Pytania...
Kościół przyszłości
dodane 2011-12-06 08:08
Jak będzie wyglądał Kościół za 50 lat? Czy parafie przetrwają? Na ile zmieni się rola osób duchownych i świeckich? Już dzisiaj w dużych miastach parafie są coraz bardziej anonimowe a ludzie wybierają sobie kościół, do którego uczęszczają w niedziele i święta, gdzie przyjmują sakramenty i słuchają kazań.
Od kilkudziesięciu lat obserwujemy w Kościele dynamiczny rozwój ruchów i stowarzyszeń, w których liderami są osoby świeckie. Przykładem może być ruch Focolari, założony i prowadzony przez Clarę Lubich, w którym widzieliśmy duchownych, nawet biskupów, podążających w kierunku wyznaczonym przez charyzmatyczną liderkę. Jak to się ma do tradycyjnej hierarchii w Kościele katolickim?
Dynamizm katolickich ruchów w zestawieniu z anonimowością części parafii, szczególnie miejskich, może skłonić do refleksji nad kształtem struktur przyszłego Kościoła. Czy parafie przetrwają, a jeśli przetrwają, to czy centrum żywego Kościoła nie przesunie się na międzyparafialne, a nawet międzywyznaniowe, grupy i wspólnoty? Już dzisiaj w Niemczech funkcjonują parafie personalne dla ponad dwudziestu grup językowych. Samych polaków mieszkających na terenie Niemiec i deklarujących swoje aktywne zaangażowanie w polskie „parafie” jest ponad 200 tysięcy.
Zjawisko braku przywiązania do terytorialnych struktur Kościoła obserwujemy w wielu krajach i od jakiegoś czasu również w Polsce. Jak powinniśmy na to spojrzeć? Bo spojrzeć trzeba. Zamykanie oczu oraz udawanie, że nasze parafie nie są anonimowe i nie są traktowane jako instytucje usługowe, może sprawić, że w ogóle oślepniemy na rzeczywistość. Jako kapłan nie chciałbym pewnego dnia obudzić się w parafialnym skansenie wyuczonych gestów i świadczonych usług pierwszo-komunijno-pogrzebowych, gdy poza nim ludzie będą z entuzjazmem żyli Ewangelią, miłowali się wzajemnie i ewangelizowali.
Dodatkowym znakiem, pewnych widocznych przemian, jest zjawisko „churchingu” obserwowane głównie w dużych miastach. Wierni sami wybierają sobie kościół, do którego chodzą na Eucharystię i w którym przystępują także do innych sakramentów. Wybierają sobie konkretnego kaznodzieję, którego homilie poruszają ich serca i umacniają w wierze. Pokarmu duchowego szukają sami. Dokonują sami wyboru jakie katolickie inicjatywy wspierać. Nie czują się związani z własną parafią.
Nie musimy obawiać się o przyszłość Kościoła, bo wiemy, że będzie trwał na wieki i bramy piekielne go nie przemogą. Ta pewność jednak nie zwalnia nas od zadawania sobie pytań o jego przyszły kształt. Jak będzie wyglądał za 50 lat? Czy powinniśmy odnawiać życie parafialne czy też umacniać nowe formy jednoczenia się we wspólnym dziękczynieniu i ewangelizacji?
Najrozsądniejszą po ludzku odpowiedzią na to pytanie byłoby dołożenie wszelkich starań, by chrześcijańskie życie kwitło zarówno w parafiach jak i poza nimi. Ewangelia bywa jednak radykalna i przypomina, że „nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi (por. Mt 6,24). Z praktyki wiem, że wielu ruchom, wspólnotom i grupom międzyparafialnym brakuje oddanego sercem kapłana. „Od lat szukamy księdza, który miałby dla nas czas – zwierza się lider jednej z grup Odnowy w Duchu Świętym – ale Jezus i tak czyni cuda przemieniając najbardziej pogubionych – dodaje. „Wciąż modlimy się, by ktoś nas przygarnął i troszczył się o nas jak dobry pasterz. Na razie ja robię za pasterza i ojca”.
W Polsce brakuje księży i jest ich jednocześnie zbyt wielu? Nie ma ich tam, gdzie są najbardziej potrzebni. Czy za 50-lat będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia i przestawić się z pracy w tradycyjnych parafiach na pracę mniej stabilną lecz bardziej efektywną. Czy wyjdą do ludzi zamiast czekać aż ktoś przyjdzie i zamówi Mszę świętą według cennika usług parafialnych?