Nie możecie służyć Bogu i mamonie....
dodane 2013-03-08 13:16
refleksja na Wielki Post
Nie możecie służyć Bogu i mamonie.
Twarde słowa. Twarde i konkretne, i myślę że bardzo aktualne. Bo w naszym najbliższym otoczeniu jest niestety bardzo wiele biedy. Nie ma ulicy czy dzielnicy gdzie ktoś nie byłby bez pracy, ktoś nie wegetowałby na rencie nie starczającej na opłaty i leki. Czasem mówimy o patologii, o biedzie zawinionej, o rodzinach w których nie ma na buty dla dziecka ale owszem jest kilkaset złotych miesięcznie na papierosy i alkohol. Spotykamy zdrowych, sprawnych ludzi dla których sama myśl że mogliby szukać pracy wydaje się jakby z księzyca wzięta, a sam pomysł że do pracy przecież można dojeżdzać, tyle że trzeba może rano wstać, pójśc na przystanek, poczekać na busa- same te "straszne rzeczy" uniemożliwiają próbę podjęcia pracy. Ja też spotykam takie osoby, spotykam też młode, zdrowe kobiety którym też wydaje się że podjęcie pracy przez matkę dziecka w wieku przedszkolnym jest ... no po prostu niemożliwe :)
Ale wiele jest biedy autentycznej. Ludzi starszych, schorowanych, niesprawnych którzy przepracowali uczciwie całe dorosłe życie, a teraz emerytura nie wystarcza na ogrzanie mieszkania. Ludzi których wypadek samochodowy nagle posadził na wózku inwalidzkim - i nagle zamiast pensji dostają kilkaset złotych renty a trzeba utrzymać rodzinię. Ludzi którzy nagle stracili pracę , i nie mogą znaleźć a w domu dzieci muszą zjeść, ubrac się, kupić książki do szkoły.
Jeśli mamy w sobie jakąś podstawową wrażliwość, znajdziemy ich obok nas. Nie będziemy udawać że nie wiemy w jakiej sytuacji jest rodzina którą znamy. I łatwo rozgrzeszamy się z naszej miłości bliźniego , naszej jałmużny wielkopostnej- no bo przecież daliśmy 1% na organizację charytatywną (tyle że nic kompletnie nas to nie kosztowało...), bo przecież do puszki na misje wrzuciliśmy aż 20 złotych, a na inną akcję dziesiątkę......
A tymczasem jałmużna ma zaboleć. Jałmużnę musimy poczuć. Ewangeliczna wdowa wrzuciła do skarbony ostatni grosz. Jałmużna jest wtedy gdy rezygnuję z nałożenia farby na włosy za 120 złotych czy zakupu nowych butów i tą kwotę oddaję ubogim. Gdy coś mnie to kosztuje. Gdy czegoś konkretnego w tym Wielkim Poście nie będę miała, czegoś co lubię, co sprawia mi przyjemność. Dla jednej osoby taka jałmużna to może będzie i te 20 złotych i rezygnacja z wyjścia do kina, ale dla innej realnie to powinna być znacznie większa kwota. Wokół nas są ludzie którzy już nie wyobrażają sobie że na wakacje można pojechać do domków campingowych samochodem, bo musi być to samolot, hotel pięciogwiazdkowy i lekko licząc wydana za tydzień pięciocyfrowa suma. Są ludzie którym wydaje się że samochód który nie kosztował 100 tysięcy pewnie nie będzie jeździć. Że dom nie może mieć mniej niż 300 m2 na cztery osoby i jeśli nie ma czterech łazienek, jaccuzi, najdroższego wykończenia to pewnie będą w nim nieszczęśliwi.
To jest bardzo trudne, stanąć w prawdzie przed samym sobą, i powiedzieć sobie- mam tyle ile mi potrzeba i jeszcze sporo ponad to. Pan Bóg mnie pobłogosławił dobrą pracą, wspiera mnie w rozwijaniu mojej firmy- i stawia mnie w sąsiedztwie ludzi gdzie nie ma na masło do chleba. Zdarza się że bardzo zamożne osoby zatrudniając kogoś, nawet do pomocy w domu, starają się mu zapłacić jak najmniej, i narzekają że osoba sprzątająca czy opiekująca się dziećmi "za dużo by chciała". A obiektywnie kwota jaką płacą tej osobie za miesiąc pracy nie wystarczyłaby im na nic. To samo dotyczy pracowników w firmach gdzie wykorzystuje się ich płacąc "najniższą krajową".
Nie możemy służyć Bogu i mamonie. 100 lat temu większość ludzi doskonale obywała się bez rzeczy które uważamy za absolutnie podstawowe, i też sobie radzili. Teraz lista naszych absolutnie koniecznych przedmiotów wydluża się w nieskończoność, rosną telewizory, puchną samochody, przybywa gadżetów, komórki służa już do wszystkiego ale chyba najmniej to zadzwonienia:) .. Obserwując niektórych zastanawiam się gdzie są granice wydawania pieniędzy (i zazwyczaj narzekania że ich znów nie ma..). Wiele osób łapie każdą możliwość dorobienia żeby dom był bardziej luksusowy, samochód większy, wakacje droższe.- ale czasu dla siebie, dla dzieci, dla rodziny jest coraz mniej a czasem wogóle nie ma czasu na dzieci- i w wielkich pięknych domach samotni jedynacy układają pod sufit nowe zabawki którymi nie ma z kim się bawić...ale nie jest łatwo zadawać sobie pytanie czy ja naprawdę potrzebuję tej czy innej rzeczy, czy to naparwdę musi być takie drogie, czy po prostu zaplątałam się calkowicie w kupowanie rzeczy których nie potrzebuję żeby zaimponować ludziom na których mi nie zależy...
Wyznawcy mamony mają takie bardzo śmieszne pojęcie "prestiżu". Pojęcie które w moim wewnętrznym słowniku nie istnieje. Jako że jedynym kryterium oceny człowieka jest dla mnie jego człowieczeństwo i żyję sobie w błogiej nieświadomości tego że gdzieś tak "wypada" założyć garnitur za kilka tysięcy czy zegarek może i za kilkanaście (musiałabym upaść na głowę żeby kupić zegarek w cenie połowy samochodu). Od jednego z takich wyznawców usłyszałam kiedyś opinię na temat jedynych chyba w moim mieście "ekskluzywnych" delikatesów, gdzie można kupić wiele absurdalnie drogich rarytasów spożywczych i alkoholowych. W delikatesach tych bywam bardzo rzadko i bardzo wyjątkowo aczkolwiek mam wrażenie że należy to w pewnych grupach do jakiegoś "trendu" czy też może jest elementem tajemniczego prestiżu:) Otóż ten Pan stwierdził że wydaje mu się że sklep ten staje się głównym sklepem spożywczym w naszym mieście (sic!- tam są dwie kasy i nigdy do nich nie ma kolejki!)- i że "od razu sie czuje że kupują tam inni ludzie" . Nie zauważyłam czym ta inność ludzi tam kupujących miałaby się przejawiać, bo jeśli markami samochodów na parkingu to nie zwracam na nie uwagi, a jeśli ceną zegarków to się na tym nie znam.
Zauważyłam jeszcze jeden element wśród wyznawców Mamony. Powiedzenie im że nie chce się dodatkowej dobrze płatnej pracy po godzinach bo nie potrzebuje się niczego więcej niż to co się ma spotyka się z szokiem absolutnym. Powiedzenie że woli się spędzić popołudnia z dziećmi niż wymienić samochód bo przecież pięcioletni to już starsznie stary- z kompletnym niezrozumieniem.
Jestem babą. Lubię kolczyki, torebki, buty i myszkowanie po wyprzedażach w sklepach z ciuchami. Nie różnię się tym od typowych przedstawicielek mojej płci. Lubię pocieszyć się jakimś miłym zakupem czy ładnym drobiazgiem. I wcale nie było mi łatwo spróbować stanąć przed sobą w prawdzie i powiedzieć sobie - masz wszystko czego ci potrzeba. Powinnaś się podzielić. Są koło ciebie ludzie, którzy nie mają wielu podstawowych rzeczy. Masz komu pomóc i masz możliwości. Więc nie udawaj, że nie masz tyle, że to za dużo i że słynny 1% załatwia sprawę.
Przyszliśmy na ten świat na golasa i z pustymi rękami. I niczego ze sobą stąd nie zabierzemy. A jałmużna obok postu i modlitwy jest drogą do Nieba. A tam czeka na nas wspanialsze mieszkanie niż wszystko co widzieliśmy na ziemi.