problem goscinności
dodane 2017-06-18 17:25
goście czy msza św?
Problem gościnności
Co robić, gdy niespodziewanie wpadają do nas goście, a my jeszcze nie byliśmy na Mszy św?
Prostsza jest sytuacja gdy dzieje się to w niedzielę, ale są osoby chodzące na mszę św. codziennie i jest to dla nich ważne.
A gdy jest to nasza kochana rodzina? Która niezbyt gorliwie chadza do kościoła? Obawiamy się ze nasza stanowcza postawa jeszcze bardziej ich do tego zniechęci. Ale może też być świadectwem.
Obyczaje związane z gościnnością niewiele mają wspólnego z naszym współczesnym miłym spędzaniem czasu poprzez „chodzenie w gości”. Związane były one z udzielaniem pomocy w trudnych i niebezpiecznych podróżach- upał, susza, pustynia, rozbójnicy, itp.
Jasne więc, że gdy ktoś „wpada do nas” bo- zepsuło mu się auto, uciekł autobus, dziecko płacze tak że nie da rady dłużej jechać bez odpoczynku, ma w pobliskim szpitalu kogoś bliskiego, sam czuje się tak psychicznie lub duchowo źle że nie może dłużej być sam- potrzeby zajęcia się nim nie trzeba tłumaczyć.
Inaczej, gdy ktoś wpada „bo był w pobliżu”. Nie tak dawno uczono, że wpadanie bez zawiadomienia / zwłaszcza w epoce komórek/ jest niegrzeczne- i taki gość nie może liczyć że gospodarz się nim zajmie ani obrażać się gdy tak się nie stanie.
Czasami jednak nasze dorosłe dzieci uważają że ich rodzice nadal powinni im pomagać gdy tylko dzieci tego zapragną. Więc spontaniczne wyjście z domu, dzieci do babci, a tu babcia nie była w kościele.
Więc przekonywanie jej, że to pomoc innym jest najważniejsza.
A wykorzystywanie innych?
Jedna z naszych rozmówczyń stanowczo ustaliła, że gdy przyjeżdża do dzieci/wnuków dzieci mają obowiązek znaleźć mszę w okolicy i zapewnić jej tam dojazd. Gdyby „nie zdążyły” na czas, babcia podrzuca dzieci do sąsiadki, zabiera ze sobą, zostawia na chwilę same w domu.
Ustaliła zasadę, że pomaganie dzieciom polega na wzajemnym szanowaniu się nawzajem.
Rzecz oczywiście wymaga indywidualnego rozeznania, Jezus nie stawiał obowiązku przestrzegania szabatu nad służbę bliżniemu ani nie cenił rutynowego, bezmyślnego wypełniania obowiązków religijnych.
Chodzi też o to by zbyt łatwo nie usprawiedliwiać się prawem gościnności. Można komuś zaproponować spacer, kawiarnie, galerię handlową, wspólną mszę świętą…
Ktoś inny twierdził, że to Bóg posyła do nas ludzi i mamy się nimi zająć. Zły też posyła nam pokusy. To jest za każdym razem sytuacja do rozeznania.
Dlaczego tak zależy nam by być na tej Mszy św? Mamy spotkanie z Królem naszego życia, miłującym nas Ojcem, czy boimy się grzechu? To tez słusznie, ale chodzenie do kościoła dlatego że tak trzeba, choćby za każdym razem pociągało za sobą wielką rodzinną awanturę, nie jest Bogu miłe. Kiedy bycie na Mszy św nie pobudza nas do większej miłości bliżnich, jest po prostu obłudą.
Kiedy jednak powiemy komuś, że chcemy być na Mszy bo jest to dla nas ważne i zaproponujemy wspólne rozwiązanie problemu, możemy dać dobre świadectwo.
A jeśli ktoś się na nas obrazi, to tez znaczy ze poruszyło go nasze świadectwo. Irytuje go że ktoś potrafi zrobić to, czego on nie potrafi. I potrzebuje dużo naszej modlitwy żeby to dobro zwyciężyło w jego walce z sumieniem.
Nie ma więc jednej prostej reguły na rozwiązanie tego problemu. Wskazówką może być że duch Boży jest duchem pokoju, zgody i miłości /ale nie ulegania i manipulacji/. Duch zły zaś dzieli, kłóci, wprowadza zamęt i emocje.