiamy, przyznał się że już wcześniej starszy kolega pokazał mu na komórce
"takie obrazki" i on nie wiedział że nie powinien ich oglądać. Możemy być bardzo zaskoczeni. Niedawno rozmawiałam z przyjaciółką
która ma syna w wieku Bąbla i krępowała się jak mu "ten" temat przedstawić. Pożyczyłam jej bardzo dobrą książkę "Cudowny sposób
w jaki bobasy przychodzą na świat" przeznaczoną dla dzieci właśnie w tym wieku. W tym samym czasie na górze bawiły się nasze dzieci.
Okazało się potem że "nieuświadomiony" chłopczyk wyjaśnił Bąblowi takie rzeczy , o których on pomimo że na "te" tematy w naszym
domu rozmawia się naturalnie, nie miał jeszcze pojęcia:) Nie bójmy się odpowiadać na pytania, odpowiadajmy zgodnie z etyką
jaką się kierujemy i wartościami jakie wyznajemy. Mówmy dzieciom prawdę i zdobywajmy ich zaufanie, nigdy nie wyśmiewajmy pytań,
nie reagujmy nerwowo czy histerycznie, nie odsyłajmy ich "powiem ci jak urośniesz". Jeśli pyta, to mamy odpowiedzieć teraz.
Z drugiej strony nie bójmy się powiedzieć "nie rozmawiamy o tym przy twoim młodszym bracie, jego jeszcze to nie interesuje i
nie powinieneś mu na siłę o tym mówić".
Nie bójmy się dorastania naszych dzieci:) Nikt z nas przed tym nie ucieknie.