Chrystus umarł za nas kiedyś, kiedyś...
dodane 2020-06-15 00:34
Dziś byliśmy (my- to generalnie mój synek i ja) na Mszy w opuszczonym kościele. Opuszczonym przez wiernych dawno temu. To taka parafia na wymarciu, otoczona przez wymierające budynki starego osiedla. Poszłam tam, bo ktoś kiedyś powiedział mi, że z dziećmi tam chodzi, bo jest "szybko". Mając dziecko wiem, że jest to atut. Co mogę, tłumaczę synkowi, ale co mogę poradzić na to, że większość, to jednak jest nuda i trzeba wiary, by przychodzić? Przyjemnym spacerem zaszliśmy na Mszę. W kościele, razem z nami może 20 osób. Usiedliśmy z tyłu, nawet maseczek nie trzeba było, odległość więcej niż 2 m była zachowana, co świadczy także o "wymieraniu" parafii. Nagłośnienie straszliwe, straszliwe! Ledwie rozróżniałam słowa i Słowa... Udało mi się usłyszeć "Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami". Słyszałam to zdanie, jak pewnie każdy z nas, milion razy. Wiem o co chodzi w nim, a i owszem, ale tym razem zabrzmiało mi ono jak: "Chrystus umarł za nas dawno, dawno temu..." Mogłabym poprzedzić to zdaniem "za górami, za lasami...". W zasadzie Jezus jest odleglejszy bardziej niż Napoleon, Sobieski, czy nawet Mieszko I, a co mnie oni obchodzą? Wcale. I mam wrażenie, że mają taki sam udział w moim życiu, jak i Jezus. Żaden. Wiara mówi mi, co innego. Wiara krzyczy i milczy. Po Mszy, ku naszemu obopólnemu zadowoleniu, bez kazania, była procesja wokół kościoła, bo to przecież jeszcze oktawa Bożego Ciała. Szliśmy więc za Panem Jezusem w te może 20 osób. Nie było dziewczynek sypiących kwiaty , za to były rosnące w trawie stokrotki i powoje... I to było piękne i spokojne. Garstka ludzi w podupadłym kosciele, idąca za Jezusem w Hostii, pod nogami żywe kwiaty. Ty, który umarłeś za mnie dawno temu, za górami i lasami Bliskiego Wschodu, objawiaj się w moim życiu. Bądź obecny, daj się poznać. Proszę, przymnóz mi wiary.