kolejne
dodane 2016-11-06 17:19
Mk 3, 20-35
Stopień owego zaangażowania. Często „porządnym, zwykłym ludziom” umiarkowanie i rozwaga myli się z letniością. I kiedy spotkają kogoś, kto angażuje się naprawdę, starają się go odwieźć od tego, zastopować, wyśmiać, lub mu zaszkodzić- bo wstyd im własnej letniości. Zamiast mu pomóc.
Ale owszem, może być dobre i złe zaangażowanie. Często bezkompromisowość działania jest formą walki ze światem zamiast pomagania ludziom, i trzeba to rozeznać. Pewnie skołowana gadaniem ludzi Maryja chciała na własne oczy sprawdzić, że wszystko jest w Bożym porządku- Jezus nie odrzucał ludzi, lecz przyjmował ich do swej rodziny.
Mt 5, 38-42
Nie zwalczajmy zła w emocjach, w „świętym oburzeniu”, „słusznym gniewie”, bo „mamy prawo” i „należy się nam”. Z tego robi się najczęściej większe zło.
Zacznijmy od nawiązania kontaktu z drugą stroną i zrozumieniem jej potrzeb oraz uspokojeniem emocji.
Niestety, u nas jest to nieznane. U nas nie mówi się „przepraszam” do klientów i petentów, nawet, lub zwłaszcza wtedy, gdy mają rację, tylko ich „przeczołguje”, „wychowuje”, „daje popalić” i „pokazuje, kto tu rządzi”.
Ani to praktyczne, ani mądre, ani zgodne z zasadami kontaktów społecznych, niedobre dla wizerunku firmy- i niezgodne z nauką Chrystusa w tak katolickim niby kraju.
Mt 5, 43-48
Słuchający tej przypowieści nie zapytali Jezusa- a kto jest moim nieprzyjacielem? I dlaczego?
Dlaczego mamy nieprzyjaciół?
Bo nieświadomie weszliśmy na cudzy teren? Zagarnęliśmy coś, co ktoś uważał za swoje? Choćby narzucamy się komuś we wspólnej przestrzeni lub dokuczamy hałaśliwym zachowaniem?
Bo naruszyliśmy nie do końca nam znane i rozumiane zasady obowiązujące w danej społeczności? W nowej pracy można od razu popełnić kilka gaf a ich odkręcanie jest długie i mozolne.
Bo czekamy aż on nas przeprosi, wyjaśni, zrozumie? Bo- co bardzo częste- uważamy, że wiemy lepiej co jest dobre i słuszne dla wszystkich wokół nas?
Więc może lepiej zacząć od wyjaśnienia i rozmowy? Takiej, żeby zrozumieć drugiego, nie tylko wyłożyć mu swoje racje? Pamiętajmy, że do kłótni trzeba dwojga. Nie jest tak, że „mamy nieprzyjaciół”. To my jesteśmy z kimś w relacji nieprzyjaźni. A relację można próbować zmienić. Zaczynając od zmiany swoich zachowań w tej relacji.
Czasem jest również tak, że się nie da- nawiązać kontaktu- ani nic zmienić. Wtedy nieprzyjaciel jest dla nas krzyżem, danym nam po coś, co w pewnej chwili zrozumiemy.
Mt 6, 1-6
Fragment ten ma za zadanie strzec nie tylko czystości serca dającego, pomagającego, lecz także godności przyjmującego pomoc. Trudno jest przyjmować ją na pokaz, publicznie. Takie udzielanie pomocy stwarza mentalność żebraczą, stałe niezadowolenie i bierność ze strony potrzebujących.
O ileż lepiej dla obu stron dawać coś tak, by nie było w tym relacji lepszy-gorszy. Czyli- robić coś razem, wymieniać się, pomagać sobie nawzajem, raz ja tobie, raz ty mi, dziś ja, jutro ty. Jest wiele dobrych sposobów godnego pomagania.
Mt 6, 7-15
Modląc się trzeba mieć ufność. Ufać, że Bóg zna nasze potrzeby, chce dla nas jak najlepiej i da nam to czego nam potrzeba. Banalne, ale trudne. Przecież „sami wiemy lepiej” czego chcemy!
Co niekoniecznie jest tym, czego nam potrzeba…
Mt 6, 24-34
Żyjemy w sztucznym świecie, przetworzonym przez kulturę. Niestety, pociąga to za sobą utworzenie wielu sztucznych potrzeb, które od dawna uważamy za „naturalne”. Jezus przypomina nam tu, co naprawdę jest nam niezbędne do życia, jak niewiele. Tęsknota za naturalną prostotą życia może być Bożym głosem w człowieku.
Rozważanie, na ile można się przed kimś otworzyć, na ile mu zaufać, bo jak odejdzie, to będzie bolesne, tym bardziej, im bardziej mu się ufało.
Jakby to była inwestycja – ile włożyć by otrzymać określoną stopę wzrostu.
A bycie z innymi chyba na czymś innym polega. Na zaangażowaniu właśnie. Im więcej z siebie dam, tym większe mam szanse, że to się uda. Choć nie mogę niczego oczekiwać. Mogę obdarzać i ufać/ tak, zaufanie, to jest to słowo/ że sama też coś otrzymam.
Pewnie, że jest to ryzyko. I jestem ostatnią osobą która mogłaby dawać takie rady, bo ja angażuję się całkowicie i zostaję kompletnie z niczym. I to już nie jest życie, tylko udawanie przed samym sobą radości z życia. Ale w związkach, w których się nie angażuję, cały czas jest udawanie- bliskości.
Mt 5, 20-26
Nie jesteśmy odpowiedzialni za myśli i emocje „przychodzące nam do głowy”. Ale za ich zatrzymanie tak. Emocja jest jakby znakiem zapytania dla naszej psychiki –„idziemy w tym kierunku? Chcemy tego? Podoba się to nam?”.
Po to mamy rozum i sumienie, by je ocenić.
Gdy pozwalamy takim myślom ‘tylko” zalęgnąć się w nas, oswajamy się z nimi. Marzenia, wizualizacje, plany- powoli dajemy sobie przyzwolenie na ich realizację. Nagle mamy już gotowy plan i pod wpływem jakiegoś impulsu on się realizuje. „Nagle” popełniamy grzech, bo już dobrze się z nim oswoiliśmy.
Mt 7, 21-25
Ileż osób nam przytakuje, przyznaje rację, zgadza się z nami! Udziela pochwał, wsparcia, uznania.
Potem przytakują tak samo tym, którzy mają przeciwne zdanie, krytykują nas i nie chcą nam pomóc. Ująć się za nami, pomóc nam, wspierać, uczestniczyć? To już nie. Słowa rzuca się lekko i bezmyślnie. Uczynki za nimi nie idą.
Mam nadzieję, ze my nie robimy innym tego samego – pustych nadziei z pustosłowia- jak oni robią nam?
Mt 16,13-19
Dotyczy tego samego. Konkretna deklaracja- Jezus jest naszym zbawicielem- powinna pociągać za sobą konkretne zachowania. Albo nie ma ona dla nikogo żadnego znaczenia.
Mk 5, 21-
Kobieta chora na krwotok.
Spotkanie w tłumie.
Ta kobieta była nieczysta, niewidzialna, odtrącona przez bliźnich mimo przebywania w ich tłumie. Nikogo nie obchodziło co ona czuje.
Nie była niewidzialna tylko dla Jezusa. Przez chwilę była dla Niego ważniejsza niż cały ten tłum, przełożony synagogi i możliwość spektakularnego wskrzeszenia.
W tym momencie Jezus dostrzegł tą kobietę na chwilę odpowiednią do obdarzenia jej całą Jego miłością. On każdego obdarza całą Swoją miłością, każdemu daje to, czego danemu człowiekowi od Boga potrzeba.
Mt 6, 19-23
Umieć przegrywać. Przegrać i załamać się to proste. Przegrać i żyć dalej- na tym polega prawdziwa sztuka życia. Niektórzy potrafią po kilka razy zaczynać od nowa. Niektórzy się nawet uczą na swoich błędach, inni w kółko walą głową o ten sam mur.
Mieć zasoby do radzenia sobie z niepowodzeniami. Niekoniecznie materialne, choć też i takie. Przede wszystkim umiejętności. Zawodowe, fachowe, umiejętności nawiązywania kontaktów z ludźmi, sieć kontaktów. Otwarcie na nowości, akceptację zmian, umiejętność patrzenia w przyszłość, nie w przeszłość. Wartości, których się trzymamy stale tak samo. Wytyczoną linię życia, sens życia, kontynuowany od nowa na nowej drodze, ale ciągle ten sam. Realizowanie swego powołania z ufnością opartą na Bogu.
Mt 9, 1-8
Uzdrowienie a uleczenie. Jedno może oznaczać tylko usunięcie objawów, poprawę samopoczucia i funkcjonowania bez usunięcia przyczyny dolegliwości i niepowodzeń.
Drugie to sięgnięcie w głąb. Doszukanie się psychicznego, duchowego, egzystencjalnego sensu choroby w życiu danego człowieka. I uzyskanie jego zgody na zmianę jego życia. To jest działanie radykalne i trudne. Dlatego też Jezus pytał każdego proszącego, czego oczekuje. Bo jeśli tylko uleczenia- nie na tym Boża pomoc polega. Bóg nie pomaga, On nas przemienia. Nie wiadomo tylko, czy tego chcemy.
Mk 6, 1-6
Tylko chorzy uwierzyli w Niego, uwierzyli w cud. Tylko oni poznali swoją niewystarczalność.