Varia
Konsekwencje:
dodane 2011-01-13 11:07
nie umiemy, czy nie chce nam się?
Analfabetyzm – w rozumieniu potocznym, brak umiejętności pisania i czytania oraz wykonywania czterech podstawowych działań matematycznych u osób dorosłych, tj. wg kryteriów UNESCO – powyżej 15. roku życia. Osoby nie posiadające takiej umiejętności nazywane są "analfabetami". Jest również analfabetyzm wtórny – gdy mimo składanych wyrazów nie rozumiemy czytanego tekstu.
A ma być o analfabetyzmie wewnętrznym, który właściwie należało by nazwać „niechcemisie” albo wręcz lenistwem. Co to jest? Nie, proszę nie szukać na internecie, nie znajdziecie Państwo. A właściwie nie – znajdziecie, ale jego wyniki i przejawy. Najbardziej jaskrawym przejawem są wybory. Niech państwo zapytają ludzi wokół, na kogo i dlaczego głosowali. W skrajnym przypadku – niech Państwo zapytają siebie. Z przerażeniem odkryłem, że moja znajoma głosowała na pana K., bo jest... przystojny. Zacząłem zastanawiać się nad przyczyną. Jedną jest rozdzielenie, swoista schizofrenia, która wmawia nam, że działanie parlamentu, posłów, senatorów nie przekłada się na nasze życie. I nie zmienia tego faktu praca, jaką wykonują nauczyciele w szkołach na WOS'ie w celu uświadamiania ludzi o tej zależności. Pytam dalej: dlaczego? Sprawa prezentuje się tak: żeby wybrać dobrego kandydata, trzeba znać jego poglądy. A skąd ma takie informacje czerpać przeciętny zjadacz chleba? Odpowiedź nasuwa się sama – większość czerpie ją z mediów. I to jest sedno. Bo media dziś podają nam wiedzę na talerzu, gotową, wysoko przetworzoną, niejednokrotnie wręcz zmodyfikowaną, a czasami wręcz sztucznie stworzoną. Większość mediów to papka lekkostrawnych rytmów, treści niewymagających myślenia, wymieszana z osłuchanymi standardami. Sami oddajemy się w ich niewolę i nawet nie zauważamy, jak nami manipulują. Przyjaciel narzekał, że musiał by się zająć brudną polityką, żeby dobrze wybrać, podczas gdy w jego radiu była ta sama polityka, podana tylko w trochę inny sposób i odpowiednio spreparowana. Tylko zamiast całości poglądów, dostarcza się mu wybranych dziedzin, które dyskredytują jednych, a innych doceniają. Same partie nie są lepsze. Ich ulotki to żadna merytoryczna prezentacja, a samo jęczenie, że będzie lepiej...
A sprawa nie jest wcale taka trudna. Wystarczy wejść, na powszechny już w naszym kraju, internet i na stronach partii poszukać programów i porównać je między sobą. Siadając po pracy można ogarnąć dziesięć największych partii w niecały tydzień. Nie jest to łatwe, ale konieczne – świadczy o naszej odpowiedzialności. Dziś te same media próbują stworzyć wrażenie, że nie jesteśmy odpowiedzialni za państwo. I tu styka się to z brakiem powszechnego poczucia wpływu świata polityki na nasze życie. Stwarzają wrażenie, że życie sobie, polityka sobie. Bo ludzie wolą, żeby władza nie mieszała im się do życia. Ma to korzenie w komunizmie. Ale media chętnie to podchwytują. Dzięki temu można urobić społeczeństwo, tak, jak mediom wygodnie. Najlepszym przykładem wygrana PO w 2007 roku. Niewielu z nas chyba pamięta jeszcze jak to wyglądało: frontalny atak na PiS, doprowadzenie do wcześniejszych wyborów i stworzenie wrażenia, że lekiem na całe zło, niekoniecznie mające coś wspólnego z PiS, ale ukazywane jako wytwór PiS i ostateczna wygrana PO. Zapytajmy przeciętnego wyborcę: Dlaczego głosował/a Pan/i na PO? Z jakim programem i z jakimi obietnicami szło ono do wyborów? Co zrealizowało? Jakie są jej obecne cele i poglądy? To samo można zrobić z wyborcami innych partii. Choć trzeba przyznać, iż partia z mniejszym poparciem ma bardziej świadomych wyborców. A co z tym ściąganiem odpowiedzialności z wyborców? Skoro politycy tylko się kłócą, to nam nie szkodzą, więc można wybrać tych, którym nam podpowiadają media. Ot i cała filozofia.
Osoby, które oddają swój głos na partie, które popierają złe rozwiązania, popełniają grzech. I nie tłumaczy ich nieznajomość programu. Jest on powszechnie dostępny. Tak samo nieuczestniczenie w wyborach jest naganne, gdyż pozwala partiom złym osiągnąć duży procent poparcia. Polityka ma wpływ na nasze życie, w związku z czym powinniśmy brać w niej udział.
Ale analfabetyzm wewnętrzny to nie tylko brak rozeznania w wyborach. Nasi dziadowie walczyli o powszechne szkolnictwo i naukę czytania i pisania. Nasi ojcowie walczyli, żebyśmy rozumieli czytany tekst i wiedzieli co piszemy. My, zdaje się, musimy walczyć o to, by chciało nam się czytać i pisać, nam i naszym dzieciom. Bez tego nie ma przyszłości. Nie ma nauki. Nie ma rozwoju. Jakich jeszcze dziedzin dotyka owo lenistwo? Najniebezpieczniejsze jest chyba w kwestii wiary. Ale o tym przy innej okazji.
Na koniec przytoczę jedną wypowiedź pana Cejrowskiego i pozostawię ją bez komentarza – co nie oznacza rzucę w próżnię, tylko zostawię do Państwa rozważenia: „Przyszłość jest w Arabii. Tam nie uczą dzieci. Tam dzieci się uczą.”
Dłuższa wersja tekstu, obejmująca zagadnienia wiary, życia codziennego i społeczeństwa dostępna na zamówienie:)