z dawnych

dodane 14:51

Mk 10, 28-31

 Zostawić wszystko- czyli- umieć wybrać- swoją drogę i jej się trzymać. Bez względu na powodzenie czy niepowodzenie- gdy wiem, że robię dobrze, to, co jest moim życiowym powołaniem- trzymam się mojej drogi. Nie zajmuje się zadowalaniem wszystkich wokół wedle ich zmiennych gustów.

 

Mk 10, 32-45

Czy chcemy takiego królestwa? Często robią dobrze jesteśmy prześladowani. Obrońcy przyrody przez ludzi patrzących na szybkie zyski, pomagający innym przez egoistów zagłuszających swoje wyrzuty sumienia. Założyciele hospicjum przez „porządnych ludzi” nie chcących śmierci na swoim osiedlu. Chyba właśnie prześladowanie przez „porządnych ludzi” jest bardzo bolesne. Zdarza się nawet w Kościele. Popatrzmy wtedy, jakiego mamy Króla.

 

Mk 11, 11-25

Przekleństwo i przebaczenie. Jaką moc mają nasze słowa.

„z niego to już nic nie będzie, nie warto się angażować, pomagać, coś robić”.

W innej ewangelii ogrodnik mówi- „ale to dobre drzewo, okopię je, nawiozę i będą plony”.

„ to jest dobra metoda, zawsze ludziom pomaga” czasem zastanawiam się, czy ludziom pomagają różne metody terapeutyczne, socjotechniczne, edukacyjne- czy też sam efekt niespecyficzny wszystkich tych metod- fakt, że ktoś się daną grupą ludzi zajął, zaangażował, uznał za wartą pracy, wysiłku, miłości.

 

Mk 11, 27-33

Prawo ludzkie nie może zaprzeczać, ograniczać, przeinaczać prawa Bożego. Zwłaszcza w Kościele. A często jest taka pokusa „wprowadzania porządku”, oczywiście „dla dobra” i wiernych, i instytucji Kościoła. Tylko, że kiedy za dużo jest tego porządku, coraz więcej owieczek chodzi własnymi drogami. Poza Kościołem.

 

Mt 28, 16-20

Ludziom wydaje się, że to oni rządzą. A tymczasem mają obowiązki do wykonania, powierzone im przez Boga w Jego dziele budowania świata.

A tymczasem ich zadaniem jest służyć bliźnim swoimi stanowiskami i zdolnościami.

Na tym polega rządzenie, tylko dawno o tym zapomnieliśmy.

 

Mk 12, 1-12

Wbrew pozorom ten fragment również nas i naszych czasów jak najbardziej dotyczy. Ileż to razy i jak łatwo kradniemy efekty pracy naszych bliźnich? Ich uznanie, nagrody, także materialne? Ile razy przypisujemy im złe intencje i niszczymy ich dobre imię? Ileż dobrych dzieł, ludzi i pomysłów zabijamy w ten sposób!

 

Mk 12, 13-17

Nie mieszać dwóch porządków, ziemskiego i boskiego. Nie nadawać prawom ziemskim wymiaru absolutnego, zdejmującego z ludzi osobistą odpowiedzialność. I nie traktować Bożego porządku jako czegoś względnego, chwilowego, zależnego od czasów i mody.

 

Mk 12, 38-44

Pouczanie a osobiste zaangażowanie. Nie ufajmy ludziom, którzy wszystko „wiedzą lepiej” o życiu innych, a sami nie realizują własnych wskazówek. Choćby tak, jak owa wdowa. Ona nie przychodziła do świątyni pogapić się na innych, tylko z własnego zaangażowania.

 

 

Mk 3, 20-35

Stopień owego zaangażowania. Często „porządnym, zwykłym ludziom” umiarkowanie i rozwaga myli się z letniością. I kiedy spotkają kogoś, kto angażuje się naprawdę, starają się go odwieźć od tego, zastopować, wyśmiać, lub mu zaszkodzić- bo wstyd im własnej letniości. Zamiast mu pomóc.

Ale owszem, może być dobre i złe zaangażowanie. Często bezkompromisowość działania jest formą walki ze światem zamiast pomagania ludziom, i trzeba to rozeznać. Pewnie skołowana gadaniem ludzi Maryja chciała na własne oczy sprawdzić, że wszystko jest w Bożym porządku- Jezus nie odrzucał ludzi, lecz przyjmował ich do swej rodziny.

 

 

Mt 5, 38-42

Nie zwalczajmy zła w emocjach, w „świętym oburzeniu”, „słusznym gniewie”, bo „mamy prawo” i „należy się nam”. Z tego robi się najczęściej większe zło.

Zacznijmy od nawiązania kontaktu z drugą stroną i zrozumieniem jej potrzeb oraz uspokojeniem emocji.

Niestety, u nas jest to nieznane. U nas nie mówi się „przepraszam” do klientów i petentów, nawet, lub zwłaszcza wtedy, gdy mają rację, tylko ich „przeczołguje”, „wychowuje”, „daje popalić” i „pokazuje, kto tu rządzi”.

Ani to praktyczne, ani mądre, ani zgodne z zasadami kontaktów społecznych, niedobre dla wizerunku firmy- i niezgodne z nauką Chrystusa w tak katolickim niby kraju.

 

Mt 5, 43-48

Słuchający tej przypowieści nie zapytali Jezusa- a kto jest moim nieprzyjacielem? I dlaczego?

Dlaczego mamy nieprzyjaciół?

Bo nieświadomie weszliśmy na cudzy teren? Zagarnęliśmy coś, co ktoś uważał za swoje? Choćby narzucamy się komuś we wspólnej przestrzeni lub dokuczamy hałaśliwym zachowaniem?

Bo naruszyliśmy nie do końca nam znane i rozumiane zasady obowiązujące w danej społeczności? W nowej pracy można od razu popełnić kilka gaf a ich odkręcanie jest długie i mozolne.

Bo czekamy aż on nas przeprosi, wyjaśni, zrozumie? Bo- co bardzo częste- uważamy, że wiemy lepiej co jest dobre i słuszne dla wszystkich wokół nas?

Więc może lepiej zacząć od wyjaśnienia i rozmowy? Takiej, żeby zrozumieć drugiego, nie tylko wyłożyć mu swoje racje? Pamiętajmy, że do kłótni trzeba dwojga. Nie jest tak, że „mamy nieprzyjaciół”. To my jesteśmy z kimś w relacji nieprzyjaźni. A relację można próbować zmienić. Zaczynając od zmiany swoich zachowań w tej relacji.

Czasem jest również tak, że się nie da- nawiązać kontaktu- ani nic zmienić. Wtedy nieprzyjaciel jest dla nas krzyżem, danym nam po coś, co w pewnej chwili zrozumiemy.

 

Mt 6, 1-6

Fragment ten ma za zadanie strzec nie tylko czystości serca dającego, pomagającego, lecz także godności przyjmującego pomoc. Trudno jest przyjmować ją na pokaz, publicznie. Takie udzielanie pomocy stwarza mentalność żebraczą, stałe niezadowolenie i bierność ze strony potrzebujących.

O ileż lepiej dla obu stron dawać coś tak, by nie było w tym relacji lepszy-gorszy. Czyli- robić coś razem, wymieniać się, pomagać sobie nawzajem, raz ja tobie, raz ty mi, dziś ja, jutro ty. Jest wiele dobrych sposobów godnego pomagania.

 

Mt 6, 7-15

Modląc się trzeba mieć ufność. Ufać, że Bóg zna nasze potrzeby, chce dla nas jak najlepiej i da nam to czego nam potrzeba. Banalne, ale trudne. Przecież „sami wiemy lepiej” czego chcemy!

Co niekoniecznie jest tym, czego nam potrzeba…

 

 

Mt 6, 24-34

Żyjemy w sztucznym świecie, przetworzonym przez kulturę. Niestety, pociąga to za sobą utworzenie wielu sztucznych potrzeb, które od dawna uważamy za „naturalne”. Jezus przypomina nam tu, co naprawdę jest nam niezbędne do życia, jak niewiele. Tęsknota za naturalną prostotą życia może być Bożym głosem w człowieku.

 

 

Rozważanie, na ile można się przed kimś otworzyć, na ile mu zaufać, bo jak odejdzie, to będzie bolesne, tym bardziej, im bardziej mu się ufało.

Jakby to była inwestycja – ile włożyć by otrzymać określoną stopę wzrostu.

A bycie z innymi chyba na czymś innym polega. Na zaangażowaniu właśnie. Im więcej z siebie dam, tym większe mam szanse, że to się uda. Choć nie mogę niczego oczekiwać. Mogę obdarzać i ufać/ tak, zaufanie, to jest to słowo/ że sama też coś otrzymam.

Pewnie, że jest to ryzyko. I jestem ostatnią osobą która mogłaby dawać takie rady, bo ja angażuję się całkowicie i zostaję kompletnie z niczym. I to już nie jest życie, tylko udawanie przed samym sobą radości z życia. Ale w związkach, w których się nie angażuję, cały czas jest udawanie- bliskości.

 

 

Mt 5, 20-26

Nie jesteśmy odpowiedzialni za myśli i emocje „przychodzące nam do głowy”. Ale za ich zatrzymanie tak. Emocja jest jakby znakiem zapytania dla naszej psychiki –„idziemy w tym kierunku? Chcemy tego? Podoba się to nam?”.

Po to mamy rozum i sumienie, by je ocenić.

Gdy pozwalamy takim myślom ‘tylko” zalęgnąć się w nas, oswajamy się z nimi. Marzenia, wizualizacje, plany- powoli dajemy sobie przyzwolenie na ich realizację. Nagle mamy już gotowy plan i pod wpływem jakiegoś impulsu on się realizuje. „Nagle” popełniamy grzech, bo już dobrze się z nim oswoiliśmy.

 

Mt 7, 21-25

Ileż osób nam przytakuje, przyznaje rację, zgadza się z nami! Udziela pochwał, wsparcia, uznania.

Potem przytakują tak samo tym, którzy mają przeciwne zdanie, krytykują nas i nie chcą nam pomóc. Ująć się za nami, pomóc nam, wspierać, uczestniczyć? To już nie. Słowa rzuca się lekko i bezmyślnie. Uczynki za nimi nie idą.

Mam nadzieję, ze my nie robimy innym tego samego – pustych nadziei z pustosłowia- jak oni robią nam?

 

Mt 16,13-19

Dotyczy tego samego. Konkretna deklaracja- Jezus jest naszym zbawicielem- powinna pociągać za sobą konkretne zachowania. Albo nie ma ona dla nikogo żadnego znaczenia.

 

Mk 5, 21-

Kobieta chora na krwotok.

Spotkanie w tłumie.

Ta kobieta była nieczysta, niewidzialna, odtrącona przez bliźnich mimo przebywania w ich tłumie. Nikogo nie obchodziło co ona czuje.

Nie była niewidzialna tylko dla Jezusa. Przez chwilę była dla Niego ważniejsza niż cały ten tłum, przełożony synagogi i możliwość spektakularnego wskrzeszenia.

W tym momencie Jezus dostrzegł tą kobietę na chwilę odpowiednią do obdarzenia jej całą Jego miłością. On każdego obdarza całą Swoją miłością, każdemu daje to, czego danemu człowiekowi od Boga potrzeba.

Mt 6, 19-23

Umieć przegrywać. Przegrać i załamać się to proste. Przegrać i żyć dalej- na tym polega prawdziwa sztuka życia. Niektórzy potrafią po kilka razy zaczynać od nowa. Niektórzy się nawet uczą na swoich błędach, inni w kółko walą głową o ten sam mur.

Mieć zasoby do radzenia sobie z niepowodzeniami. Niekoniecznie materialne, choć też i takie. Przede wszystkim umiejętności. Zawodowe, fachowe, umiejętności nawiązywania kontaktów z ludźmi, sieć kontaktów. Otwarcie na nowości, akceptację zmian, umiejętność patrzenia w przyszłość, nie w przeszłość. Wartości, których się trzymamy stale tak samo. Wytyczoną linię życia, sens życia, kontynuowany od nowa na nowej drodze, ale ciągle ten sam. Realizowanie swego powołania z ufnością opartą na Bogu.

 

Mt 9, 1-8

Uzdrowienie a uleczenie. Jedno może oznaczać tylko usunięcie objawów, poprawę samopoczucia i funkcjonowania bez usunięcia przyczyny dolegliwości i niepowodzeń.

Drugie to sięgnięcie w głąb. Doszukanie się psychicznego, duchowego, egzystencjalnego sensu choroby w życiu danego człowieka. I uzyskanie jego zgody na zmianę jego życia. To jest działanie radykalne i trudne. Dlatego też Jezus pytał każdego proszącego, czego oczekuje. Bo jeśli tylko uleczenia- nie na tym Boża pomoc polega. Bóg nie pomaga, On nas przemienia. Nie wiadomo tylko, czy tego chcemy.

 

Mk 6, 1-6

Tylko chorzy uwierzyli w Niego, uwierzyli w cud. Tylko oni poznali swoją niewystarczalność.

Większość ludzi chce być samodzielnymi i samowystarczalnymi. Odbierając w ten sposób sobie i innym możliwość okazywania miłości.

Czasem choroba, niepełnosprawność, starość są jedynymi w naszym życiu możliwościami doświadczenia miłości, przyjęcia jej a nie tylko dawania tego, co uważamy za miłość.

Łatwiej nam miłość dawać niż przyjąć. Tymczasem przyjmowanie stawia nas w prawdzie przed sobą, Bogiem i bliźnimi.

 

Mt 19, 27-29

Oderwanie od swego małego życia, codziennych spraw. Szersze spojrzenie na rzeczywistość, zrozumienie problemów innych ludzi, zależności społecznych, Bożego planu dla świata i swego miejsca w nim. Nie jesteśmy powołani by żyć tylko dla siebie, choć często na tym poprzestajemy. Nudę i brak sensu tłumimy rozrywką. Nie o to chodzi. Możemy ogarnąć więcej i zrobić więcej, gdy tylko się na to zgodzimy.

 

Mt 10, 34-dk

„Święty spokój” czy polityczna poprawność- dwa sposoby zgody na zło, czyli milczenie wtedy, gdy się ono dzieje. Polityczna poprawność jest dobra, by nikogo nie obrażać, ale nie wtedy, gdy nazywa dobrem zło.

W jaki sposób dobrzy ludzie czynią zło? Milcząc, gdy się o nim mówi, gdy się zmienia nazwy, szuka pretekstów, nazywa dobrym.

Milcząc, gdy się dzieje zło, nie protestując, nie mówiąc głośno.

Jednym ze sposobów czynienia zła jest po prostu milczenie.

I tak najczęściej czynią je przyzwoici ludzie.

Dla Chrystusa nie wystarczy być w ten sposób przyzwoitym. Trzeba być aktywnym wobec zła.

 

Mt 11, 20-24

Ile spotykamy cudów w naszym codziennym życiu? Począwszy od faktu istnienie nas i ziemi? Poprzez cud, że przy tej ilości broni i złej woli w świecie nie pozabijaliśmy się jeszcze wszyscy nawzajem? Aż do codziennych cudów naszego życia- tych wszystkich szczęśliwych „zbiegów okoliczności”. Dlaczego nie chcemy uznać, że szczęśliwe rozwiązania naszych trudności są wyreżyserowane przez Kogoś dobrego, Kto nas miłuje i strzeże- i wolimy przypisać je ślepym siłom?

Robili już tak ludzie, którzy sami na własne oczy widzieli cuda Jezusa…

 

Mt 20, 20-28

Władza pociąga. Nawet najdrobniejsza- władza posiadania klucza, otwierania drzwi, hasła do logowania…

To zaszczyt i przewaga nad innymi.

Władza jest ciężką i trudną służbą. Trzeba być na wezwanie innych, ciągle ktoś coś chce, pyta, zawraca głowę, robi błędy i trzeba ratować sytuację, ma pretensje że nikt mu nic nie mówi, itp.

Czy naprawdę dobrowolnie chcemy takiej zależności?

A tylko, gdy się na nią zgodzimy, dobrze pełnimy swoją służbę.

 

Mt 13, 16-17

Czytanie to przypada w święto rodziców NMP. Zwraca naszą uwagę na radość ze zwykłej, codziennej obecności Boga.-jeśli ktoś umie ją dostrzegać. Gdy jest dobrze, spokojnie, wesoło, lirycznie- to dlatego, że otacza nas Jego miłość. Te dobre uczucia nie dzieją się same, pochodzą z dobrego Źródła.

 

Mt 13, 31-35

Wystarczy uwierzyć raz. Spotkać kogoś, widzieć, przeżyć coś, co pochodzi z wysoka. Wystarczy małe ziarenko, z którego może wyrosnąć wiara.

 

 

Mt 13, 44-46

Coś za coś. Pewne dary Boże wymagają dorosłości i odpowiedzialności jako odpowiedzi na nie. Komu Bóg więcej daje, od tego więcej oczekuje. Daje zdolności, umiejętności, sprzyjające okoliczności, przyjaciół- oczekuje, że będziemy pracować więcej dla innych, nie tylko dla siebie. Że będziemy bardziej wyrozumiali, cierpliwi dla innych, że nasze reakcje będą nie tylko „normalne, psychologicznie uzasadnione, bo tak mamy prawo”, ale bardziej chrześcijańskie, związane z wyrzeczeniem się części swych praw i potrzeb, nie odnoszące wszystkiego do siebie.

Czasem wolałoby się być stale niedojrzałym, marudzącym, absorbującym sobą otoczenie, obwiniającym innych o brak troski o mnie- niż osobą dojrzałą, wspartą na Bogu, nie oczekującą wszystkiego od ludzi.

Czyż to nie dlatego otrzymujemy tak mało Bożych darów? Bo ich przyjęcie jest zobowiązaniem- do oddawania siebie?

 

Mt 13, 54-56

Umieć odróżnić mądrość Bożą, pokorną, ukazującą swą wiedzę do uznania innym, od mądrości ludzkiej, pośpiesznie wyciągającej wnioski z niepełnych danych i wykłócającej się o nie ze wszystkimi.

 

Mt 14, 1-12

Brnięcie coraz dalej w grzechy. Jak już raz zrobimy błąd i ktoś nas na tym przyłapie, to upieramy się, ze mieliśmy rację albo prawo by tak postąpić, a ten, kto zwrócił nam uwagę jest nic nie wartym, fałszywym idiotą i więcej się do niego nie odezwiemy…

 

Mt 17, 1-9

Wiele razy Bóg przemieniał moje życie. zwłaszcza, kiedy naprawdę było źle czy beznadziejnie, po modlitwie Bóg przemieniał- mnie. Moje patrzenie, emocje, plany, oceny. Pomagał mi dostrzec drugą stronę rzeczywistości- tę jaśniejszą- w której ukryte są Jego łaski, plany, dary. Jeśli przyjmę to, co na razie widzę czarno, źle- dotrę i do tego dobra tam ukrytego.

Prosząc o przemianę życia nie zapominajmy o gotowości do przemiany- siebie.

 

Mt 15, 21-28

Uznać swoje miejsce w Bożym planie. Niekoniecznie musimy być w blasku i na czele. To, czego nie potrafimy, czego nie dostajemy, co się nam w życiu nie udaje- tak samo wyznacza naszą drogę jak sukcesy i umiejętności. Tylko nie zawsze potrafimy to przyjąć, pogodzić się z tym, że nie to znaczy nie. Nie wiem, nie umiem, nie potrafię- oznaczać może- to nie jest moje miejsce, moje zadanie- muszę szukać czegoś innego.

 

Mt 25, 1-13

W wielu miejscach Ewangelii Jezus mówi nam o ufności i ubóstwie. Tutaj zaś nagle mamy mieć zapasy?

Bo ubóstwo nie oznacza lekkomyślności ani niegospodarności. To raczej bogaci mogą sobie na nie pozwolić. Człowiek dysponujący małymi środkami nie może ich zmarnować. Może ich użyć tylko raz i od razu dobrze. Dlatego swoje działanie powinien dobrze przemyśleć i zaplanować. Osoby gospodarne dobrze sobie radzą i w ubóstwie, a osoby do tego nieprzyzwyczajone wiele potrafią zmarnować.

 

J 12. 24-26

Wolimy sami przebijać się przez życie- byleby pozostać niezależni- czy też lepiej przyjąć pomoc i radzić sobie wspólnie- nawet za cenę utraty pewnej niezależności?

 

Mt 17, 14-20

Może się uda, a może nie. Jak się uda, to sukces przypisujemy sobie. Niepowodzeniu zaś dziwnym trafem zwykle winna jest druga strona. A nie brak naszego pełnego zaangażowania? Lubimy pomagać i kształtować nasz wizerunek osoby szlachetnej- dopóki nas to nic nie kosztuje. A tu czasem trzeba urobić się po łokcie- i wtedy odpadamy.

 

Łk 7, 31-35

Wiara nie podlega żadnej modzie, trendom społecznym, tym co dany kraj i dany czas uważa za słuszne, złe czy dobre. Wiara jest niezmienna i na tym polega jej moralna, społeczna i kulturotwórcza rola.

 

Mt 9, 9-13

 Pójść za Jezusem można i w miejscu swojej pracy. Wystarczy zmienić swoje myślenie. Przestać osądzać i krytykować, zacząć pomagać i instruować. Gdyby bodaj parę osób zmieniło w ten sposób swoje relacje z innymi, wszyscy moglibyśmy się znaleźć w innym świecie. Bardziej Bożym.

 

Łk 8, 4-15

Szanować ziarno, które mamy w sobie. Dobrze, że ktoś kiedyś je zasiał, że kiedyś usłyszeliśmy, przeczytaliśmy, poznaliśmy coś o Bogu. W chwili kryzysu może nam się przydać. Gdy zawodzą wszystkie nasze znane sposoby, możemy pozwolić wzejść Bożemu ziarnu.

 

 

Sens życia czy poczucie sensu życia? Kategoria obiektywna czy subiektywna? Odnajdujemy sens życia czy tworzymy sobie jego poczucie? Filozofowie pewnie to wiedzą, ale ja nie bardzo.

Myśl pierwsza sugeruje, że istnieje jakiś zbiór „prawdziwych” sensów życia- obiektywnych- wytworzonych przez mistrzów, religie, ideologie- a my musimy- odnaleźć ten, który jest dla nas przeznaczony? Skąd to wiemy? Bo najbardziej nam się podoba? Bo ktoś, kto jest dla nas autorytetem tak nam radzi? ( a dlaczego akurat tek ktoś jest tym autorytetem dla nas?). bo najbardziej do nas pasuje- naszego temperamentu i losu? Więc wybieramy ten sens życia by tkwić w naszym życiu takim jakie ono jest- czy też po to, by je przekraczać, kształtować, tworzyć?

Myśl druga sugeruje, że nie ma żadnego obiektywnego „sensu życia” tylko każdy ma swoje subiektywne poczucie tego sensu. Czyli bez względu na warunki zewnętrzne mogę sobie wmówić coś, cokolwiek, aby mi było dobrze. Mogę oszukiwać siebie i nic nie zmieniać, bo wymyśliłam sobie, że najbardziej jałowy lub destrukcyjny sposób życia ma sens? ( postawa ofiary przemocy czy anoreksji?).

No właśnie- widzę tu dwie role sensu życia/poczucia sens życia.

Sens życia miałby być czymś motywującym do zmian, do działania, dążenia, celem ukierunkowującym wszelkie działania danej osoby. Mógłby być jej nadany lub przez nią wybrany- z istniejących- lub wymyślony samodzielnie (może w ogóle sensy biorą się z tych wszystkich źródeł)?

Poczucie sensu mogłoby natomiast występować wtedy, gdy warunki życia danej osoby są jej narzucone, nie może ona dowolnie wybierać swoich celów. Może ona wtedy wytworzyć sobie- wybrać sobie- poczucie właśnie, że jednak jej życie ma sens. Takie poczucie pomoże jej przetrwać, ale może też sprawić, że nie będzie chciała poprawić swego losu, walczyć o siebie.

Oczywiście o tyle, o ile zewnętrzny obserwator ma prawo oceniać co jest dla tej osoby dobre a co złe (a dlaczego by nie miał tego prawa? Tak samo jak dana osoba może i nie może oceniać siebie).

                 A więc sens- lub jego poczucie. Wybrany lub wytworzony. Po to, by się rozwijać – lub przetrwać.

O ile w ogóle można mówić o jednym sensie całego życia. Raczej o wiązce lub zbiorze celów, ułożonej w etapy lub nie. Raczej o sensie tego czy owego etapu życia czy konkretnego działania- w kontekście celu całego życia. Kolejna niezdefiniowana zmienna- cel życia. Oczywiście związany z jego sensem.

No i z całą pewnością sensu życia nie można rozpatrywać w oderwaniu od postaw, wartości, dążeń i innych emocji oraz konstruktów poznawczych, którymi w sposób mniej lub bardziej świadomy się kierujemy. Albo inni nami kierują.

                Na pewno jest tak, że istnieją gotowe systemy i ideologie. Dobrze by było, gdybyśmy sami, na ich podstawie, tworzyli własny sens tego etapu swojego życia.

 

 

Łk 6, 12-19

Kto jeszcze podejmuje decyzje modląc się? Przecież sami wiemy lepiej, a poza tym jest tyle technik logicznego myślenia…

A jednak tylko modlitwa pozwala nam zobiektywizować nasze decyzje wobec całego życia, jego celów, wartości, innych spraw.

 

Łk 6, 20-26

Chciałam modlić się kiedyś, żeby moja chrześniaczka była w życiu szczęśliwa. Nie tak jak ja…

I uświadomiłam sobie wtedy, że najwięcej łask od Boga doznałam, doświadczyłam, przyjęłam i zaakceptowałam przez wszystkie trudne doświadczenia swojego życia.

Czy miałam jej życzyć, by nigdy nie poznała Boga? Przecież nie!

Czy więc miałam życzyć jej cierpienia? W którym ukryte są błogosławieństwa?

 

Mt 7, 1-8, 14-15, 21-23; Łk 4, 16-30

Najłatwiej o nasze wady i złe postępowanie obwiniamy otoczenie. Potrafiłbym być dobry, gdybym miał lepsze warunki. Jasne, że tak! Ale na jakimś etapie życia każdy ma do jakiejś szkoły pod górkę i w jakimś celu dopuszcza to Bóg. Mówi nam właśnie, ze jesteśmy w stanie przezwyciężyć to zło, którego doznajemy. Skoro znamy ból, jaki sprawia nam zło innych ludzi, to nie powinniśmy tego bólu przekazywać dalej. I ta decyzja zależy do nas samych.

Oczywiście nikt nie wymaga od nas byśmy całkiem sami przeciwstawiali się temu złu. Potrzebujemy poszukać ludzi myślących podobnie. Oni znajdą się, gdy zaczniemy głośno mówić co jest dobre a co złe i na co się nie zgadzamy.

Z tego samego powodu bardzo trudno jest naprawić błędy w jakiejś wspólnocie od środka, jak to próbował Jezus w synagodze. Ludzie przyzwyczajają się do tolerowania zła, bylejakości, i nawzajem sobie w tym przytakują, tworzą własne normy.

Ktoś musi zacząć tworzyć normy tego, co dobre. Ktoś, kto widzi zło i podejmuje decyzję, by otworzyć usta i wypowiedzieć swoje własne, a nie cudze myśli.

 

Mk 6, 17-29

Z tym fragmentem kojarzą mi się słowa Jezusa „nie ten, kto mówi Panie, Panie, lecz ten, kto pełni wolę Ojca mego”. Uczynki są ważne, nie słowa. Uczynki decydują, kim jesteśmy.

Herod bał się Boga i Jana, trwonił czas na próżne słuchanie i gadanie, które nie zdecydowało, kim się stał. O tym, kim był, zdecydowały jego złe czyny.

 

Mt 24, 42-51

Pan się opóźnia- aby dać nam szansę- nawrócenia, naprawienia. Traktuje nas jak dorosłych, dojrzałych, którzy sami potrafią w swym sumieniu ocenić swoje działania. A my jak niegrzeczne dzieci myślimy „udało się” uniknąć kary i brniemy dalej. Aż przekroczymy miarę grzechów lekkich, i nawet tego nie zauważymy.

 

Mk 6, 17-29

Z tym fragmentem kojarzą mi się słowa Jezusa „nie ten, kto mówi Panie, Panie, lecz ten, kto pełni wolę Ojca mego”. Uczynki są ważne, nie słowa. Uczynki decydują, kim jesteśmy.

Herod bał się Boga i Jana, trwonił czas na próżne słuchanie i gadanie, które nie zdecydowało, kim się stał. O tym, kim był, zdecydowały jego złe czyny.

 

Mt 24, 42-51

Pan się opóźnia- aby dać nam szansę- nawrócenia, naprawienia. Traktuje nas jak dorosłych, dojrzałych, którzy sami potrafią w swym sumieniu ocenić swoje działania. A my jak niegrzeczne dzieci myślimy „udało się” uniknąć kary i brniemy dalej. Aż przekroczymy miarę grzechów lekkich, i nawet tego nie zauważymy. Mt 19, 16-22

Przyzwyczajenie, ze rozwój polega na nabywaniu- wiadomości, zdolności, sprawności, cnót. Osiąganie kolejnych stopni i etapów. Model, można powiedzieć, szkolny.

Ale w pewnym momencie, dojrzałości, trzeba go porzucić i przyjąć model biblijny. Wg słów św. Jana „On ma wzrastać a ja się umniejszać”. Janowi chodziło tu o Jezusa, o rozwój życia duchowego. Aby prowadziło ono do Boga, On musi przejąć kierownictwo. Człowiek ustępuje ze swojej woli i swoich planów i daje się Bogu prowadzić. Wtedy nadal wzrasta, ale przez oddawanie Bogu coraz to kolejnych sfer swojego ja, które wypełnia łaską Bóg.

Młodzieniec nie potrafił porzucić dotychczasowego etapu rozwoju, jak wielu z nas. A potem dziwimy się, dlaczego Bóg doświadcza różnymi trudnościami dobrych, porządnych ludzi. Bo tylko gdy wyczerpiemy swoje sposoby na życie, godzimy się przyjąć Boga?

 

Łk 1, 30-38

Jesteśmy dla siebie nawzajem znakami. Znakami działania Boga, przyjęcia lub odrzucenia Jego woli. Dobrze, gdy trafiamy na człowieka, który potrafi zrozumieć działanie Boga w życiu. Gorzej, gdy mamy do czynienia tylko z ludźmi przekonanymi, że „nie ma Boga”, którzy ciągle to sobie i nam udowadniają. Tacy ludzie nie chcą przyjąć pomocy, bardziej pragną udowodnić, że nikt nie może im pomóc. Pozostaje nam wtedy modlitwa.

 

Mt 22, 1-14

Zbyt zajęci, by przestać myśleć o swoich sprawach, nawet gdy już daliśmy się zaprosić na ucztę. Zajęci pogonią za tym, czego chcemy nie zauważamy nawet, co możemy otrzymać, co Bóg chce nam dać- przez ludzi, zdarzenia, słowa. Wiemy lepiej czego nam trzeba dopóki nie zostaniemy z pustymi  rękami. A czas kryzysu nie jest najlepszą porą na poszukiwanie Boga, jeśli Go dotąd wcale lub od wielu lat nie znaliśmy.

 

Mk 9, 30-37

Na czym polega władza? Na wydawaniu rozkazów – zrób to a ty tamto. Tak naprawdę więc, bez stanowisk służebnych wykonujących te polecenia nie dałoby się sprawować żadnej władzy. Kto więc jest ważniejszy- ten kto rozkazuje czy ten, kto wie, jak rozkaz wykonac?

 

Łk 8, 16-18

Poznać naukę chrześcijańską nic nie znaczy. Stosować ją- tak. Wtedy widać – jestem czy nie jestem chrześcijaninem. Jestem- czyli postępuję zgodnie z nauką Bożą w codziennym moim życiu.

 

Łk 9, 7-9

Herod próbował mieć wszystko pod kontrolą. Do tego potrzebna mu była władza. Zapomniał tylko, że nikt nie ma władzy nad życiem i śmiercią. Nawet, jeśli zabija ludzi, to nadal Bóg jest Panem życia.

 

Łk 9, 18-22

Postępowanie Chrystusa wiąże się z odrzuceniem Go przez ludzi. Nasze kroczenie na Nim również. Jest to nawet znak, że dobrze Go naśladujemy.

 

Przestań ciągle tak szukać Boga, ciągle wyobrażać Go sobie- przyjdzie wtedy a wtedy, będzie wyglądał tak a tak. Przestań planować, układać scenariusze, pisać mowy powitalne i pleść girlandy, które mają okryć liszajowate ściany. Dzień Pański przyjdzie jak złodziej i sięgnie po to, co jest najbardziej ukryte.

N ie szukaj Boga po całym świecie, bo może na to zabraknąć ci czasu, gdyż On jest w twoim sercu.

Zajrzyj do swojego serca. Wyrzuć wszystko, co tam nagromadziłeś- plany, ambicje, projekty, kalkulacje. Wszystko to jest sposobem życia, ale nie jego celem. W ten sposób nie odnajdziesz Boga.

Przestań nareszcie szukać Boga, człowieku!

Uklęknij w pokorze i daj Mu się odnaleźć!

To jedyna droga. Odrzuć siebie i pozwól Bogu działać w sobie. Do czego zresztą sam doszedłeś? Z iloma pomyłkami i w jakim trudzie?

Odkryj siebie takiego, jakim chciałeś być, twoje porywy serca. Odrzuć wszystko, czym obwarowałeś się, ograniczyłeś przez tyle lat i daj się porwać Bogu. Niech On rozpali w tobie to, czego nie zdołałeś jeszcze do końca zabić słowem „niemożliwe”.

Przestań krzątać się zapobiegliwie wokół siebie i pozwól nareszcie działać Bogu.

On wie, po co cie stworzył i gdzie Mu jesteś potrzebny. Tylko On to wie i daj Mu tak się zaprowadzić, nie marnuje swojego życia do reszty.

 

Mk 9, 45, 47-48

Ręki ani oka nikt rozsądny sobie nie uszkodzi- ale praca? Która prowadzi nas do grzechu? Łatwiej rozgrzeszamy się, ze prawo, przepisy, instytucje każą nam źle postępować, zamiast odejść z tej pracy i zaufać Bogu.

Grzechem pychy jest przekonanie, ze jesteśmy odporni na pokusy, ze potrafimy być dobrzy w złym środowisku. Nacisk okoliczności na wolę człowieka jest o wiele silniejszy niż się nam wydaje. Bóg to wie i mówi- uciekaj stamtąd, nie dasz rady sam przeciwko wielu! Choćby ta praca była dla ciebie jak ręka czy oko. Tak naprawdę to sumienie jest twoim najważniejszym życiowym kapitałem.

 

 

Łk 10, 25-37

Kto jest moim bliźnim? No, bo przecież nie menel z końca podwórka, nie tirówka, nie zaczepiająca ludzi Cyganka, nie rumuński żebrak czy klnący blokers…

Na pewno nie ktoś, z kim kontakt jest trudny, absorbujący i wymagający wyjścia z codziennego bezpiecznego ja….

Prawdopodobnie Bóg nie wymaga od nas narażania swego bezpieczeństwa- w normalnych warunkach życia- ale z całą pewnością oczekuje od nas zmiany naszego myślenia o tych ludziach. Tak, to są moi bliźni. Synowie i córki tego samego Boga, mego Ojca. I obchodzi mnie to, co się z nimi dzieje. Na tyle, na ile mam wpływ. Samarytanin też zostawił swego podopiecznego w gospodzie, nie musiał zmieniać swoich planów, lecz zaangażował innych ludzi do pomocy. Ale zrobił to, bo poczuł się odpowiedzialny. Wszelkie służby inaczej traktują osoby anonimowe, inaczej te, za którymi ktoś się ujmuje. Tyle możemy zrobić dla swoich dalekich kulturowo bliźnich- zorganizować pomoc i skontrolować sposób jej udzielenia.

 

Łk 11, 5-13

Prosimy o konkrety- chleb, rybę, załatwienie danej sprawy, potrzebne środki- a otrzymujemy Ducha świętego? O co tu Bogu chodzi? Daje nam to, co byśmy chcieli, ale nie tak, jak byśmy woleli.

Najwygodniej by nam było, żeby dana sprawa załatwiła się sama po naszej myśli. Ale Duch Święty podpowiada nam, gdzie pójść i co powiedzieć, i to my musimy to zrobić.

Raczej nikt nie da nam potrzebnych środków, ale Duch Święty pomysł, jak je zdobyć- owszem.

Dary Boże często są zadaniami. Są to dobrze zapakowane rozwiązania naszych problemów i naszą działalnością musimy je odpakować i uruchomić- jak nowy program, nową grę. Dopiero od naszej aktywności zależy, jak się uda ta Boża pomoc. Bo On traktuje nas jak dorosłych.

 

Łk 11, 15-26

Rozwój duchowy prowadzi nieraz do pychy. Jesteśmy dumni z tego, co dokonaliśmy, i gardzimy innymi, którym się to tym razem nie udało. Skoro ja mogłem, to ty nie udawaj, ze nie możesz!- mówimy. Zapominając, ile to razy my sami próbowaliśmy, i kto nam pomógł. Nie lubimy pamiętać o swojej słabości, i nie mamy tolerancji do słabości innych.

A tylko grzesznik, który zna swoje grzechy, może dokonać poprawy.

A tylko ktoś, kto rozumie ludzką słabość, może z sercem pomagać innym.

Bez akceptacji istnienia ciemnych stron ludzkiej psychiki ranimy się tylko nierealnymi wymaganiami.

 

 

 

Mt 10, 17-30

Wiele bogactw życiowych, pomysłów, starań, talentów, kursów i szkoleń. Wiele doświadczeń. Do kiedy jest to jakąś konsekwentną drogą życiową? Od kiedy jest to rozpraszaniem swej energii?

Mówi się nam teraz, ze powinniśmy umieć jak najwięcej. Płytko, chwilowo, bez zaangażowania?

A historie życia wielkich ludzi pokazują, ze coś naprawdę wartościowego robią ci, którzy uparcie dążą swoją drogą i konsekwentnie pogłębiają swoją dziedzinę.

Czy nie do tego, w sensie duchowym i intelektualnym zachęca nas w tym czytaniu Jezus?

Wybierz, trzymaj się tego i dąż w głąb.

Wiele rozproszonych umiejętności nie musi być bogactwem. Raczej przeszkodą w wyborze i dążeniu.

 

Łk 12, 8-12

Przyznać się do – siebie samego. Siebie jako człowieka który wybrał Boga, wybrał pewne zasady bo uważa je za słuszne i dobre- w każdym razie dla siebie. Nie piję, nie kłamię, nie kradnę- bo uważam to za dobre. I przyznaję się do tego przed ludźmi.

A także do tego, ze moją inspiracją do uznania tych zasad jest nauka Boża.

Jeśli się przyznam do siebie samego, będę umiał świadczyć o Bogu.

 

Mt 10, 35-45

Z okazji tego czytania łatwo powiedzieć kazanie o władzy, o błędach tych czy innych polityków, tych na górze. Tak jakby władza to byli „oni” tam, a my tu, wobec nich bezbronni.

A gdyby tak ocenić, jak my sprawujemy swoją władzę?

Każdy może mieć jakąś władzę.

Władzę otwarcie drzwi o 8, choć ludzie stoją w deszczu od 6.

Władzę zamknięcia im tramwaju przed nosem.

Władzę przybicia pieczątki lub odesłania człowieka, władzę wyjaśnienia jego sprawy czy zasłonienia się przepisami. Mamy władzę pomagania innym – czy poddajemy się przepisom i stajemy się bezsilni?

Kiedy godzimy się na taką bezsilność, zgodnie z przepisami umierają ludzie.

A przecież mieliśmy władzę wezwać właściwą karetkę….

 

 

Łk 12, 13-21

Dzielenie się. Spadkiem, sukcesem, etatem, udanym plonem. Wtedy otrzymujemy prawdziwe bogactwo- przyjaźni- które pomoże nam we wszelkich okolicznościach. Nawet modlitwą za zmarłych po naszej śmierci.

 

Łk 12, 35-38

Oczekiwanie, czujność. Wydaje się nam, ze mamy czas- zrobić porządek w dokumentach, upoważnić kogoś lub wycofać upoważnienie, założyć polisę, zrobić badania kontrolne. Wydaje nam się, że mamy czas- podjąć decyzję z kim chcemy zawrzeć związek, mieć dziecko, nawrócić się. Wydaje nam się.

 

Łk 12, 54-59

Co jest słuszne? Nie tylko zgodne z prawem, lecz dobre lub złe? Co tydzień mamy w prasie wiele przykładów zachowań zgodnych z prawem, lecz niesłusznych dla ludzi. Uważajcie, mówi Jezus, kiedy odwołujecie się do prawa- bo i was ono dopadnie. A może lepiej załatwić sprawę po ludzku?

 

Łk 13, 18-21

Pozwolić Bogu działać w sobie. Nic więcej. Pozostać otwartym na Jego słowa, Jego działania, na Kościół, na bliźnich. Nie trzeba wiele- żadna skomplikowana asceza ani mistyka czy kontemplacja. Tylko słuchać, patrzeć i od czasu do czasu w ciszy pozwolić Bogu w nas działać. Wystarczy.

 

Łk 13, 22-30

Krytykowaliśmy Kościół, piętnowali jego błędy, walczyliśmy o wolność, godność i prawa człowieka. Wiedzieliśmy lepiej jak to wszystko powinno funkcjonować i głosiliśmy to przy każdej okazji. Gorszyliśmy prostych ludzi, gasili w zarodku dobre idee, odkrywali zło w szlachetnych dziełach. Tylko nie wstąpiliśmy do Kościoła, by własnym przykładem budować w nim dobro, służbę i pokój…

 

Łk 14, 7-11

Osądzanie innych, zwłaszcza zanim ich wysłuchamy i poznamy. Dzielenie ludzi na swoich- dobrych i obcych- złych. I inne tego typu psychospołeczne egocentryczne zjawiska. Które przezwyciężyć można jedynie patrząc na ludzi w Bożym Duchu. Tego spojrzenia musimy się świadomie nauczyć. Jeśli oczywiście zamierzamy przebywać w towarzystwie Jezusa.

 

Mk 12, 28-34

Bóg nasz jest Bogiem jedynym i poza Nim nie ma nic innego.

Wiele, wiele rzeczy szukamy poza Bogiem. Po swojemu rozwiązujemy swoje sprawy. Jakby to nie Bóg dal nam je jako Jego dary i zadania. I nie pomaga nam w ich rozwiązaniu, bo uciekamy od Jego woli swoimi drogami. A poza Nim nie ma nic ani nikogo innego, kto mógłby nas kochać.

 

 

 

 

 

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024