Ziemia Cieszyńska, O mnie, Polska
Widzący z Lublina
dodane 2011-02-28 23:27
+By coś odkryć, trzeba to stracić, lub wyjść poza, aby spojrzeć z innej perspektywy. Ja odnalazłem dzisiaj "ŚWIAT, KTÓRY MI ZABRANO".
Świat, który mi zabrano
odnaleziony
w miejscu gdzie stoi chłopak
z kiścią balonów na kiju.
Ma dziewiętnaście,
dwadzieścia lat?
Czy w moim wieku dwudziestym
i drugim?
Uśmiecha się radośnie,
w balonach świat odbity,
a w miejscu gdzie stał,
dziś tylko kostki bruku.
Pod szyldem "Spożywczy", na Szerokiej dwanaście
stoi żyd - handlarz, stary.
Dziadek pod szyldem "Jozef Sobik"
mi się przypomniał.
"Bednarz", "Spożywczy", Synagoga, targ
i tylko dzieci beztrosko biegają
na kliszy fotoplastikonu
zatrzymane w pół kroku...
Odnaleziony świat
świat, który mi zabrano;
wyrwany z Cieszyna
przepadły w Auschwitz - Goleschau.
Po starej synagodze "Maharszala"
Aleje Tysiąclecia przy zamku.
A u nas cmentarz przy Liburnii,
świat, który mi zabrano.
Utracony w Cieszynie,
Odnaleziony w Lublinie,
W fotoplastikonie
Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN.
Do napisania powyższego tekstu natchnęła mnie fotografia, jaką ujrzałem w fotoplastikonie "Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN", mieszczącego się w Bramie Grodzkiej lubelskiego Starego Miasta. Odbyło się to w ramach wycieczki krajoznawczej zorganizowanej przez pana doktora Bogumiła Szadego.
Zawsze intrygowało mnie, co się stało z Cieszyńskimi Żydami. Czy byli? A jak tak, to ilu ich było..? Powoli dochodziłem do prawdy o ich losie i zagładzie podczas II wojny światowej. W tedy w mojej duszy pojawiła się tęsknota za "Światem, który mi zabrano". Druga Rzeczpospolita, gdzie żyło kilka milionów żydów obfitowała w konflikty. Ale można było ujrzeć wielobarwny tygiel kultur, skonfrontować swoją z inną... Poczułem, że brutalnie wyrwano coś, co istniało tu przez wieki, tworzyło naszą piękną Cieszyńską Ziemię, było cząstką tego świata. Poczułem pustkę, za tym światem. Nieznanym, egzotycznym, a jednak bliskim jak sąsiad.
Drugą istotną sprawą, ważną w procesie tworzenia tego tekstu, jest moje podejście do fotografii. Nawet najpiękniejsza fotografia przyrody, jest dla mnie pusta, kaleka, niepełna, jeżeli nie ma tam człowieka, nie widać przez nią osoby. Czy to fizycznie odbitego jego obrazu na zdjęciu, czy też metafizycznie nie ma w niej zawartej jakiejś istotnej cząstki duszy twórcy zdjęcia.
I właśnie dziś, na tej wycieczce doznałem olśnienia. W szklanym oku fotoplastikonu dostrzegłem starszego Żyda, na ulicy Szerokiej 12. Wyglądał na właściciela, pilnującego swojego interesu. Stał w drzwiach, nad nim wisiał szyld "Spożywczy", on sam patrzył w bok, pod światło, mrużąc oczy, jakby spokojnie ogarniając wzrokiem spokojną ulicę. Spokój - to kolejne słowo kluczowe dla mojej duszy. I piękna, ostra, przedwojenna fotografia. Niesamowite wrażenie. Ale ta fotografia przeniosła mnie w czasie i przestrzeni, miała w sobie właśnie duszę. Znalazłem się w Cieszynie, gdy jeszcze można było spotkać w Naszym Mieście wyznawców Religii Mojżeszowej. Dajmy na to ulica Głęboka, ciepłe lipcowe popołudnie... Ludzie idą ulicą w dół i w górę, jest gwarno, ale nie głośno, co jakiś czas przejedzie dorożka... Na zachodzie dumnie prezentuje się zameczek myśliwski, a nad spokojem ludzi czuwa w bliskiej, choć dalekiej stolicy sędziwy, starszy już, ale wciąż wyprostowany Najjaśniejszy Pan Franciszek Józef Pierwszy. I kupiec Żydowski, który po całym dniu pracy wyszedł przed sklep zaczerpnąć powietrza, rozprostować się...
Ale znów się przeniosłem, bo oto moim oczom ukazał się mój dziadek, Jozef Sobik. Stoi w drzwiach swojego sklepu, zupełnie jak ten Żyd, pod szyldem "Sklep, Jozef Sobik". Zdjęcie już powojenne, ale dalej urokliwe. Obok stoją dzieci, buźki uśmiechnięte, zdziwione, oczka rozbiegane. I dziadek, stojący w tych drzwiach, patrzący w obiektyw, dumny ze swojego interesu... Niczym nie różniący się od tego Żyda. A jednak mu pozwolono przetrwać... Po Żydach została cisza, nieznośna, krzycząca pustka. A jednak wtedy mój zaginiony, cieszyński świat Żydów jakoś w części się odkrył. Wypełniła się choć trochę ta pustka, nasyciło się jakoś pragnienie zobaczenia tego świata.
Kolejne zdjęcia w fotoplastikonie. Mężczyzna trzymający baloniki pod Bramą Krakowską w Lublinie. Stoi bokiem do aparatu, ale patrzy prosto w obiektyw roześmianą buzią, przekręcając zabawnie głowę. Przy tym zdjęciu szczególnie zadałem sobie pytanie, które nurtuje mnie przy każdej fotografii: co on wtedy myślał? Gdy robiłem moje zdjęcie na tablo klasowe, siedząc przed aparatem u fotografa pomyślałem, że ktoś pewnie kiedyś będzie sobie też zadawał to pytanie w stosunku do mnie. Może ja sam się będę zastanawiał, co ja myślałem wtedy? I z premedytacją zacząłem myśleć o mojej dziewczynie. Może ten chłopak, będący prawdopodobnie w moim wieku, też myślał o swojej wybrance serca..? To zdjęcie posiada jedną niespodziankę: otóż baloniki są przeźroczyste, i widać w nich zniekształcony tłum ludzi, jaki się za nimi znajdował. U mnie wywołało to z jednej strony pogłębienie odczucia, że centralnym i najważniejszym punktem tej fotografii jest ten chłopak; z drugiej zaś strony przypomniało, że nawet najlepsza fotografia pozwala człowiekowi zachować tajemnicę siebie samego - tak jak ludzie w balonikach byli zniekształceni, tak my nigdy nie poznamy w pełni człowieka przez fotografię. Przez fotografię, "fejsbuka", "tłittera", czy "naszą klasę". Do człowieka trzeba wyjść, na kawę, herbatę, ciastko, porozmawiać, podać rękę, przytulić. Spotkać się z nim osobiście. I ta świadomość przemijania i zarazem trwania: tam, gdzie on stał osiemdziesiąt lat temu, tam ja stałem ledwie przed dwiema godzinami. A trwanie? To właśnie ta sama kostka brukowa, na której staliśmy obaj. Z perspektywy Lubliny uwidziałem Cieszyn i Świat, który mi zabrano.
Ostatnie zdjęcie, którym chciałbym się podzielić. To dzieci. Biegną przez ulicę, roześmiane, rozczochrane. Ktoś im robi zdjęcie, wtedy nie była to codzienność. A one miały świetne wyczucie tego co ważne, a co ważniejsze. Fotograf nas chwyci, albo nie, ale wspólna zabawa może nam uciec. Więc bawmy się, bo nasze spotkanie jest jedynie realne i wartościowe. Radość życia. I tego sobie i Państwu życzę. Szczęść Boże!
Kto nie ma możliwości przyjazdu do Lublina, lub chce się dowiedzieć czegoś więcej o Ośrodku Brama Grodzka - Teatrze NN, może zajrzeć na stronę internetową:
A prawdziwy Widzący z Lublina, to cadyk Horowitz:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakub_Izaak_Horowic