niełatwo jest...
dodane 2011-11-01 20:21
Moja siostra jest w duszpasterstwie i odpowiedzialnym za nie jest pewien zakonnik, ojciec M. Co to jest za człowiek, to głowa mała. Miałam okazję Go poznać i kilka razy z nim rozmawiać. Jak dobrze, że są tacy ludzie. O takiej wierze.
Od kilku dni dźwigam trochę za dużo, a że jestem osoba wrazliwą, to fakt ten potęguje ciężar właściwy całej tej materii. Co prawda od dawna staram się zawierzać Bogu wszystko, ale nie wiem, czy rzeczywiście tak robię, czy tylko wiem, że chcę. Efektem w każdym razie był niezły kryzysik, który przeżyłam wczoraj, a z którego tylko modlitwa bliskich pomogła mi wyjść obronną ręką. Do dzis jednak echo tego odbijało mi sie po głowie, lęk, analiza raz po raz, czy cos ze mną nie tak, brak wiary i nadziei. A jeden 5-minutowy telefon do ojca M. pozwoił uwierzyc, że nie muszę radzic sobie sama, bo Bóg mnie podtrzyma. Mam się tylko nie bać, bo lęk to oręż złego. Modlić się, przyjmować sakramenty święte. Zawierzyc rodzinę Jezusowi w akcie ofiarowania.
I poszukać stałego spowiednika.
Jezu, dziękuję za ojca M. Błogosław mu w jego duszpasterskiej pracy i w jego życiu.