Złośliwości
Widmo blokady
dodane 2020-05-11 14:32
Zachorowania w kopalniach to problem. Zobaczymy...
Zamknąć Śląsk, niech nas nie zarażają - słyszę podskórnie w medialnych doniesieniach. Cóż, zdaję się na los. Co będzie to będzie. Wprawdzie niektórych dziwi, że ilość zachorowań w kopalniach wydaje się być wprost proporcjonalna ilości do zalegającego na zwałach węgla, ale cóż. W takiej atmosferze i tak lepiej poza województwo się nie ruszać. Zwłaszcza samochodem. A bo to wiadomo czy nie przyjdzie do głowy komuś zniszczyć "dla przykładu" samochód ze śląską rejestracją? Ludzie bywają różni...
Irytuje mnie, kiedy widzę chodzących po ulicach z maseczkami na brodach. Jak tylko nosa nie zakrywa, jeszcze jakoś rozumiem. I rozumiem, że ktoś idąc wieczorem prawie pustą ulicą podnosi maseczkę dopiero na mój widok. Wiadomo, wcześniej nie miał kogo zarazić. Ale tak nie nosić wcale? Tyle że do głowy by mi nie przyszło filmować takie sytuacje i wysyłać do służb z podaniem danych sąsiada - jak to podobno teraz często się zdarza. No, może dlatego, że rzadko w ogóle widuję sąsiadów, a bez maseczki na ulicy, to w ogóle sobie nie przypominam...
Ale ostatnio fotografowałem. Z okna park. Nie ludzi w nim, ale wiewiórkę. Zwłaszcza jej utarczka ze sroką wyglądała ciekawie. Takie ciekawe rzeczy dzieją się za oknem, tak pracowicie zwierzaki spędzają czas, obskakując okoliczne drzewa, a taki jak ja ludź w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy....
Mówili przyrodnicy, że w czasie zakazu wchodzenia do lasów przyroda odżyła. Heh, wiosną zawsze odżywa, więc nic w tym dziwnego. Zwłaszcza że nie odżyłaby, gdyby wcześniej jej nie było. Dwa tygodnie zakazów nie mogło nijak wpłynąć na populację ani roślin ani zwierząt, ani tym bardziej większych zwierząt. Po prostu te alarmistyczne sygnały, którymi ciągle jesteśmy karmieni tyle tak naprawdę są warte. Zresztą, co tu mówić, także u mnie, niby w mieście, przyroda ma się całkiem dobrze. Na tle tego, co było u nas w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych - bez porównania. Ale "jest trynd", by mówić, jak to jest źle, więc jest źle.
Wspomniałem o wiewiórce. Powinienem jeszcze wspomnieć coś kunopodobnego, co mi włazi do samochodu i zostawia resztki. Niedawno widziałem coś zającopodobnego. Na królika chyba jednak za duże, ale to nie nowina, zające to i z dzieciństwa pamiętam. Dziki? Normalka, Całe stadko buszujące w zaroślach za cmentarzem ostatnio mnie wystraszyło. Zanim zauważyłem, że wcale nie mają ochoty wchodzić mi w drogę. Ale sarny? I gdyby to jeszcze gdzieś w południowych dzielnicach, bliżej lasów... Ale nie. W niewielkich zaroślach między trzema ruchliwymi ulicami, niedaleko niewielkiego osiedla. Tak, w dzieciństwie też widziałem raz czy drugi na torach kolejowych niedaleko ogródków działkowych, ale dziś? Dla wyjaśnienia, bo nie ma obowiązku wiedzieć: mieszkam w samym centrum najczarniejszej części czarnego Śląska. W niemal 140-tysięcznym mieście... Gdybym jednak z niektórych miejsc zrobił zdjęcia można by pomyśleć, że to jakieś dzikie ostępy najdzikszych Dzikich Pól współczesnej Polski. Nie żartuję. Od czasu do czasu robię zresztą takie zdjęciowe sesje, ale ich oczywiście nie publikuję. Szokowoać może tylko to, że to miasto.
Przyroda świetnie sobie radzi. Kiedy giną jedne gatunki, nisze po nich wypełniają inne. Myśleć, ze zniszczymy planetę i cała pozostanie martwą pustynią to raczej przejaw ludzkiej megalomanii...
Dziś naszymi losami kieruje maleńki wirus. Coś, co właściwie nawet nie żyje. Dla jednych to powód do gadania, że przyroda się mści. Zabobon w czystej postaci. Ale inni widzą, jak de facto mali jesteśmy. Paradoksalnie to jednak nie ci, którzy mówią o człowieku jako koronie stworzenia stawiają się w roli panów świata, ale ci, którzy ubóstwiając przyrodę myślą, że jest ona zależna od człowieka. No ale pisałem już o ekologach wierzących, że zdrowie zawarte jest w strzykawce. Nie chcę się powtarzać, choć nieustannie dziwi mnie to ich rozdwojone spojrzenie na rzeczywistość. Wypadało by być konsekwentnym, prawda?
Antyszczepionkowcy przez lemingów establishmentu, tych samych, którzy tyle gadają o konieczności energicznych działań w celu uratowania naszej planety, są traktowani jak kompletne oszołomy. Jeśli pominąć zwyczajnych wariatów, to jest jednak w tym ruchu całkiem sporo rozsądnych ludzi. Czytających ze zrozumieniem farmaceutyczne ulotki. I wcale nie domagających się całkowitego zaprzestania szczepień w Polsce, ale ich racjonalizacji i poddaniu ścisłym medycznym rygorom: badania stanu zdrowia dziecka przed szczepieniem, bezwzględne zgłaszanie odczynów poszczepiennych bez arbitralnego decydowania, że w tym wypadku zadziałały inne czynniki. Czy to działania nierozsądne? Przecież tak być powinno, prawda? Ale nie jest (przynajmniej do niedawna nie było). A z tymi rozsądnymi antyszczepionkowcami nikt nie chce rozmawiać. Lepiej wszystkim przykleić łatkę oszołomów i wariatów. Tak prościej. Nie trzeba zauważać rzeczowych argumentów.
Przekonałem się o tym na własnej skórze. Kiedy jeden z poprzednich ministrów zdrowia zaklinał się, kładąc na szalę cały swój autorytet, że polska służba zdrowia nie korzysta ze szczepionek zawierających związki rtęci (tiomersal), znajomy antyszczepionkowiec podesłał mi parę lików. Sprawdziłem: polska służba zdrowia w tym samym roku zamawiała w polskiej firmie szczepionkę zawierającą tiomersal. Tak wynikało z papierów dotyczących zamówienia publicznego, tak wynikało z ulotki kupowanego produktu. Nawet napisałem na Wierze komentarz na ten temat, podając stosowne linki. I co? Spodziewałem się małej burzy. Odpowiedziała mi cisza. A po jakimś czasie kolejne szyderstwa znanych autorytetów naukowych z antyszczepionkowców... Takie to i naukowe autorytety. Wiedzą. A jeśli fakty wiedzy przeczą, to tym gorzej dla faktów.
A wspominam o szczepionkach dlatego, że wszyscy na nią czekamy. Jedno ukłucie i po strachu przed COVID-19. Znani filantropi już zapowiadają, że przy wsparciu ich pieniędzy ludzkość da radę. Że na pewno znajdziemy. Za rok, półtora roku. Ha, tak jak opracowaliśmy szczepionkę na HIV czy na szkarlatynę - mówią złośliwi. A ci bardziej złośliwi kąśliwie zauważą, że szczepionka zostanie opracowana, jak już połowa ludzkości jakoś tego kowida przejdzie i bliscy będziemy osiągnięcia odporności stadnej. O, wtedy na pewno usłyszymy o zbawiennej dla ludzkości szczepionce, dzięki której, po miesiącach/latach ciężkich bojów ludzkość mogła odetchnąć z ulgą...
No więc zamkną ten Śląsk czy nie zamkną? Gorzelik i spółka już zacierają ręce. Tyle lat walczyli o autonomię Śląska, ale nie znajdowali na Śląsku poparcia. Teraz będziemy mieli precedens. I to stworzony dzięki pomysłowości urzędników z Warszawy przy wsparciu zatroskanych obywateli z całej Polski. Żaden Machiavelli lepiej by tego nie wymyślił :)