+rekolekcje Diakonii Życia w Zaborówcu:)
Miłość wyrwała nas ze śmierci. I to jest sprawa, za którą warto umrzeć. Nieprzypadkowo Jan Paweł II zwrócił uwagę na walkę pomiędzy „cywilizacją śmierci” a „Cywilizacją Miłości”. „Cywilizacja śmierci” nie jest trwała, bo dąży do unicestwienia wszystkiego, a więc ostatecznie również i siebie samej. Człowiek poddany „cywilizacji śmierci” niszczy siebie, swoje zdrowie, relacje z bliskimi, swoje życie, Boży plan na nie. Dyktatura siły, która przyciąga wielu młodych ludzi jest bardzo kusząca. Ale za fasadą mięśni, bezwzględności i agresji kryje się mały, niedojrzały człowiek, wołający o pomoc. Chwała tym, co tę pomoc potrafią nieść.
Wojna cywilizacji
Dotychczasową kulminacją „cywilizacji śmierci” były (są) cztery totalitaryzmy XX wieku: komunizm i nazizm – ruchy lewicowe; z prawej strony stoją faszyzm i frankizm. Jeżeli znamy historię, jesteśmy świadomi ich okropieństwa. W swej systemowej likwidacji wszystkiego po kolei zlikwidowały ostatecznie same siebie. Myślę, że w duchu chrześcijańskiej nadziei należy przyglądać się również piątemu, ukrytemu totalitaryzmowi, a który trudno określić jednym słowem. Dobrym określeniem był by „totalitaryzm nihilizmu”, a może i „Nowy Wspaniały Świat” – nazwa do niedawna przyćmiewana przez „Rok 1984”. Człowiek w takim totalitaryzmie nie odnajdzie pełni siebie i ostatecznie musi szukać dalej, jeżeli nie chce pogrążyć się w zagładzie jaką gotuje mu owa „dyktatura nicości”.
A „Cywilizacja Miłości”? Jakie jest jej oblicze? Przede wszystkim proste, jak mała biała hostia. Ale ta prostota skrywa w sobie coś nieporównywalnie bardziej złożonego i godnego zachwytu, niż „Całun z Manopello”. A raczej Kogoś: Boga – człowieka. Fenomenem Kościoła jest to, że przetrwał w Nim Bóg, żywy Człowiek. I dzięki tej obecności żywego, osobowego, stuprocentowego człowieka, Kościół może nieść ludziom radość i ukojenie, rozwiązanie ich czysto ludzkich problemów.
Ktoś może powie: „Mądre, filozoficzne gadanie”. Tak, być może (choć nie poczuwam się do miana filozofa), tylko nasz „prosty”, „nieskomplikowany” świat zapomniał, że za takim „mądrym gadaniem” stoi konkretna rzeczywistość. W tym wypadku rzeczywistość metafizyczna. Aby jednak ją zobaczyć, potrzebna jest łaska wiary; pozwala ona bowiem zrozumieć przyczyną pewnych faktów.
Dotknięcie Żywego Kościoła
A więc byłem na przełomie lipca i sierpnia w Zaborówcu k. Leszna, na rekolekcjach Diakonii Życia, na których były również małżeństwa z Oazy Rodzin wraz z dziećmi. Oaza Rodzin jest to katolicki ruch, zrzeszający małżeństwa. Co mnie uderzyło? Pokój i radość. Rodzice spotykali się z innymi rodzicami, grali z dziećmi, chodzili na spacery, albo jeżdzili na rowerach... Ktoś powie „Sielanka”, ktoś inny dorzuci, że to rekolekcje i tak to na rekolekcjach jest, bo znajdzie się i czas na rozrywkę i odpoczynek i tralalala...
Marcin: stracił pracę przed rekolekcjami, trójka dzieci na utrzymaniu. Tadek i Nina: w drugiej ciąży, przy pierwszej zachodziła obawa, że to ciąża martwa; o dziecko starali się 10 lat1. Kolejna para i kłopoty z poczęciem, inna poronienia, choroby dzieci, bezpłodność... Życie ludzkie w pełni. Ze wszystkimi odcieniami tragedii. Co więc sprawiło, że są (tak!) szczęśliwi? Że nie załamują się, mimo wielu przeciwności, dalej trwają w swoich małżeństwach (Eleonora i Ryszard obchodzili na rekolekcjach dwudziestą dziewiątą rocznicę zawarcia sakramentu małżeństwa!)? Ich stosunek do Pana Boga. To dzięki relacji ze Stwórcą, pokonują razem wszelkie problemy; dzięki żywemu z Nim kontaktowi.
Te małżeństwa są odpowiedzią (jedną z wielu jakie natchnął Duch Święty) na niszczenie rodzin przez dzisiejszą anty-kulturę. Jechałem na te rekolekcje nastawiony bardzo sceptycznie, wróciłem w pełnym tego słowa znaczeniu zachwycony. „Zobaczcie, jak oni się miłują!” To klucz do sukcesu Chrześcijaństwa, ale też do udanego małżeństwa, czy jeszcze ściślej: do udanego życia. Gdy ktoś bierze, wciąga wszystko i jest wiecznie nienasycony. Gdy ktoś zaczyna dawać, uruchamia reakcję łańcuchową: zaczyna się innym „przelewać miarka dobra” i też zaczynają dawać.
Dlaczego to Chrześcijanie są radośni, szczęśliwi i spełnieni, a nie dzisiejszy „wyzwolony” świat, który „nie boi się, bo Boga prawdopodobnie nie ma”..? Nawet, gdyby Boga nie było - a jest – Chrześcijaństwo ze swoją prawdą o człowieku jest jedyną drogą wartą do przejścia w życiu.
Nauka życia
Ja z tych rekolekcji wyciągnąłem dwie nauki, które muszę przepracować w swoim życiu: Tą właśnie, że gdy ktoś tylko bierze, jest jak czarna dziura: wciąga wszystko, co jest wokoło, a sama nic nie oddaje, jest wiecznie nienasycony. Gdy jednak zaczyna dawać, uruchamia reakcję łańcuchową: inni, jak naczynia połączone też zaczynają dawać dobro, a nie tylko brorą; dają go coraz więcej. Druga nauka, że z pustego i Salomon nie naleje – trzeba skądś to dobro czerpać. I tu zrozumiałem wagę modlitwy: pozwolić Panu Bogu obdarować siebie dobrem.
Przykładem egoizmu, jaki często pojawiał się w wypowiedziach małżeństw, była antykoncepcja. W antykoncepcji chodzi o branie przyjemności, kiedy tylko ma się na nią ochotę. Kościół uczy inaczej: masz dawać przyjemność żonie/mężowi. Choć i owszem, sam odczuwasz tę przyjemność. Chyba wszystkie małżeństwa powiedziały, że dopóki stosowały antykoncepcję,coś się nie układało: żona była wiecznie rozdrażniona, mąż wpadał w furię, gdy nie miała ochoty współżyć, nie potrafili się dogadać w najprostszych sprawach, nie czuli pełnej więzi ze sobą... Trwało to do momentu zmiany nastawienia. Kiedy zaczynali stosować naturalne metody planowania rodziny, choć nie od razu i nie bez wysiłku, zaczynali się do siebie zbliżać. Więc mąż musiał czekać na żonę, a żona w końcu nie czuła się jak rzecz. O naturalnych metodach planowania rodziny, jeżeli Drodzy Czytelnicy wyrażą zainteresowanie, mogę napisać więcej.
Czas rekolekcji wakacyjnych jest czasem odnowy relacji z Panem Bogiem, ze sobą samym i z innymi ludźmi. I tak było tym razem. Chwała Panu!
1 GN, 29/2010, Boży podarunek; w wydaniu internetowym: http://gosc.pl/doc/789453.