Złośliwości
Na marginesie
dodane 2021-09-15 14:49
Ukazał się raport komisji eksperckiej dotyczący sprawy dominikanina Pawła M.
Poczytałem. Mocne oskarżenia. Dominikanie, a zwłaszcza prowincjał długo nic z tym nie zrobili - wynika z raportu. Czytam, myślę, myślę, czytam. Nic? No, niezupełnie. Reagowali, informowali przełożonego. A on... No, jak doszedł do wniosku, że trzeba, to ukarał. Tyle że niewłaściwie - wynika z raportu. Ha. Właściwie to znaczy wdrażając kanonicznoprawne procedury, a karząc bardziej "po ojcowsku", skierowaniem do trudnych prac, to już niewłaściwie? Nie jestem przekonany.
Czy cztery lata "bezkarności" to wiele? A późniejsze odsunięcie od pracy ze wspólnotami to za mało? Też nie jestem przekonany. Ale co tam, nie znam się, nie słuchałem głosu pokrzywdzonych itd itp... W moim odczuciu raport jest jednak wobec dominikanów jako wspólnoty zbyt surowy. Paradoksalnie, dostrzegając co próbowali robić kwituje te starania nie stwierdzeniem, że zrobili za mało, ale tak, jakby nie zrobili nic. A to gruba przesada.
Nieustannie też chodzi mi po głowie "myślozbrodnia", że rzecz w sumie dotyczyła dorosłych ludzi. Dlaczego po prostu nie odchodzili? Dlaczego tkwili w takim chorym układzie? Co spowodowało, że do tego stopnia dali się omamić naukami nie mającymi wiele wspólnego - jak wynika z raportu - ze zdrową nauką Kościoła? Charyzmatycy tak mają i już?
Ano właśnie... Niektórzy charyzmatycy i niektóre inne wspólnoty tak właśnie mają i już. W sumie... Też w sumie jestem ofiarą. Nie, nie Pawła M. Ludzi przez takich jak Paweł M ukształtowanych. Rzadko, ale dawano mi czasem odczuć, jakim to bylejakim chrześcijaninem jestem, bo nie należę do wspólnoty, bo nie przeżyłem, bo mnie nie omodlono (brrr, nie lubię tego słowa) bo lekceważę działanie diabła... I tak mógłbym mnożyć.
Sęk w tym, że w Kościele nie jesteśmy wszyscy jednacy i być nie powinniśmy. Rażą mnie na przykład rzeczy, o których inni wypowiadają się w samych superlatywach. Czy moje musi być na wierzchu? No właśnie. Przecież to może ja nie mam racji. Dopóki sprawy nie zajdą za daleko i dopóki jakoś to do mnie nie dotrze, nie zrobię nic uznając, że "Duch wieje kędy chce". A potem ktoś powie, choć znałem sprawę powierzchownie, że wiedziałem a nie reagowałem...
Ot, przewodniczący tej komisji. Od lat obserwując jego poczynania mam do nich wiele zastrzeżeń. Do tego co pisze. Wydaje mi się, że słuchając go niejeden zszedłby już na manowce. Czy to powód, by podejmować wobec niego jakieś radykalne działania? Przecież to może ja się mylę, prawda?