Polska
Jan Bugaj
dodane 2011-01-22 12:23
Czyli Piotr Smugosz,
A Tak naprawdę to Krzysztof Kamil Baczyński.
Jak możemy przeczytać na stronce
http://www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&kto=baczy%F1ski%20krzysztof%20kamil&ak=pokaz
Urodzony 22 I 1921 w Warszawie, syn Stanisława [znanego działacza socjalistycznego, żołnierza Legionów Polskich, oficera WP, pisarza, krytyka literackiego] i Stefanii Zieleńczyk, nauczycielki, autorki podręczników szkolnych.
Od 1933 uczył się w Państwowym Gimnazjum im. Stefana Batorego i w maju 1939 otrzymał świadectwo dojrzałości. W jego klasie uczyli się późniejsi żołnierze warszawskich Grup Szturmowych: Tadeusz "Zośka" Zawadzki i Jan "Rudy" Bytnar.
Jeden z Większych poetów Polski. Człowiek o niesamowitych zdolnościach literackich. Jego życie przerwane nagle, w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Pozwoliłem sobie na zacytowanie kilku wierszy jego autorstwa.
Elegia o ... [chłopcu polskim]
Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą, haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią, malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg, wyszywali wisielcami drzew płynące morze. Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć, gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami. Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg, przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg. I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło. Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pekło?
To chyba wiersz Baczyńskiego, który najbardziej mi się podoba. Jest to apostrofa matki do syna, najpewniej powstańca. Jest pełna trwogi i niepokoju, martwi się o jego los. Jest przerażona faktem, że nie zdołała obronić syna przed złem świata. Pojawia się jednak w jej słowach coś męskiego, może raczej mężnego. Może to duma, że jej "Jasny synek odważył się wyjść z ciemną bronią w taką noc"? Może to Polskie zrozumienie, świadomość, jaką posiadają Polskie Kobiety, Matki, że "tak Trzeba", że "nic to"... Świadomość umiłowania Ziemi, Polskiej Ziemi, aż do przelania krwi. Padając, synek błogosławi ręką Tą Ziemię. Nie wiadomo z jakiego powodu umiera - czy przyczyną jest kula, czy żal, żal nad Matką Polską, Ojczyzną, nad tym, co się z Nią stało..?
Pokolenie
Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała. Kłosy brzuch ciężki w gorę unoszą i tylko chmury - palcom czy włosom podobne - suną drapieżnie w mrok. Ziemia owoców pełna po brzegi kipi sytością jak wielka misa. Tylko ze świerków na polu zwisa głowa obcięta strasząc jak krzyk. Kwiaty to krople miodu - tryskają ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała, pod tym jak korzeń skręcone ciała, żywcem wtłoczone pod ciemny strop. Ogromne nieba suną z warkotem. Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą. Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą, czuwając w dzień, słuchając w noc. Pod ziemią drżą strumyki - słychać - Krew tak nabiera w żyłach milczenia, ciągną korzenie krew, z liści pada rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha. Nas nauczono. Nie ma litości. Po nocach śni się brat, który zginął, któremu oczy żywcem wykłuto, Któremu kości kijem złamano, i drąży ciężko bolesne dłuto, nadyma oczy jak bąble - krew. Nas nauczono. Nie ma sumienia. W jamach żyjemy strachem zaryci, w grozie drążymy mroczne miłości, własne posągi - źli troglodyci. Nas nauczono. Nie ma miłości. Jakże nam jeszcze uciekać w mrok przed żaglem nozdrzy węszących nas, przed siecią wzdętą kijów i rąk, kiedy nie wrócą matki ni dzieci w pustego serca rozpruty strąk. Nas nauczono. Trzeba zapomnieć, żeby nie umrzeć rojąc to wszystko. Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko. Szukamy serca - bierzemy w rękę, nasłuchujemy: wygaśnie męka, ale zostanie kamień - tak - głaz. I tak staniemy na wozach, czołgach, na samolotach, na rumowisku, gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga, gdzie zimny potop omyje nas, nie wiedząc: stoi czy płynie czas. Jak obce miasta z głębin kopane, popielejące ludzkie pokłady na wznak leżące, stojące wzwyż, nie wiedząc, czy my karty iliady rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie, czy nam postawią, z litości chociaż, nad grobem krzyż.
Wiersz - wyrzut. Co się stało z pokoleniem "Kolumbów", "Baczyńskich"..? Gdzie oni dziś są? Wypruci z sumienia, litości i miłości, czy wierni do końca, idący na dno, jak Kapitan na mostku, gdy statek tonie..? Ilu z nich przelało krew w II wojnie światowej, a ilu w więzieniach UB, SB i NKWD? Ilu zginęło walcząc po 1945 roku jako Cichociemni, żołnierze NSZ? Ilu pracowało przez PRL, żebyśmy nie zapomnieji kim jesteśmy? I jaka ich wdzięczność z naszej strony spotyka? Czy my, krew z ich krwii i kości z ich kości, pamiętamy o wsparciu materialnym, zwróceniu uwagi, albo choć w modlitwach o duszach już zmarłych..? I może nawet nie tylko Ich, ale wspominając rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, też o Każdym, nawet "Nieznanym Żołnierzu"? A jeżeli nie chce nam się, bo zbyt wygodnie nam się żyje, to czy choć z litości uczynimy dla Nich krzyż...?
Wiersze podałem za stroną
http://www.baczynski.art.pl/wiersze/