Polska
Idą wybory, idźmy na tory
dodane 2011-04-05 23:15
W tym roku odbędą się wybory w naszym kraju. Nie ważne jest zwycięstwo tej, czy owej partii. Ważne, czy zwycięży Polska. Czy my zwyciężymy.
Gdzie leży problem? W tym, że władza zwierzchnia ma się za dobrze. Żadna chyba rewolucja nie rozpoczęła się, jeżeli ludziom było dobrze, wygodnie się żyło. No i w sumie słusznie: po co niszczyć coś, co jest dobre? Ale problem pojawia się, gdy dobrze się człowiekowi dzieje na płaszczyźnie cielesnej, a pomija się, czy wręcz odrzuca płaszczyznę duchową, psychiczną. Popatrzmy, co dzieje się z ludźmi, którym się dobrze powodzi. Z grubsza można powiedzieć, że jedni dążą „By żyło się (im) lepiej”, a drudzy zaczynają gnuśnieć. Co w tym złego? Idzie taki do pracy, wraca zmęczony, „strzeli se piwko”, włączy telewizor i ma wszystko w „pompie”. Nie obchodzi go świat, Polska, nawet własna rodzina. Jako Katolicy wiemy jakie są konsekwencje lenistwa. Jako obywatele powinniśmy pamiętać, że wbudowana w psychikę wygoda niszczy imperia – Rzym w pewnym momencie miał problem z poborem do armii, bo Rzymianom się nie chciało, więc musiał brać cudzoziemców, a to się skończyło zbarbaryzowaniem armii, kultury, imperium. Ostatnią rzeczą, o której myśli syty człowiek, to zmiany.
Pierwszymi, którym na rękę głupi naród, słaby i niezorganizowany, są.. nasi politycy. Tak, nie pomyliłem się. Bo łatwo rządzić i wyzyskiwać taką „ciemną masę”. Jak przystało na prawdziwych wielkich braci, stworzono „wroga publicznego” z partii przeciwnej i wszystkich którzy mogą przeszkodzić w realizacji planów upośledzenia, zniewolenia narodu wrzuca się do tego samego koszyczka. Obrywa się na przykład Kościołowi Katolickiemu, który w całej historii Polski stał u jej boku, wiernie trwając przy boku Polaków, płacąc za obronę Polskości tę samą najwyższą cenę, co inni Patrioci. A dziś? Dziś pokazuje się Go jako wyzyskiwacza, oszusta i zbiorowego pedofila. Władzy wtórują media, które przy takich rządzących mają zapewnioną pracę, mogą spełniać swoje „powołanie” manipulowania masami. A my co na to? Siedzimy przywiązani do telewizorów, radia, internetu. I nas nic nie rusza.
Zrzekamy się naszej władzy zwierzchniej
Do czego zmierzam? W Polsce od wielu lat rządzą ci sami ludzie. Czy to komuniści których nie rozliczono za krzywdy wyrządzone Narodowi Polskiemu, czy to „młodzi gniewni”, którzy dorwali się do władzy po '89 roku. Zmieniają się nazwy nie zmieniają się barwy i ludzie. Od lat w szklanym (no, może już i plazmowym) ekranie pojawiają się takie czy inne czerwone twarze PZPR'u, SLD, albo nijakie twarze centrolewicowe AWS, PO, PiS. Od czasu do czasu pojawi się jakaś „blada twarz” człowieka, który chce walczyć z układem, ale szybko znika, jak pan Olszewski w 1992 roku. Do partii przychodzą młodzi ludzie, nazwy się zmieniają, ale... Ale barwy pozostają. Przeciętny Kowalski głosuje na barwę; zależy jak mu telewizor śnieży; na czerwono, pomarańczowo, zielono, czy niebiesko. Zapominamy, że partie polityczne to nie kluby piłkarskie: ich barwom nie trzeba być wiernym do końca. Wręcz przeciwnie – należy rozliczyć każdą panią poseł i każdego pana posła z jego działań. Jeżeli spełniali sumiennie swoje powinności, tworzyli mądre prawo, wtedy powinno się im podziękować za roztropną służbę narodowi i przedłużyć kontrakt; jeżeli ich działania były głupie i nieprzemyślane, należy im również podziękować, ale rozwiązać kontrakt i wydać dożywotni zakaz sprawowania funkcji publicznych.
W Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stoi „jak byk”:
Art. 4., ust. 1: Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
Co „Naród” raczy robić ze swoją „Władzą zwierzchnią”? Ano, zależy. Kilka procent coś robi dla Polski, kilkadziesiąt procent robi coś dla siebie. Słuchając niektórych ludzi można odnieść wrażenie, że szlachectwo jest zaraźliwe: jak kiedyś mieliśmy milion szlachty za pierwszej Rzeczpospolitej, tak teraz mamy trzydzieści osiem milionów... Skala ludzkiej krótkowzroczności jest niesamowita. Wydawałoby się, iż może to wynik doświadczeń historycznych – z taką geopolityką, to nie warto budować nic trwałego. Gdyby jednak zastosować się do zasady „Historia magistra vitae” - „Historia nauczycielką życia”, Polacy byliby najmądrzejszym z Narodów, ze swoją historią.
Bo oto naród słaby, nie posiadający dzieci nie ma przyszłości. No ale właśnie: skoro nie ma dzieci, to nie ma co się martwić o przyszłość, tylko trzeba korzystać z życia ile wlezie, teraz, wycisnąć maksimum jak najmniejszym kosztem, nie wysilać się, odrzucić cierpienia, ofiarę, oszczędność, lokaty długoterminowe, nie tworzyć praw które konstytuowały by Polskę na najbliższe stulecia, tworzyły potęgę... Może zrodziło się Państwu pytanie: A po co się starać o przyszłość, budować wielką Polskę? To pytanie tak naprawdę o odpowiedzialność. Przeciętny Polak nie widzi nic wartego w tym kraju do przekazania potomnym, karmi się go wzorami zachodnimi, za przykład stawia się Amerykanów, Anglików, Francuzów czy Niemców, jakby w Polsce nie było nic wartego uwagi, jakby należało się wstydzić Polskości. Krew mnie zalała, gdy doktor historii, może nieuważnie, przy analizie dziewiętnastowiecznego tekstu Friedricha Meinecke'go powiedział, że Prusacy nas chcieli cywilizować, żebyśmy nie smarkali do talerza zupy i żebyśmy się myli; pochwalił przy okazji fakt, iż Niemcy popierały nasze starania o wejście do Unii Europejskiej, abyśmy się ucywilizowali. O ile pierwsza część była słuszną interpretacją czytanego tekstu, analizą socjologiczną, o tyle druga zakrawała na obrazę Polskości. Nasze protesty odniosły pewien skutek, ale sprawa jeszcze nie jest zakończona.
Twórca tworzy, przetrwalnik wegetuje
Co by się stało, gdybyśmy wygrali drugą wojnę światową? Nie ważne, czy we wrześniu '39, czy w maju '45. Czy dziś mogły by mieć miejsce takie stwierdzenia, o cywilizowaniu Polaków przez świat zachodni..? Jesteśmy narodem ubogim, nie mającym zbyt wielkich doświadczeń w budowaniu własnej gospodarki krajowej, polityki wewnętrznej i zagranicznej. Ale mamy bogatą historię, której nie musimy się wstydzić, kulturę, która trwała mimo obcych najazdów, swój język, krew przodków walczących o Polskość...
Ale tak, ma rację inny profesor w swoich wykładach z historii drugiej wojny światowej: z okupantem walczyła garstka, dwa – trzy miliony. Pół miliona współpracowało z okupantami. A reszta? No właśnie, nawet w tak ekstremalnych warunkach istniała ta reszta, której podstawowym zadaniem było przeżycie, przystosowanie się do warunków. Nie należy ich za to winić – to byli normalni ludzie. Tylko że dziś patrząc na sytuację w kraju można stwierdzić, że nie czcimy Tych, którzy przelewali krew za polski język, za wolność, Tych, którzy tworzyli Polskie Państwo Podziemne, którzy wymierzali sprawiedliwość najeźdźcy, tylko że na piedestale stawiamy tych wszystkich, którzy się przystosowywali. I na Litość Boską! Nie chodzi mi o „szabelkową” historię czy politykę, ale o pamięć o Tych, którzy poświęcili się, by Polska była wielka. O Tych, co ginęli w powstaniach i Tych, którzy nie sprzedali się zaborcom i wrogom, a organicznie tworzyli podstawy Polskości.
Na moich oczach, a właściwie na moich uszach zarżnięto Powstanie Warszawskie podczas ćwiczeń z historii Polski, w imię „wyrobienia w nas trzeźwego osądu, nie „szabelkowej historii”, ale takiej, która jest realna, mówi obiektywnie, bez komentarza o wydarzeniach historycznych”. Zamurowało mnie. A co z wychowaniem patriotycznym??? Głuche milczenie. I jakieś próby tłumaczenia, że dziś trzeba mówić o budowie Polski, a nie o ciągłych zrywach narodowych. No dobrze, ale bez całościowej pamięci o Polskich losach, możemy zbudować co najwyżej „wychodek historii”, a nie wielkie państwo! Dobrze, że mówi się o niekorzystnych, tragicznych aspektach decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego, ale jak można tych ludzi w domyśle stawiać w rzędzie jako „szalonych, zbiorowych samobójców”??? Jak można w ogóle pomijać aspekt patriotyzmu tych ludzi, walki o Ojczyznę? Czy osoby prezentujące te „racjonalistyczne” poglądy są z grupy ludzi, którzy marzą, by się przystosować i przetrwać za wszelką cenę? Bynajmniej. Ale dziś wśród takich ludzi moralność ma już mniejsze znaczenie, niż ekonomia. Zapominają, że nie jesteśmy Niemcami. My mamy duszę. Wolność na sztandarach. I może przez to nie zbudujemy nigdy państwa, które trzyma w ryzach całe społeczeństwo, które jest wielkim przedsiębiorstwem. Ale pomijanie wagi wolności, niezawisłości jednostki jest zwykłym barbarzyństwem. My zawsze będziemy mogli powiedzieć o sobie: Jestem Polakiem. Jestem wolny. Nie muszę się wstydzić mojej historii. Mam czyste ręce! Bóg wybrał to, co słabe i głupie W OCZACH LUDZKICH. Polskę też wybrał. Tak, jesteśmy wyjątkowi.
Jakie wynikają konsekwencje z zapominania o twórcach, a pamiętania o „przetrwalnikach”? A no takie, że nie tworzymy nic trwałego, tylko w imię naszej wygody oddajemy pole w polityce zagranicznej, nie dbamy o wychowanie przyszłych pokoleń patriotów, nie wspieramy polskiego kapitału. Zachowujemy się, jakbyśmy czekali na zagładę, biernie stoimy, przystosowujemy się do sytuacji, i patrzymy, co będzie dalej. Nie bierzemy odpowiedzialności za przyszłość Polski. I może nie wypłaci to dopiero naszych wnuków, czy dzieci, ale może już my poczujemy na sobie moskiewski, czy pekiński but?
Rewolucja? Nie, dziękuję.
Czy nawołuję do rewolucji? Żadną miarą, historia uczy, że nic dobrego z niej nie wynika. Wystarczy wspomnieć tzw. „wielką” rewolucję francuską. Do czego więc namawiam? Do rozliczenia. Tak, to przeklęte słowo „rozliczenie” jest tu kluczem. Kluczem do nowej Polski. Musimy w końcu wziąć odpowiedzialność za to, co się dzieje w Polsce, co się dzieje z Polską, wziąć swój los w swoje ręce. Z myślą o przyszłych pokoleniach musimy zacisnąć pas, zacisnąć zęby i zacząć budować. A budować nie da się, jeżeli fundament jest źle położony. W naszym wypadku musimy rozliczyć tych, którzy są u władzy, za to co robią, dalej media, które działają na szkodę nas wszystkich; w następnej kolejności należy rozliczyć tych, którzy w minionym systemie służyli najeźdźcom. Rozliczyć każdego z jego Miłości do Ojczyzny. W imię sprawiedliwości społecznej. Nie chodzi o katowanie kogokolwiek, chodzi o oddanie sprawiedliwości tym, którzy walczyli o Wolną i Niezawisłą, o oddanie sprawiedliwości tym, którzy byli ich katami i prześladowcami, a którzy teraz żyją dostatnie dzięki walce tych pierwszych. Nie zapłacona zbrodnia zwraca się straszliwie.
Już widzę jak się niektórzy oburzą, że wołam o mordowanie nieprawomyślnych. Nie. Głupich trzeba uczyć, nie zabijać. Nie jesteśmy lewicą, która swoich przeciwników morduje, szykanuje zamyka w więzieniach. My jesteśmy Chrześcijanami. Nam leży na sercu dobro Polski, dobro człowieka. Przy budowie ważne są wszystkie ręce, każdy talent, każde zaangażowanie. Nie chodzi nam też o tropienie ludzi, jak to robiły SB i UB, śledząc ludzi którzy są innego zdania niż „jedynie słuszne”. Każdy jest wolny. Może widzieć dobro Polski jako wasala Moskwy – proszę bardzo. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie powinien mu pozwolić na realizację tego szalonego pomysłu. Do tego służą demokratyczne wybory – zdobycz naszej cywilizacji, o której nasi „czerwoni bracia” pamiętają jedynie, gdy chcą się dorwać do koryta.
Jeżeli już do jakiejś rewolucji nawołuję, to do moralnej. Uklęknijmy wszyscy, i zacznijmy wołać do Boga, przez ręce Jego Matki, o zmiłowanie nad naszą Ojczyzną, nad każdym z nas. A potem jak organicznicy wielkopolscy powinniśmy jedną ręką trzymać się ołtarza, a drugą warzechy, kielni, pióra, pługa, narzędzia pracy, które ma nam pomóc zbudować Wielką Polskę. Pracujmy i uczmy się solidnie, z zaangażowaniem, z myślą o przyszłości.
W tym roku odbędą się wybory. Stojąc nad kartą do głosowania zechciejmy wziąć odpowiedzialność za Polskę, za życie naszych dzieci, wnuków i przyszłych pokoleń i postawmy krzyżyk przy osobach, którym naprawdę leży na sercu dobro Polski – nasze dobro. To wybór trudniejszej drogi, usianej przeszkodami i ofiarami, ale bardziej opłacalnej. Owszem możemy siedzieć i obrastać w tłuszcz, ale wtedy przegramy wszystko: życie, marzenia, Ojczyznę. Wszystko.