O mnie

Filozofia życia.

dodane 13:44

Pytanie "po co żyć" mam już chyba za sobą - dla Boga i Ludzi. Więcej problemu przysparza pytanie "jak żyć". Czasem się wie, ale jak to osiągnąć..?

 Mam 21 lat. Można powiedzieć, że wchodzę już w okres dojrzałej młodości. Co ja dotychczas osiągnąłem..? Gdzie minęło dwadzieścia jeden lat mojego życia..?

 

 Niedawno moja mama szukała zdjęć dla swojej kuzynki. Moją uwagę zwróciły zdjęcia Ojca. Z jego oczu aż biła radość i chęć życia. Uświadomiłem sobie, że ja na razie nie zrobiłem w życiu nic. Kompletnie.

 

 Zdjęcia były różne: Tata pilnujący małego wujka, tańczący na jakiejś imprezie, na gospodarstwie w NRD na praktykach. Wszystkie czarno – białe. Ale jedno było niesamowite. Tata stoi. Po prostu stoi i patrzy w bliżej nieokreśloną czasoprzestrzeń. Na głowie długie włosy, podczesane do tyłu, z  początkami łysiny – miał na tym zdjęciu najwyżej 26 lat, brwi ściągnięte, wzrok skupiony, broda rzadka jeszcze, ale już długa i usta – rozchylone. Widać zęby. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że gdzieś już widziałem taki układ ust. I przypomniałem sobie: chusta z Manopello. I takie olśnienie, że wprawdzie On już nie żyje, ale tu na ziemi. Żyje z Bogiem w Niebie. I zmartwychwstanie tak, jak Zmartwychwstał nasz Pan, Jezus Chrystus. Wierzę w to i oczekuję tego. I jeszcze jedno uświadomienie – ja Go właśnie tak zapamiętałem. Skupiony, poważny, uważny. Nie chodzi o to, że był ponurakiem – nie. On był człowiekiem szalenie towarzyskim i wesołym. Umiem sobie przypomnieć nawet jego śmiech, śmiał się do rozpuku, aż łzy Mu z oczu leciały. Ale pierwsze co widzę oczami pamięci, gdy słyszę „Tata”, to właśnie Jego skupiona twarz. I wzrok „Bazyliszka”, który dzięki Bogu odziedziczyłem po Nim:)

 

 Ale zanim nastąpi zmartwychwstanie, trzeba coś na tym padole zrobić. I tu mam kompleks Taty, spowodowany ludzką pamięcią o Nim: „Stasiu był zawsze pomocny”, „Tata by umiał to zrobić”, „Taki wierzący człowiek..”, „Dziś już nie ma takich „pracusiów”... To tylko niektóre opinie o Nim, które przewalają mi się po głowie. We wspomnieniach ludzi Tata jest dobry. I nie o to chodzi, że o zmarłym się źle nie mówi. Odkąd sięgam pamięcią, tak o Nim mówiono. Tylko Mama ma żal, że Tata wiecznie komuś pomagał, a w domu prawie Go nie było... Tata był chyba wszędzie, znajomych sobie „robił”, tam, gdzie był. Pojechał nad morze i już wracał ze wspomnieniem Kazia, Józia, Ani i Wojtka, co to są spod Tarnowa, a Tomaszowa, a Olsztyna... Pracował jako nauczyciel w zawodówce, na warsztatach w Bażanowicach, prowadził przedmioty praktyczne. Miał wysokie wymagania wobec uczniów. Ale często z nimi żartował. Bywałem na Jego zajęciach jako kilkulatek. Kiedy teraz się spotyka Jego znajomych, to mówią z szacunkiem, ale nie czyje się w tym sztuczności. Rodzina, warsztaty, koledzy z wojska, koledzy lotnicy, rolnictwo, nauka, majsterkowanie, spotkania grup katolickich, podróże... Jego świat był szeroki, długi i głęboki.

 I codziennie zadaję sobie pytanie: co On by powiedział o mnie, gdyby mógł..? Co myśli sobie o mnie, widząc mnie z Nieba..? Czy jest zadowolony..? Czy takiego sobie mnie wymarzył..? Co myślał sobie, trzymając na rękach małego, drzącego się Domincia..?

 

 Dowiem się w Niebie. Ale motywowania się ciąg dalszy. Wędrując po internecie trafiłem na stronkę grupy, która uratowała mi wiarę w okresie „dziecinnego” młodzieńczego buntu, czyli jakieś 6 ~ 7 lat temu. Na stronce

 

http://www.armia.art.pl/25/

 

są dwa filmiki. Po ich oglądnięciu byłem pod wrażeniem: chłopaki w latach ciemnej komuny, własnymi niemal siłami i pracą stali się ikonami alternatywy. I to wierzącymi. Co oni mieli, czego ja nie mam, że potrafili się skrzyknąć w paczkę i stworzyć „coś”..? "Coś" naprawdę wielkiego..? Czemu ja nie potrafię im dorosnąć nawet do pięt..?

 

 W pierwszym rzędzie za to, że nic nie osiągnąłem, muszę winić siebie, swoje nieróbstwo, lenistwo, brak silnego charakteru. Ale w dalszej kolejności muszę chyba winić dostatek. Niczego mi nie brakuje. Studiuję za rentę po Ojcu, nie muszę pracować, mam warunki, żeby się świetnie wykształcić... A ja czuję, jak czas przelatuje mi przez palce. Jak ucieka mi coś ważnego. Zawsze chciałem osiągnąć w życiu kilka wielkich rzeczy, zrobić "coś" wielkiego, jak mówił Sam w "Władcy Pierścieni" <<"Coś" niesamowitego, ale to "coś" leży poza Shire... >>. Ale prawdą są słowa, że zmieniać świat, to znaczy zacząć najpierw pracę nad sobą. Nad swoją wiarą, wolą, nad łamaniem swoich pożądliwości, nad zamianą konsumpcyjnego stylu życia na twórczy... Trzeba zmienić siebie najpierw.

 

 Świat jest już inny niż w czasach młodości mojego Ojca. Nie tylko chodzi o cztery dekady. Chodzi o lata świetlne ludzkiej mentalności... Kiedyś ludzie, żeby przeżyć, musieli tworzyć grupy, organizować się, dziś są... Samowystarczalni... I jeszcze mamy pretensje, gdy nam czegoś nie wolno! Pamiętam słowa pewnego człowieka: „Winny jest Microsoft, że robi takie drogie produkty, a nie ludzie, którzy kopiują Windowsy nielegalnie”. Za stwierdzenie, że to nie jest coś, co się nam należy, ale coś, co możemy mieć, a nie musimy, mało mnie nie pobił.

 

 Śmierć Sługi Bożego Jana Pawła II, tragedia pod Smoleńskiem pokazały, że potrafimy się zjednoczyć, ale w większości tylko na krótszą chwilę. Nie bardzo potrafimy tworzyć ruchu, który trwał by w czasie. Może to tak już w naszej psychice narodowej działa – Solidarność w 1981 roku to był tytan, ale już w 1989 roku liczba jego członków szybko malała. Niemały wkład w tą sytuację dziś mają media, którym nie na rękę, żeby cały naród odszedł od telewizorów, radioodbiorników i komputerów. Wolą garstkę „oszołomów”, bo można ją pokazać w mediach, a resztę zaprosić do oglądania widowiska, niczym walk gladiatorów w koloseum. Stąd też może wypływa poparcie mediów dla lewicowych nurtów, bo one propagują konsumpcyjny, wyprany z wszelkich wartości styl życia. Media nie chcą ludzi silnych, media chcą ludzi, którzy będą płacić i zwiększać słupki oglądalności, ludzi dających się wodzić za nos, dla których największym zmartwieniem będzie wybór pomiędzy batonikiem „K” a batonikiem „L”, a którzy nie będą się upominać o wysoki poziom debaty publicznej, przekaz naprawdę ważnych, prawdziwych informacji... Chcą ludzi konsumpcji, czy jak powiedział poeta "zwykłych zjadaczy chleba".

 

 Nie warto być takim człowiekiem. Warto walczyć. Dlatego za chwilę wyłączam komputer, idę na wykłady, potem na mszę i na spotkanie Diakonii życia. Bo życie jest zbyt cenne, żeby spędzić je na odciskaniu wzorów krzesła na spodniej stronie pleców.

 

 I na koniec bezcenne zdanie mojego współlokatora, który właśnie przyszedł z uczelni: "Co to za burżujstwo? Jak to jest, że studenci UMCS ciężko od rana się uczą, a studenci KUL'u siedzą sobie na stancji..?" A ja na to: "Widzisz, studiować ktoś musi, aby siedzieć mógł ktoś..." Fakt wczorajszych trzech kolokwiów i tygodniowego zarywania do trzeciej w nocy i porannego wstawania studentów KUL'u delikatnie przemilczałem... ;P

 

 Na sam już całkiem koniec podsumowanie PRL i IIIRP w wykonaniu mistrzów PRL'u, na dwie części podzielone:

 

http://www.youtube.com/watch?v=_caqjVuTxSE

 

http://www.youtube.com/watch?v=Iz5llLoTv4o

 

Przyjemnego oglądania!:)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane