Przyprószyło śniegiem
dodane 2011-01-21 10:51
Wróciłam z porannej wyprawy do kościoła. Śniegu niewiele naprószyło, jakby kto mąką z lekka posypał. Zaraz ładniej i czyściej na naszej drodze polnej. Mijało mnie wiele samochodów - to ludzie jadą do pracy. Pomyśleć, we wsi nie ma koni a i krów bardzo mało. Wieś a jakby tylko osiedle.Po drodze przyglądałam się oszronionym gałązkom sosen. Sfotografować? Ocalić widoczek od zapomnienia? Piękno jest aby zachwycało - to z Norwida. Już niewiele z niego pamiętam. I chcę uwielbiać Boga i dziękować za każdy okruch piękna Natury, za każdą kroplę rosy zawieszoną na gałązkach mijanych krzewów. Mijają mnie ludzie w samochodach, czasem szybko, czasem zwalniają abym nie musiała schodzić z szosy na trawę. Kiedyś myślałam, że współczesna pustelnica to powinna mieć takie małe autko - coś w rodzaju polskiego fiacika 126p, żeby łatwiej dojechać do swego odosobnienia - zakładając, że mieszka jak ja na skraju lasu poza wioską. A może właśnie powinna iść pieszo zawieszając wzrok na mijanych osobach, rzeczach i widokach...Czy Jezus jeździłby samochodem? On który ukochał tych biednych?
Trzeba więc iść, często pod wiatr. Drobny śnieżek mnie też oprószył zanim doszłam do celu. Msza pełna najrozmaitszych roztargnień. Może to z powodu lekkiej grypy? Podchodzę do ludzi, podaję rękę, wymieniam słowa i uśmiechy. Jestem, jeszcze tu jestem. Jak długo? Nie wiem.
Kupiłam słonecznik w naszym wioskowym euro-sklepie. Dla sikorek. Wracam, pośpiesznie. Ciągle mam wrażenie, że powinnam być w domu, albo w pobliżu.A to skupienie przed modlitwą.