Codzienność, Znaki nadziei,
Ukraina
dodane 2014-03-01 20:29
Rosja wysyła na Ukrainę swoje wojska. Załamka?
Jestem całym sercem za Ukraińcami. Gdybym mógł pstryknąć palcami i sprawić, by Rosjanie odeszli, zrobiłbym tak. Ale chyba tak się nie da (nie, wiem, nie próbuję). Rozgoryczony próbuję dziś ocenić plusy i minusy tej sytuacji. Niewątpliwie złej, podłej i tak dalej. Mam jednak nadzieję, że może z tego też wyniknąć jakieś dobro. W sumie więc moje uczucia wahają się od wściekłości do nadziei. O czym myślę? Jak to widzę?
Najpierw znak nadziei. Ukraina nie jest tworem jednolitym narodowo. Na wschodzie i południu mieszka wiele Rosjan, którzy ciągle ciągną ku Rosji ciągnąc za sobą Ukrainę. Może lepiej, jeśli niepodległa Ukraina pozbędzie się tego balastu?
Teraz znak niepokoju. Pierwszy raz od 1945 roku ktoś w naszej części świata zakwestionował ustalone granice. Jestem przekonany, że prawie 70 lat bez ich zmieniania (rozpad państw na mniejsze to nie zmiana granic) to wielka szansa na porzucenie tęsknot za ich zmianą.
Czy chciałbym, żeby Zaolzie było polskie? Odkąd granice się otworzyły i mogę się tam spokojnie osiedlić, nie zależy mi. Nie ma też dla mnie znaczenia, czy do Polski będzie należał Spisz i Orawa. Należą do Słowacji, ale jak chcę, mogę sobie pojechać, pooglądać, a nawet się osiedlić. Nie ma dla mnie znaczenia, czy są rządzone z Bratysławy czy Warszawy. Może nawet lepiej, że z tej pierwszej, bo w Polsce mamy marne porządki (na Słowackich się nie znam). Podobnie nie zależy mi, by do Polski należały Łużyce czy Inflanty. Niech każdy się rządzi jak chce. To, co mnie niepokoi to fakt, że ktoś takie myślenie zakwestionował i ruszył z wojskiem na sąsiada.
Znów znak nadziei. Jakie z perspektywy ludzkiej czy chrześcijańskiej ma znaczenie, czy przynależę do tego czy innego państwa? Przecież moją ojczyzną jest niebo. Jakie ma znaczenie, czy rządzą mną urzędnicy polscy czy rosyjscy?
I znów znak niepokoju. Ta sytuacja może się zamienić w wojnę. A wojna to zawsze łzy, śmierć, głód… tego nikomu nie życzę. Dość nieszczęść na świecie i bez tego.
I kolejny znak niepokoju. Putin pokazał światu, że ma go gdzieś. I że z nikim się nie liczy. Zrobi jak zechce, bo jego kraj jest mocarstwem. Każdy kraj, także Polskę, może spotkać podobny los.
Ale znów tez znak nadziej. Zacznę tak samo jak poprzedni akapit. Putin pokazał światu, że ma go gdzieś. Może w końcu westmeni zauważą, ze obawy Polski i innych nie są jakąś fobią parweniuszy, ale efektem lepszej znajomości Rosji? Może Europa i Ameryka zrobią coś, by nie pozwolić na rozgrywanie małych państw przez Rosję (moea o szantażu gospodarczym)/ Płonna nadzieja być może, ale zawsze jakaś…
I na koniec znak ni to nadziei, ni niepokoju. Rosja dziś atakuje Ukrainę w obronie Rosjan, ale obywatelki Ukrainy. Na wschodzie mają już ogromne rzesze osiedlonych u nich Chińczyków. Być może za jakiś czas Chiny idąc za przykładem Rosji też staną w obronie swoich obywateli. Nie wiem czy to dla świata dobre, ale Rosjanom utarłoby nosa.
Bałagan myślowy, prawda? Ano prawda. Jak mi się to sensowniej w głowie poukłada, to poinformuję świat jakimś bardziej poukładanym komentarzem.