Konieczne minimum
dodane 2011-11-17 12:12
Wczoraj kładąc się spać zastanawiałam się nad Ewangelią. Już prawie zasypiałam i nie mogłam się pogodzić z tym, jak Jezus potraktował tego człowieka z jedną miną. Przecież on się bał, nie stracił jej, ale schował i oddał Jezusowi to, co ten mu dał na przechowanie... Zawsze, gdy słyszę tą przypowieść, to czuję, że to niesprawiedliwe.
Oczywiście, znamy interpretację, stracone, nierozwinięte talenty itd., ale i tak wydaje mi się to wszystko nie w porządku. Próbowałam zasnąć i równocześnie myślałam, że to nie może przecież tak być, by Jezus zachował się niesprawiedliwie. Chociaż kto wie, co dla Niego jest sprawiedliwością.... Może co innego niż dla nas? W końcu Jego drogi i myśli są inne niż nasze... Pomyślałam o tym, że Jezus powiedział, że trzeba było choć dać te pieniądze do banku! Jeśli mamy jakieś wolne pieniądze (hehehe, wiem wiem, dobre sobie), to dajemy je do banku, by one tak sobie pusto nie leżały i choć niewiele, ale procentowały.
Tych ludzi, którzy dostali pieniądze od Jezusa, zbawiło to, że podjęli jakiś wysiłek, mówiąc kolokwialnie, poszli na współpracę z Jezusem :D Pomnożyli, oddali, zostali nazwani "dobrymi" (!) i zostali zbawieni.
Ostatni pieniądze zakopał, nie zrobił nic, kompletnie nic, nawet tego, co nie wymaga zaangażowania, czy wielkiego wysiłku, ale nie uczynił rzeczy, której domaga się czysty rozsądek - nie oddał pieniędzy do banku!
Czy ja w relacji z Jezusem robię choć minimum? Nie muszę ewangelizować Afryki, sprzedawać tego, co mam, rzucać banknotów na tacę, zamiast klasycznej dwuzłotówki (przerysowuję), ale czy się modlę?
Co dla mnie jest minimum? Czasem rzeczywiście ogarnia nas jakby bezwład, często wręcz niechęć do jakichkolwiek rzeczy duchowych, gdzie nic nie jesteśmy w stanie zrobić... Nie, tylko nie nic! Zróbmy choć troszeczkę, niezbędne minimum. Niezbędne do naszego zbawienia....